[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pański kemping natychmiast znów się zapełni. - Chciałbym w to wierzyć - Miles Manning chrząknął. - Tymczasem zamierzam prowadzić wszystko tak, jak dotąd - pokazy, zabawy - wszystko by odciągnąć uwagę ludzi od krabów. - To najlepsze, co może pan zrobić. Obawiam się jednak, że będziemy musieli stworzyć dodatkowy system ochrony wokół pańskiego falochronu. Oglądałem go - wygląda niezle, ale nie możemy podejmować żadnego ryzyka. Na zatoce stoi też niszczyciel Królewskiej Marynarki. Te kraby muszą zostać starte z powierzchni ziemi. - Jak pan sądzi, skąd się wzięły? - W tej chwili możemy tylko zgadywać. Krążyły pogłoski o radzieckich eksperymentach z podwodnymi wybuchami jądrowymi, które mogły doprowadzić do mutacji, ale nie mamy na to dowodu. Gdybyśmy mogli zabić choć jednego kraba i dokładnie go obejrzeć, być może doszli-byśmy do czegoś sensownego. Ale na razie naszym zadaniem jest powstrzymać ich inwazję na ląd i zatnie tego kraba w jeziorze, zanim wybuchnie panika. A przy okazji, jak czuje się ten chłopczyk, który widział kraba? Rozmawiałem z nim 92 przed paroma godzinami i był wtedy w strasznym szoku. - Nic mu nie będzie. - Miles Manning odsunął krzesło i wstał, co było znakiem, że spotkanie zbliża się ku końcowi. - Jeden z moich strażników opiekuje się nim, jego matką i siostrą. Matka jest bardziej roztrzęsiona niż chłopak. Wie o tym, że jej dzieciaki dwa razy cudem tylko uniknęły śmierci. - Tak, to prawda. - Cliff Davenport wyciągnął rękę. - Dziękuję za współpracę, Manning. Teraz muszę wracać do kwatery głównej w Barmouth. Jest już po dziesiątej. Gdyby chciał mnie pan złapać, to tutaj jest mój numer telefonu. Myślę, że oddziały specjalne zajmą się krabem w jeziorze. Jeśli uda im się go zabić, wrócę tu jutro i zrobię sekcję. Po wyjściu profesora Miles Manning siedział jeszcze długo przy swoim biurku. Może te kraby zrobią mu jednak przysługę i wydłużą czas przebywania gości na kempingu? Ale tymczasem napięcie może wzrosnąć. Jeśli wybuchnie masowa histeria, to on, Manning może mieć sporo kłopotów. Strażnicy i obsługa obozu zostali o wszystkim poinformowani, ale czy dadzą sobie radę? Manning choć był wyczerpany, wiedział, że nie zaśnie; przynajmniej dopóty, dopóki krab kryjący się w jeziorze nie zostanie zgładzony. Znużony wyszedł z pokoju. Lepiej pójdzie i 93 sprawdzi, czy wszystko przebiega zgodnie z planem. Wschód będącego prawie w pełni księżyca minął praktycznie nie zauważony w blasku sztucznych świateł, dzięki którym na kempingu było niemal tak jasno jak w dzień. W salonach bingo panował hałas i tłok, gdyż goście za wszelką cenę chcieli rozrywki. Wesołe miasteczko wciąż było otwarte i oblegane. Przedstawienie właśnie się skończyło i tłumy wychodziły z teatru; wczasowicze stawali w kolejkach po ryby, chipsy i hot-do-gi. Co dziwne, stoiska z morskimi przysmakami nie miały specjalnego powodzenia, ale nie kojarzono jeszcze tego faktu z krabami. Jezioro oświetlały reflektory. Rząd opancerzonych samochodów dochodził niemal do linii zdemolowanej poręczy. %7łołnierze znali swoje zadania, wszyscy wpatrywali się w wodę. Jak dotąd, na brudnej wodzie nie było nawet jednej fali, która mogłaby zdradzić obecność przyczajonego skorupiaka. Być może wcale go tam nie było, może nie zauważony przedostał się do morza. Było to pobożne życzenie wczasowiczów, pragnących wrócić do domów. A jednak krab tam był. Nigdzie indziej bowiem być nie mógł. Młody żołnierz dotknął karabinu. Nie mógł przestać myśleć o zabitych z bazy 94 na Shell Island. Poczuł dreszcz emocji. Chodz tu gnojku, pokaż się i skończmy z tym. Zabij mnie, lub zgiń sam. Z wolna milkły wszelkie hałasy. Bingo i wesołe miasteczko zostały zamknięte na noc. Tłum rozpraszał się. Pozostali jedynie ci najbardziej "nawiedzeni", którzy zdecydowali się poczekać na jakąś akcję. Wcześniej czy pózniej coś się z pewnością wydarzy. Najgorsza była cisza. %7łołnierz nasłuchiwał, próbując wyłowić z niej jakieś dzwięki. Wyraznie słyszał szumiące nieco poniżej morze i fale rozbijające się o falochron z taką siłą, jakby próbowały go zniszczyć po to, by krabia armia mogła wypełznąć na brzeg, siejąc śmierć i zniszczenie. Wszystkie spojrzenia utkwione były w ciemnej wodzie. Co chwila komuś zdawało się, że widzi jakieś fale czy kształty, które w rzeczywistości były tylko cieniami rzucanymi przez poruszające się reflektory. Wszyscy czekali. Kilka mil od portu Bar-mouth wielka grupa krabów także czekała. Niedługo księżyc osiągnie pełnię. To będzie sygnał do ataku, gdyż właśnie księżyc, powoduje powstawanie przypływów. Dlatego jest on bogiem stworzeń zamieszkujących głębiny. To on, gdy wybije godzina, poprowadzi kraby do walki. Rozdział 8 Wczesny poniedziałkowy ranek - Blue Ocean Jean Ruddington naprawdę zamierzała zjawić się na Marinę Paradę około szóstej. Tylko podróż z żołnierzami stwarzała możliwość powrotu na kemping Blue Ocean. - Nie musisz wracać. - Gerry jeszcze się ubierał; jego spocona i ciemna skóra aż błyszczała. Postanowił, że prysznic wezmie pózniej, a może nawet zrezygnuje z niego, aby zachować ten lekko cierpki zapach, który jeszcze jakiś czas będzie mu przypominał ich miłosne igraszki. - Muszę - była nieugięta. - Mam pracę i nie mogę sobie pozwolić, aby ją stracić, bo o nową nie jest teraz łatwo. Gram dziś wieczór w specjalnym przedstawieniu, które ma podtrzymać dobry humor gości i odwrócić ich myśli od krabów. - Zamiast tego mogłabyś tu ze mną zostać. - Nie masz pracy - odcięła się nagle zirytowana. - Kiepsko by nam się wiodło, gdybyśmy musieli żyć z twojego zasiłku. Nie możesz przecież nazwać pracą twojego wózka z hot-dogami. 96 - Damy sobie radę. Niezle teraz zarabiam. - "Damy sobie radę", to bardzo praktyczny zwrot. Dostałam dobrą pracę i zamierzam ją utrzymać. Zarobki w Blue Ocean są o wiele wyższe niż na pozostałych kempingach. - Pewnie, że są... teraz - zadrwił - ale poczekaj trochę. Niech tylko Manning poczuje się pewnie, będzie dawał tyle samo, co inni. Ten Blue Ocean staje się cholerną imprezą. Manning nie może wiecznie urządzać darmowych przyjęć na swoim jachcie. - Cóż, wracam dzisiaj - z zaciśniętymi wargami odwróciła się od niego i spojrzała na drzwi. Już kiedyś Gerry zmęczył ją, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ] |