[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kocham panią, nie mogę żyć bez pani. Nigdy się nie rozstawajmy. - To niemożliwe, przecież pan wie! Nie odpowiedział. Pochylił się i pocałował. Całował długo i stali tak, przytuleni do siebie, jak dwoje dzieci zagubionych w ciemności, bezpieczni w cieple własnych ciał. Przyciągnął ją i przycisnął mocno, chcąc powiedzieć, że nigdy nic ich nie rozdzieli. Rozdział siódmy Jenkins przeszedł sam siebie i obiad był wspaniały. Zwłaszcza dodatek złotego wina o smaku słońca. Yamina myślała tylko o mężczyznie siedzącym naprzeciw. Kiedy wzrok ich się spotykał, miała wrażenie, że ziemia przestaje się kręcić. Pytała siebie, jak mogła uważać go za zimnego i pełnego dystansu, jego, który był samą czułością. Z jego głosu emanowały zupełnie nowe tony. Nigdy nie myślała, że przyjdzie dzień, w którym będzie tak bezgranicznie szczęśliwa. W Rosji, bardziej niż gdzie indziej, miłość stanowiła część życia. Muzyka, literatura, myśl - wszystko to było ożywione uczuciem. Yamina była wtedy tylko widzem, tak jak podziwia się obraz, nie mogąc go przeniknąć, jedynie obserwując, mimo iż jest nieskończenie piękny. Teraz wszystko się zmieniło. Była w samym środku obrazu, współuczestnicząca w jego treści i było to zupełnie różne niż jej oczekiwania lub nawet wyobrażenia. Oddałaby chętnie własne życie za niego, ale problem nie polegał na tym, żeby umrzeć, ale by żyć.. Po skończonym lunchu Jenkins sprzątnął ze stołu i zostawił ich samych. Yamina wstała i zbliżyła się do otwartego iluminatora. Na zewnątrz panował spokój, ciepłe i złote światło zalewało kabinę. Szmaragdowe morze barwiło się lazurem wokół wysepek. Oświetlenie to wydawało się jej nowe, nieznane. To słońce bogów nadawało dalekim wzgórzom tak delikatny odcień. Powietrze zdawało się zupełnie nieziemskie, pełne drżeń światła. Zbliżali się do jednej z wysp, gdzie mitologia umiejscowiła boginkę grającą na lirze, inną na flecie, trzecią na piszczałce pasterskiej. Yamina prawie słyszała ich cudowne, delikatne tony, przenoszące się ponad szumem fal. Ale pieśń ta śpiewała w jej duszy, a był to śpiew miłości i radości z obecności ukochanego. Castleford widział tylko ją w aureoli słonecznej, wyraznie odcinającą się na tle jasnego nieba. - Chodz, Yamino - poprosił - chcę z tobą porozmawiać. - Myślę, że rozsądniej by było trzymać się nieco z daleka od pana. Uśmiechnął się czule. - Jeśli pani się łudzi, że mi umknie, to się pani myli. - Próbuję tylko myśleć, a to przy panu staje się niemożliwe. - W każdym przypadku to jest niepotrzebne. Wszystko już zdecydowałem. Więc proszę tu przyjść do mnie, bardzo proszę. Wolno odwróciła się ku niemu i nagle rzuciła mu się w wyciągnięte ramiona. Zmiejąc się ze szczęścia przyciągnął ją do siebie. Zadrżała. - Droga - słodka, nieprzejednana Yamino! Spuściła oczy, wzruszona uczuciem, które drgało w jego głosie. Przytulił ją jak skarb najdroższy, podziwiając długie czarne firanki rzęs rzucające delikatny cień na policzki. - Czy jest pani gotowa, mój aniele, wysłuchać spokojnie, co postanowiłem? - Tak, pan wie dobrze, że tak, ale nie obiecuję, że zgodzę się na plany, które by pociągnęły za sobą przykrości dla pana. - Jedyna rzecz, która doprowadziłaby mnie do rozpaczy, to utrata pani. Choć nie odpowiadała, czuł, że jest spięta. Dodał jeszcze: - Dlatego pobierzemy się natychmiast po złożeniu przeze mnie dymisji. Spojrzała na niego prawie przerażona. - Nie, nie i jeszcze raz nie! Wyrwała mu się i stanęła za krzesłem, szukając oparcia dla nóg, które odmawiały jej posłuszeństwa. - Niech pan nie przypuszcza, że pozwolę na podobne głupstwa! Porzucić karierę! Dla mnie! Nie! - Decyzję powziąłem - odpowiedział władczo. - Mam jeszcze tylko jedno pytanie: czy zechce pani uczynić mi ten zaszczyt i zostać moją żoną? - Proszę posłuchać... Błagam, proszę posłuchać. - zawołała. - Jak może pan [ Pobierz całość w formacie PDF ] |