[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uśmiechnął się, wyjmując zawartość z opako wania. MISTERNY PLAN 116 - Nie wiesz, dlaczego nie potrafisz mi się oprzeć? - Aha. - Pogładziła go po włosach i wsunęła nogę między jego uda. - Nie zawracaj sobie tym głowy. - Pochylił się, żeby pocałować zagłębienie pomiędzy jej piersiami. - Nie niektóre pytania nie ma od powiedzi. Po prostu uznaj, że tak jest i tyle. - Jak sobie życzysz, wspólniku. - Wypręży ła się zachęcająco. Dłoń Travisa zsuwała się coraz niżej, a kiedy Juliana poczuła ją na swo im udzie, westchnęła gwałtownie. Najmniejsze dotknięcie jego palców wywoływało w niej dreszcz podniecenia; gdy zaczął całować jej piersi, z trudem powstrzymała się od głośnego okrzyku. Była coraz bardziej gorąca i rozna- miętniona. Przekręciła się nieco i wtuliła w niego jesz cze mocniej. Dotykała jego ramion, brzucha i ud, po raz kolejny odkrywała najbardziej in tymne miejsca, których tajemnice poznała pod czas ich pierwszej wspólnej nocy. Mięśnie ple ców i ramion miał mocno napięte; czuła ros nące w nim pożądanie. Zwiadomość, że tak bardzo jej pragnie, wyzwoliła w niej gwałtow ną reakcję. Przylgnęła do niego mocno, z ra dością i uniesieniem poddając się jego piesz czotom. Przeciągnęła paznokciami po jego ra mionach. Jayne Ann Krentz 117 - Jesteś kobietą, która zostawia po sobie ślady - powiedział niewyraznie, odwracając ją na plecy. - Co mówisz? - Nieważne. Obejmij mnie, mocno. Juliana przygarnęła go do siebie. - Teraz - wyszeptała. Przymknęła oczy i zaci snęła nogi wokół jego bioder. - Chodz do mnie. Kocham cię. Obchodził się z nią delikatnie, niespiesznie, jakby chciał przedłużyć tę chwilę; Juliana przy ciągnęła go gwałtownie, niecierpliwie. - Travis -jęknęła, wpijając się w niego. - Nigdzie bez ciebie nie pójdę. Oddychała coraz szybciej, czując, że powoli traci nad sobą kontrolę. Poddała się tej fali, a on zamarł na moment i w ostatnim pchnięciu opadł na nią całym swoim ciężarem. W tej długiej chwili cały świat przestał się dla nich liczyć. Po jakimś czasie Travis poruszył się lekko i spojrzał na Julianę w ciemności. Uśmiechała się sennie, rozcierając palcami drobne kropelki potu na jego ramionach. - Nie bój się - odezwała się, ziewając delikat nie. - Nie będę o tym wspominać. - O czym? - O małżeństwie. - Przecież właśnie wspomniałaś. - Pocałował ją lekko w czubek nosa. MISTERNY PLAN 118 - Ale zmieniam temat na ważniejszy. - Czyli jaki? - Kto zrobi rano herbatę. - Niech ci będzie, tym razem ja. - Co za zgodny mężczyzna. - Ziewnęła jesz cze raz i zasnęła. Trzy dni pózniej, o wpół do jedenastej przed południem Travis siedział przy swoim biurku w siedzibie Sawyer Management Systems i za stanawiał się, czy powinien zrobić sobie prze rwę na kawę. Do Charisma Espresso było zaled wie parę przecznic. Mógł się tam przejść, po rozmawiać chwilę z Julianą i wziąć kawę na wynos. Za jakieś dwadzieścia minut byłby z po wrotem. Ale gdyby napił się kawy z biurowego dzban ka, to oszczędziłby piętnaście minut. A pracy przy Flame Valley miał tak wiele, że niemal każda minuta była na wagę złota. Z niechęcią popatrzył na papiery piętrzące się na jego biur ku. Naprawdę wykonał kawał dobrej roboty, przygotowując się na przejęcie hotelu. I szcze rze mówiąc, nie widział sposobu, żeby go urato wać. Trzeba by na nieokreślony czas odłożyć spłatę długów, a na dodatek postawienie całego przedsięwzięcia na nogi wymagało potężnego zastrzyku finansowego. To było koszmarne za danie. Jayne Ann Krentz 119 Za każdym razem, kiedy przypominał sobie ślepą wiarę Juliany w jego możliwości, klął w du chu. Próbował nie myśleć o tym, co się stanie, jeżeli mu się nie powiedzie. Zadzwonił telefon na jego biurku. - Przyszła pani Kirkwood, chce z panem roz mawiać. Travis zacisnął zęby. Ostatnia rzecz, jakiej sobie życzył, to spotkanie z Elly. Ale nie miał innego wyjścia. - Proszę, niech wejdzie. Chwilę pózniej Elly stanęła w drzwiach. Krót ka fryzura podkreślała jej delikatne rysy. Przy swojej znakomitej figurze doskonale wyglądała w obcisłych białych spodniach i białej jedwab nej bluzce. Duże niebieskie oczy, których spoj rzenie wydawało się kiedyś Travisowi tak jasne i szczere, wypełniał lęk. Przez moment aż zdzi wił się, że mógł kochać tę kobietę. Przy Julianie wyglądała jak słodka blada azalia obok pysznej orchidei. - Witaj, Elly. Siadaj, proszę. - Travis niechęt nie wstał i wskazał stojące obok krzesło. - Dziękuję. - Elly przyglądała mu się badaw czo. Sprawiała wrażenie zdenerwowanej, ale jed nocześnie bardzo zdeterminowanej. - Przyszłam, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |