[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomieszczeniach pod pokładem. - Wrócę, jak tylko się rozejrzę. - Wspiął się na drabinę i zniknął na górze. Elizabeth i Roger związali i zakneblowali nieprzytomnego marynarza, a potem ułożyli go w kącie. - Zawsze będziesz trzymać jego stronę? - odezwał się posępnym tonem Roger. Oparła się o ścianę statku. Pękała jej głowa, a pusty żołądek kurczył się co chwila boleśnie pod wpływem kołysania statku. - Wiele muszę wynagrodzić memu mężowi. Może Miles miał rację, że mogłam coś zrobić tego dnia, gdy znalazłeś nas w chacie. Nigdy nie docierały do ciebie rozsądne słowa, ale powinnam była chociaż spróbować przemówić ci do rozumu. - Obrażasz mnie! Zawsze byłem dla ciebie dobry. - Nie! Zawsze wykorzystywałeś moją wdzięczność. A teraz posłuchaj. Ktokolwiek jest winien wpakowania nas w tę kabałę, musimy jakoś sobie poradzić. A ty musisz zaufać Milesowi. - Zaufać Montgomery'emu? - Dwojgu Montgomerych! - podkreśliła ze złością. Roger dłuższy czas milczał. W końcu mruknął: - To Alice... Przyniosła mi list od żony Gavina. Wiedziała, gdzie masz się spotkać z... - Z mężem - dokończyła. - Och, Rogerze!... - Na jej twarzy odmalowało się przerażenie. - Nicholas! Został sam z Alice. Musimy wracać do mojego syna. Położył jej dłoń na ramieniu. 188 POTRZASK - Dziecko jest strzeżone i rozkazałem, by nie dopuszczać do niego Alice. - Ale co się z nim stanie, jeśli nie wrócimy? - Bez wątpienia rodzina Montgomerych się nim zaopiekuje. Spojrzeli sobie w oczy i Roger w tym momencie zrozumiał, co właśnie powiedział. Był bliski przyznania, że, być może, nie miał racji w swoich oskarżeniach wobec Montgomerych. Słowa Elizabeth zaczęły powoli do niego docierać. Wstrzymali oddech, kiedy luk się otworzył, i westchnęli oboje z ulgą na widok Milesa. Elizabeth podbiegła i rzuciła mu się na szyję, niemal wytrącając mu z rąk tobołek, który przyniósł. - Sądzimy, że to Alice uknuła porwanie. Och, Miles, nic ci nie jest? Przyjrzał jej się podejrzliwie. - Szybko zmieniasz nastrój od oziębłości do euforii. Nie, nie miałem żadnych kłopotów. Przyniosłem jedzenie i ubrania. Rzucił Rogerowi bochenek czarnego chleba, a Elizabeth podał zawiniątko z ubraniem. Zerknął na związanego i za kneblowanego marynarza, który przyglądał im się szeroko otwartymi oczami, i usiadł. Oprócz chleba zdobył trochę suszonego mięsa i dzban grogu. - Co widziałeś? - zapytał Roger. Miles wiedział, ile kosztowało Chatwortha zadanie mu tego pytania. - To stara łajba, ledwie trzyma się kupy, a prawie cała załoga jest pijana albo półżywa. Nawet jeśli wiedzą o po rwaniu, niewiele ich to obchodzi. - To pasuje do znajomych Alice... - powiedziała z przeką sem Elizabeth. - Płyniemy do Francji, tak jak podejrzewałeś? - Tak. Rozpoznałem wybrzeże. Wymkniemy się, kiedy się ściemni, spuścimy na wodę łódz i popłyniemy do brzegu. Nie będziemy czekać na radosny koniec rejsu. Popatrzył na Rogera, a ten skinął głową. 189 I JUDE DEVERAUX - A jak wrócimy do Anglii? - spytała Elizabeth przeżuwając twardy chleb. - Mam krewnych jakieś cztery dni drogi od miejsca, gdzie wylądujemy. Jeśli do nich dotrzemy, wszystko powinno być w porządku. - Przecież nie mamy koni ani jedzenia na podróż - skon statował ponuro Roger i napił się ohydnego trunku. - Może damy sobie radę - powiedział spokojnie Miles i wziął od niego dzbanek. - Tak, może... - po raz pierwszy zgodnie odezwał się Roger. Dokończyli jedzenie, a potem Elizabeth i Roger włożyli zdobyte przez Milesa ubrania. Podarty marynarski podkoszulek opinał piersi Elizabeth i z satysfakcją zauważyła, że Miles ukradkiem na nią zerka. Upewniła się już, że nawet jeśli ma do niej żal, nadal jej pragnie, poza tym powiedział przecież, że myślał o niej bez przerwy. Kiedy w dusznej ładowni zapadł jeszcze gęstszy mrok, Miles znowu wyślizgnął się na pokład, lecz tym razem nie było go strasznie długo. Wrócił z pustymi rękami. - Wyładowałem łódz całą żywnością, jaką udało mi się znalezć. - Spojrzał na Rogera. - Muszę ci zaufać, Chatworth. Elizabeth pójdzie w środku, a ty z tyłu. Roger, podobnie jak Miles, był zbyt wysoki, żeby wypros tować się w ładowni. Miles mógł uchodzić za marynarza w obszarpanym żeglarskim stroju, z ciemnym zarostem i płonącymi dziko oczami, ale Roger nie. Szwy za małej bluzy rozeszły się na jego potężnym ciele, a arystokratyczna jasna karnacja w niczym nie przypominała spalonego słońcem i wysmaganego wiatrem oblicza żeglarza. A Elizabeth wy glądała wręcz beznadziejnie w obcisłym przebraniu. Była zbyt delikatnej budowy, żeby udawać mężczyznę. Pod bacznym spojrzeniem marynarza skulonego w kącie wyszli na pokład. Miles skradał się kilka kroków z przodu z małym sztyletem w dłoni. Była to jedyna broń, z którą 190 POTRZASK wrócił. Nie wyjaśnił, jak ją zdobył. Zwieże nocne powietrze uświadomiło Elizabeth, jaki smród panował w ładowni. Z rozkoszą odetchnęła, czując na twarzy powiew wiatru. Miles chwycił ją za ramię i popchnął lekko, żeby wzięła się w garść. Na pokładzie było trzech ludzi - jeden przy sterze i dwóch przechadzających się przy burtach. Miles kucnął przy wielkim zwoju lin, a Elizabeth i Roger poszli w jego ślady. Prawie na klęczkach, powoli przesuwali się wzdłuż burty statku. Kiedy Miles zatrzymał się i machnął ręką, Roger od razu zrozumiał. Prześlizgnął się przez burtę i Elizabeth wstrzymała oddech, czekając na plusk wody, nic jednak nie usłyszała. Po chwili Miles machnął też na nią. Niewiele myśląc, przełożyła nogę przez burtę, a potem przeciągnęła resztę ciała. Wpadła w ręce Rogera, który cicho posadził ją w łodzi. Z bijącym sercem patrzyła, jak Roger, wspomagany z góry przez Milesa, zaczyna powoli opuszczać łódkę. Napiął mięśnie do granicy wytrzymałości, żeby łódz nie narobiła hałasu uderzając o wodę. Wstała, żeby mu pomóc, ale niecierpliwym gestem nakazał jej zostać na miejscu. Kiedy wróciła do ławki, zawadziła o coś nogą. Z trudem zdusiła krzyk - zobaczyła rękę martwego marynarza. Nagle łódka niebezpiecznie przechyliła się na bok. Usłysza ła, jak Roger ciężko dyszy, walcząc z linami. Miles z jakiegoś powodu puścił je na górze. Rogerowi udało się położyć łódz na wodzie, po czym niecierpliwie zadarł głowę, wypatrując Montgomery'ego. Zniknął bez śladu. Elizabeth poczuła, że ogarnia ją panika. Do czego może posunąć się jej brat w swojej nienawiści? Czy ona da mu radę, jeśli Roger postanowi zostawić Milesa? Roger jednak najwyrazniej niespokojnie wypatrywał Mont gomery' ego. Kiedy bliska już była łez z przerażenia, Miles wyjrzał przez 191 JuDE DEVERAUX burtę, sprawdził, gdzie jest Roger, i za chwilę zrzucił mu w ramiona następne ciało. Chatworth, jakby tylko na to czekał, nie zachwiał się nawet, kiedy uderzył go ciężar zwłok. Miles błyskawicznie spuścił się po linie, a gdy dosięgnął nogami łódki, Roger odpychał ją już od burty statku i chwytał wiosło. Miles cisnął drugie ciało obok pierwszego zabitego i też zaczął wiosłować. Elizabeth bez słowa obserwowała, jak obaj wspólnie pracują, a łódka znika w mroku nocy. 16 Trzeba się ich pozbyć - padły pierwsze słowa po godzinie milczenia. Miles zgodnie skinął głową i dalej wiosłował, kiedy Chatworth wyrzucał ciała do wody. Roger wrócił do wioseł. - Musimy zdobyć inne ubrania. Coś zwykłego, co nie będzie wzbudzać żadnych podejrzeń. - Jakich podejrzeń? - spytała Elizabeth. - Myślisz, że marynarze będą nas szukać? Roger i Miles wymienili porozumiewawcze spojrzenia. - Jeśli ktoś nas rozpozna, natychmiast zostaniemy ujęci dla okupu - wyjaśnił cierpliwie Roger. - Ponieważ podróżujemy bez straży, musimy pozostać incognito. - Może jako wędrowni muzykanci - dorzuciła Elizabeth. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |