[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nadal jest odurzona  powiedziała Jenny.  I będzie jeszcze przez chwilę.
 Salsbury wie, że musi nas załatwić  mówił Sam; stał w nogach łóżka, wpatru-
jąc się w dziewczynkę.  Kiedy tylko zdecyduje się, jak to zrobić, przyjdzie. Nie mamy
czasu na czekanie, aż środek uspokajający przestanie działać. Musimy pomóc Ryi wyjść
z tego stanu.  Spojrzał na Jenny.  Wsadzisz ją pod zimny prysznic na dłuższą chwi-
lę. Przygotuję świeżą kawę.
198
 Kawa, niedobra kawa  markotnie powiedziała Rya.
 Ale herbatÄ™ lubisz, co?
 Dooobra.  Ziewała.
Sam szybkim krokiem zszedł na dół zaparzyć dzbanek herbaty.
Jenny wygoniła Ryę z łóżka do łazienki, na koniec korytarza.
Paul zszedł do bawialni czuwać przy zwłokach Marka do chwili, kiedy Rya będzie go-
towa udzielać odpowiedzi.
Kiedy zdecydujesz się stawić czoło temu wielkiemu, błyszczącemu, połyskującemu
chromowanymi okuciami amerykańskiemu światu wedle jego zasad, pomyślał, wszyst-
ko zaczyna się kręcić. Coraz szybciej, szybciej i szybciej.
15.26
Doktor Troutman oparł się o framugę drzwi i powiedział:
 Rano będzie z nim lepiej.
 To Å›wietnie  ucieszyÅ‚ siÄ™ Bob àorp.  Możesz już poczÅ‚apać do domu.
 Trzymajcie się  powiedział lekarz, wpychając do ust ostatni kawałek batonu,
i wyszedł.
 Wez kogoÅ› do pomocy  rozkazaÅ‚ Salsbury àorpowi.  PrzenieÅ›cie ciaÅ‚o do
celi. Rozciągnijcie na pryczy, żeby wyglądało, że Buddy śpi.
16.16
Deszcz bulgotał hałaśliwie w rynnie obok kuchennego okna. W pokoju pachniało
cytrynÄ….
Para unosiła się z czajniczka do herbaty i delikatnej filiżanki.
Rya otarła łzy, zamrugała. Nagle przypomniała sobie:
 Och. Och, tak...  Jestem klucz .
16.45
Ulewa przeszła nagle w drobny kapuśniaczek. Wkrótce deszcz zupełnie przestał pa-
dać.
Salsbury odchylił jedną listewkę żaluzji i wyjrzał na North Union Road. Woda pod-
niosła się do poziomu chodników. Na rynku, tam gdzie kratki ściekowe zatkały się li-
śćmi i trawą, potworzyły się miniaturowe jeziorka. Krople dżdżu ściekały z drzew jak
wosk z rozgrzanych świec.
Z zadowoleniem witał koniec ulewy. Zaczął się już martwić, że złe warunki atmosfe-
ryczne uniemożliwią lot helikoptera Dawsona.
199
Tak czy inaczej, Dawson musi dostać się dziś wieczorem do Black River. Właściwie
Salsbury nie potrzebował pomocy do załatania tej sytuacji, ale potrzebował kogoś, na
czyje barki mógłby zrzucić część winy, gdyby eksperyment się nie udał.
Obecnie dziaÅ‚ania też nie byÅ‚y pozbawione ryzyka. MógÅ‚ posÅ‚ać Boba àorpa i kilku
jego zastępców do sklepu i kazać zaaresztować Edisonów i Annendale ów. Oczywiście,
mogły z tego wyniknąć kłopoty, próba sił, nawet strzelanina. Każdy dodatkowy trup lub
zaginiona osoba, z której trzeba będzie się wytłumaczyć władzom spoza Black River,
zwiększały ryzyko wpadki. Z drugiej jednak strony, jeśli musiałby przez jutrzejszy dzień
utrzymywać blokadę dróg, kontrolę nad miastem i stan oblężenia, jego szansę na wyj-
ście z opresji były mniej obiecujące niż teraz.
Co, u diabła, dzieje się w sklepie Edisona? Znalezli już ciało chłopca. Wiedział o tym.
Wyznaczył kilku strażników do pilnowania sklepu. Dlaczego nie zjawili się tu, na spo-
tkanie z Bobem àorpem? Dlaczego nie próbowali uciec z miasteczka? Dlaczego, krót-
ko mówiąc, nie zachowywali się tak, jak powinni? Na pewno nie odkryli prawdy, na-
wet opierając się na opowieści Buddy ego. Nie mogli wiedzieć, kim on, Salsbury, na-
prawdę jest. Prawdopodobnie nie mieli najmniejszego pojęcia o reklamie subliminal-
nej, a zwłaszcza o jego badaniach. Nagle zaczął żałować, że nie przyniósł z pensjonatu
Pauline Vicker teczki z przekaznikiem końcowym.
 Wszystko wyglÄ…da tak czysto i Å›wieżo po letnim deszczu  zagadnÄ…Å‚ Bob àorp.
 Cieszę się, że już jest po  powiedział Salsbury.
 Jeszcze nie. Jeszcze długo nie.
Salsbury odwrócił się od okna.
 Co?
 Te letnie burze kilka razy zaczynają się i kończą, zanim naprawdę ustaną  mó-
wiÅ‚ Bob àorp, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ tak miÅ‚o, jak mu nakazaÅ‚ Salsbury.  To dlatego, że one
odbijają się od gór i wracają, aż w końcu gdzieś giną.
 A od kiedy to z ciebie taki meteorolog?  zapytał Salsbury, myśląc o helikopte-
rze Dawsona.
 Cóż, mieszkam tu całe życie, z wyjątkiem służby. Widziałem setki takich burz
i one...
 Powiedziałem, że jest po burzy! Burza odeszła. Skończyła się. Mamy ją z głowy.
Czy to rozumiesz?
 Burza odeszÅ‚a  powtórzyÅ‚ àorp, marszczÄ…c czoÅ‚o.
 Chciałem, żeby się skończyła, i się skończyła. Jak ja mówię, że nie ma, to nie ma.
Tak?
 Oczywiście.
 W porzÄ…dku.
 Skończyła się.
200
 Durny glina.
àorp nic nie powiedziaÅ‚.
 Nie jesteÅ› durny glina?
 Nie. Nie jestem durny.
 Mówię, że jesteś. Jesteś durny. Głupi. Głupi jak osioł. Czy nie tak, Bob?
 Tak.
 Powiedz to.
 Co?
 %7łe jesteś głupi jak osioł.
 Jestem głupi jak osioł.
Salsbury odwrócił się do okna. Gniewnie wpatrywał się w niskie, kobaltowe chmu-
ry. W końcu powiedział:
 Bob, chcę, żebyś poszedł do pensjonatu Pauline Vicker.
àorp podniósÅ‚ siÄ™ natychmiast.
 Zajmuję pokój na pierwszym piętrze, pierwsze drzwi na prawo, koło schodów.
Obok łóżka znajdziesz skórzaną teczkę. Przynieś mi ją.
16.55
Cała czwórka przeszła przez zapchany magazyn. Dotarli do tylnej werandy sklepu.
Natychmiast, dwadzieścia jardów dalej, na szmaragdowo-zielonym trawniku, z ni-
szy utworzonej przez dwa rzędy wysokich krzewów bzu wyłonił się mężczyzna. Wysoki,
posępna twarz, okulary w rogowych oprawkach. Miał na sobie ciemny deszczowiec.
W ręku trzymał dubeltówkę.
 Znasz go?  spytał Paul.
 Harry àurston  powiedziaÅ‚a Jenny.  Jest brygadzistÄ… w tartaku. SÄ…siad.
Rya złapała za koszulę Paula. Jej pewność siebie i wiara w ludzi zostały poważnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co siÄ™ robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeÅ›li przyczynia siÄ™ do utrwalenia miÅ‚oÅ›ci.