[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ręce i usta Kyle'a potrafiły czynić cuda. Teraz już znajome, wywoływały w niej fale gorąca. Nie mogła się doczekać, kiedy się połączą, kiedy wniknie w nią głęboko i wygoni z niej demona pożądania. Zastanawiała się, czy nie jest niewolnicą jego sprawnego ciała, lecz wiedziała, że i on jest wobec niej bezradny, że potrafi go doprowadzić do utraty kontroli nad ciałem. Kiedy dotykała go palcami, przesuwała językiem po brzuchu albo łaskotała włosami, był jej posłuszny niczym sługa. Jedno dorównywało drugiemu. Co za cudowne uczucie. Należała do niego i tylko to się teraz liczyło. Słońce wdzierało się przez okna, przesłonięte cienkimi firankami, powiewającymi na lekkim wietrze. Sam kochała się z Kyle'em w zapamiętaniu, nie myśląc o przyszłości, o tym, że w grudniu go straci, ponieważ wewnętrzny niepokój zmusi go do powrotu do Minnesoty. Oddawała mu się ciałem i duszą. Dzwonek telefonu wyrwał go z lekkiej drzemki. Z początku wydawał mu się odległy, potem stał się natarczywy. Kyle spojrzał na wtuloną w niego Samanthę. Piekielny telefon znajdował się na dole. Dodatkowe gniazdka telefoniczne nie zostały jeszcze zamontowane, a automatyczna sekretarka miała dotrzeć na ranczo dopiero w przyszłości. Sam otworzyła oczy. - Telefon - wymamrotała zaspana i przeciągnęła się z kocią gracją. - Niech dzwoni. - Pocałował ją, ale go odepchnęła. - To może być Caitlyn. - Wyskoczyła z łóżka i zebrała z podłogi swoje ubranie. - Zaczynasz poznawać uroki rodzicielstwa. Gderając pod nosem, włożył dżinsy i wybiegł z pokoju. Ten ktoś po drugiej stronie linii nie chciał dać za wygraną. Kyle podniósł słuchawkę po szóstym dzwonku. - Halo? - Gdzie się, na litość boską, podziewałeś? - rozległ się dzwięczny kobiecy glos. - Od kilku dni nie mogę się do ciebie dodzwonić. - Caroline? - A więc mnie jeszcze pamiętasz! - odparła ze śmiechem kuzynka. - Odkąd poleciałeś do Wyoming, nikt tu w firmie nie miał od ciebie znaku życia. - Ciężko pracuję i żyję prosto i czysto, jak pustelnik. - Puścił oko do Sam, która właśnie weszła do kuchni, nadal zaspana i z włosami w nieładzie po miłosnych zmaganiach. Jeszcze do końca nie zapięła bluzki, więc Kyle zajrzał jej za dekolt. - Akurat. Już to sobie wyobrażam. - Caitlyn? - zapytała Sam, bezgłośnie poruszając ustami. Przecząco pokręcił głową, chwycił ją za rękę i przyciągnął bliżej, by poczuć zapach jej włosów. Pocałował ją w czubek głowy, a ona przytuliła się do niego ufnie. - Nie opowiadaj, że ciężko pracujesz, Kyle. Znam cię. Jeśli jesteś zajęty, to pewnie jakąś kobietą. - Uważaj, Caro, bo zaczynają ci wychodzić pazury. - Oczami wyobrazni zobaczył kuzynkę, od niedawna żonę chemika z Fortune Cosmetics, bawiącą się sznurem od telefonu w swoim gabinecie w głównej siedzibie firmy. Chłodna, opanowana Caroline bardzo się zmieniła od czasu ślubu z Nickiem Valkovem. Sam wyswobodziła się z jego ramion i wzięła dzbanek z zaparzoną rano kawą. Znalazła filiżanki w kredensie i napełniła je brunatnym płynem. - Dzwonię do ciebie, żeby ci przypomnieć o zebraniu zarządu w piątek - wyjaśniła Caroline. Kyle przyglądał się właśnie opiętym dżinsami pośladkom Sam, która wkładała filiżanki z kawą do kuchenki mikrofalowej, więc trudno mu się było skupić na rodzinnych interesach. Ten temat śmiertelnie go nudził od dzieciństwa. - W ten piątek? - zapytał roztargniony. - Tak. To, że cię zwolniłam ze stanowiska mojego asystenta, nie znaczy, że sprawy firmy cię nie dotyczą. Każdy członek rodziny, który posiada udziały, ma być obecny na zebraniu. - Dlaczego? - Ponieważ mamy wiele rzeczy do omówienia. Nowa kampania reklamowa, wartość akcji po reorganizacji firmy, no i receptura na nowy krem młodości. Wszystkie decyzje zostały wstrzymane od czasu śmierci Kate. Ciągle nie mogę o tym spokojnie mówić... - Doskonale cię rozumiem. Caroline zakasłała. - Jest coś jeszcze. Nick nie może dalej pracować nad recepturą kremu bez głównego składnika... - Wiem, wiem - przerwał jej Kyle. Czuł, że za chwilę rozboli go głowa. Zawsze bolała go głowa, gdy musiał się zajmować problemami firmy. Caroline uwielbiała pracę w wielkiej korporacji i przygotowywała się do tego, by pewnego dnia stanąć na jej czele, tymczasem Kyle'a w ogóle nie obchodziły interesy, zestawienia zysków i strat, wyroby kosmetyczne i marketing. Kiedyś próbował się przełamać, ale bezskutecznie. Może babka miała rację, że zostawiła mu w spadku ranczo, z dala od reszty rodziny i sieMILIONER IPROWINCJUSZKA 181 dziby firmy. Nadal nie chciał myśleć o recepturze na krem młodości, którego głównym składnikiem miał być wyciąg z rośliny występującej głęboko w amazońskiej dżungli. To właśnie po nią Kate Fortune poleciała do Brazylii. Rozległ się brzęczyk kuchenki mikrofalowej, Sam wyjęła z niej filiżanki i wokół rozszedł się zapach kawy. Samantha podała Kyle'owi jedną filiżankę, drugą zostawiła sobie. - Jest jeszcze jeden powód, dla którego chcę cię tu widzieć - dodała Caroline poważnym tonem. - Chodzi o Rebekę. - Nie musisz mi mówić. Podejrzewa, że Kate została zamordowana. - Kyle upił łyk kawy i mrugnął do Sam. - Rebeka już do mnie dzwoniła. - Powiedziała ci, że zatrudniła prywatnego detektywa, niejakiego Gabriela Devereax, żeby jej pomógł w dochodzeniu? - Wspomniała, że zamierza coś takiego zrobić. - Cóż, ja raczej nie mam nic przeciwko temu. Uważam, że jeśli w tym wypadku jest coś podejrzanego, to powinniśmy o tym wiedzieć. Sądzę jednak, że nie możemy dopuścić, żeby [ Pobierz całość w formacie PDF ] |