[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swój wiek. Le\ała na ziemi przed domem i robiła orła ze śniegu. I kiedy tak le\ała na plecach odgarniając biały puch i robiąc anielskie skrzydła, tu\ za nią zatrzęsła się gałąz. Poderwała się, kaszląc i plując. A ktoś pomógł jej utrzymać równowagę. Troskliwie starał śnieg z twarzy. Pierwsze, co zobaczyła, gdy odzyskała jasność widzenia, to ciemne dłonie i szczupłe nadgarstki. A potem twarz: regularne rysy i ciemnie rozbawione oczy. -Cześć, jestem David Blackburn. Dopiero się tu przeprowadziliśmy- powiedział. Ocierał jej śnieg z twarzy.- Uwa\aj, Znie\ko. Nie wiadomo, czy następnym razem będę w pobli\u. Gdy na niego spojrzała, poczuła, jak serce bije jej w piersi. Odeszła z głową w chmurach. Zakochana. -Pomyliłem się, wydawało mi się, \e& - ciągnął David \e jesteś o wiele młodsza i bardziej krucha.- Zamilkł, po chwili dodał z podziwem:- Ale ty jesteś inna. Dopiero wczoraj to do mnie dotarło. Gillian zrozumiała. David nie darmo cieszył się reputacją buntownika. Podobały mu się dziewczyny śmiałe, odwa\ne i zdecydowane. Gdyby był rycerzem, nigdy nie zakochałby się w rozpieszczonej księ\niczce z zamkowej wie\y. Wybrałby kobietę walczącą, mo\e rozbójniczkę, która wraz z nim dzieliłaby przygody i była równie twarda jak on. Oczywiście jest opiekuńczy, ratuje udręczone dziewice. Ale nie kręcą go. -A teraz- mówił dalej.- A teraz, ty& - Rozło\ył ręce. W ogóle na nią nie patrzył. Jestem spoko, pomyślała Gillian z rozkoszą. -Jesteś niesamowita- mówił David.- I jestem wściekły, \e cię wcześniej nie zauwa\yłem. Gillian nie mogła oddychać. Było coś między nimi, jakby napięcie elektryczne. Powietrze zgęstniało, czuła je na skórze. Jeszcze nigdy nie było tak pobudzona, a jednocześnie cały świat przestał się liczyć, istnieli tylko oni, ona i David. Nawet głos w jej głowie dobiegał jakby z daleka. Oj, Wa\ko, mamy towarzystwo. Nadciąga. Gillian nie drgnęła. Wyprzedził ich samochód. Niewiele widziała przez zaparkowane szyby mustanga, ale wydawało jej się, \e dostrzegła wpatrzone w nich twarze. David chyba w ogóle niczego nie zauwa\ył. Ciągle gapił się na skrzynię biegów, a kiedy w końcu się odezwał, mówił cicho. -No więc, przepraszam, jeśli cię uraziłem. Teraz cię widzę. Podniosła głowę. I nagle Gillian zrozumiała, \e zaraz ją pocałuje. Rozdział 7 Poczuła dumę, podniecenie i coś jeszcze, coś głębszego, czego nie potrafiła opisać, bo nie znała odpowiednich słów. Miała wra\enie, \e zagląda w głąb jego duszy. Patrzyła na świat jego oczami& To, co czuła, przypomniało mieszankę ró\nych doznań: odkrycie czegoś nowego albo daja vu. Jakby dzisiaj była gwiazdka. Przypominało doznania dziecka, które zgubiło się w obcym miejscu i nagle usłyszało głos matki. Ale tak naprawdę to było coś jeszcze innego, coś więcej ni\ nieoczekiwanie powitanie& Dziwna bliskość& Poczucie przynale\ności& Nie umiała się z tym wszystkim uporać, bo te\ nigdy dotąd czegoś takiego nie doświadczyła. Ba, nigdy o czymś takim nawet nie słyszała. Ale czuła, \e kiedy David ją pocałuje, wszystko zrozumie i dostąpi objawienia. I to nastąpi- zaraz. Był coraz bli\ej, nie spieszył się, ale wydawało się, \e przyciąga go do niej jakaś potę\na siła. Gillian opuściła wzrok, ale nie odsunęła się, nie odwróciła twarzy. Był ju\ tak, blisko, \e czuł jego oddech. Zamknęła oczy. Czekała, a\ poczuje na ustach ciepło jego warg& I wtedy coś w jej głowie drgnęło. Cichy szept, gdzieś na dnie świadomości, ledwie słyszalny. Nawet nie wiedziała skąd się wziął. Tanya. Szok był tak wielki, \e miała wra\enie, i\ czuje lód na gołej skórze. Chciała to zignorować, ale nie mogła, odsunęła się. Spojrzała w okno. Niczego nie widziała, poniewa\ okno zeszło parą. Byli zamknięci w kokonie bieli. -Nie mogę. To znaczy& Nie w ten sposób. To nie w porządku, bo ty& Bo ciągle jesteś z Tanyą. -Wiem.- Sądząc po głosie Davida, miało się wra\enie, \e obudził się z głębokiego snu. Albo dopiero co wynurzył się, z wody i rozglądał dokoła oszołomiony.- Masz rację. Nie wiem, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |