[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i mieszka po tamtej stronie rzeki, w Tappan. Przez telefon brzmiał całkiem sympatycz- nie. Sam, nie powinieneś był ich pytać, czy wiedzą, kto zabił Pauline. Byłam zasko- czona. Dlaczego? Ponieważ będziesz musiał powiedzieć im o tej kasecie i kartkach, które ci podrzu- cano. To im wszystko pomiesza. Potrzebowały trzydziestu lat, żeby jakoś dojść do siebie po jej śmierci, a ty przychodzisz teraz i ją ekshumujesz. Myślę, że im mniej niepokoju wprowadzisz w ich życie, tym lepiej. Im mniej im powiesz... Nie pouczaj mnie, Veronico. Jestem innego zdania. One uspokoją się dopiero wtedy, gdy znajdziemy prawdziwego zabójcę. A tego nie da się zrobić bez zadawania wszystkim mnóstwa pytań. Czy sądzisz, że możesz ufać Franniemu? Jej głos, w przeciwieństwie do wyrazu twarzy, był niewinny. A dlaczegoż miałbym mu nie ufać? Nie wiem. Tak jakoś mi się zdaje. On najwyrazniej ma własny plan, który nie- koniecznie pokrywa się z twoim. Tak czy inaczej, Sam, w tej sprawie nie potrzebujesz jego pomocy. Ja mogę to zrobić z tobą. Zrobię wszystko, co zechcesz. Znam się na bada- niach i przeprowadzaniu wywiadów. To przecież mój zawód! Robiłam różne filmy do- kumentalne. Daj sobie spokój z Franniem i tym całym Iwanem. Pomogę ci we wszyst- kim. Nawet nie wyobrażasz sobie, jakie mam wejścia! Przysunęła się do mnie blisko. Czułem jej gorący oddech. Przytknęła swój policzek do mojego i wyszeptała: Nie po- trzebujesz nikogo oprócz mnie. Ja jestem twoją przystanią. Ton jej głosu i ta brzmiąca w nim absolutna pewność sprawiły, że ciarki przeszły mi po plecach. Dzięki Bogu jej pociąg odchodził za kilka minut. Przypomniałem jej o tym i ruszyli- śmy w stronę stacji. Wzięła mnie pod rękę. Nie chciałem, żeby mnie dotykała. 92 Pauline Ostrova i Edward Durant byli stworzeni dla siebie, ale nie powinni się byli nigdy spotkać. On był praktyczny i dokładny, a ona nie. Po raz pierwszy obraził ją, gdy powiedział, że jest skomplikowana i hałaśliwa jak ul pełen brzęczących pszczół. I to przezwisko Ul przylgnęło do niej. Roześmiała mu się wtedy w twarz i powiedzia- ła, że woli być ulem niż tak jak on kluczem albo ołówkiem, którego używa się tylko w jednym, nudnym celu i który albo wciąż ginie, albo się o nim zapomina. Oboje byli bardzo inteligentni i zmienni w nastrojach. Durant wychowywał się w cieniu swojego ważnego i wpływowego ojca. Ojciec Pauline był mechanikiem. Tak właśnie poznali się pewnego popołudnia, kiedy to samochód Edwarda nie chciał zapalić. Podniósł maskę i coś tam majstrował przy dyszach i wszystkim innym, czym można było jakoś poruszyć. Na silnikach nie znał się zupełnie, ale gdy samochód nie chce zapalić, wszyscy mężczyzni podnoszą maskę i kręcą bezradnie, czym tylko się da to jest zakodowane w genach. Pauline skończyła właśnie pierwszy rok filozofii i była rozczarowana uczelnią. Jej ró- wieśnicy zajmowali się głównie tym, co ona robiła już od dawna, czyli seksem i piciem. A potem przesiadywali po nocach i wkuwali, żeby ponadrabiać braki. Pauline chciała dowiedzieć się wielu rzeczy, ale tutaj nikt jej tego nie uczył. Zajęcia były trudne, ale nie tak, jak by tego chciała. Czuła się jak gęś strasburska z wepchniętą do gardła rurką. Zamiast jedzenia Swarthmore wciskało jej ontologię, Ludwiga Boltzmanna, traktat poczdamski i inne podobne bzdury. Pewnie, karmili ją obficie, tylko po co? Wykłócała się o wszystko ze swoim wykładowcą filozofii, aż jedno dru- giemu było gotowe rzucić się do gardła. Kłóciła się wtedy ze wszystkimi. To był zły okres. Dawała upust całej nagromadzonej w sobie frustracji. Przed budynkiem stał beżowy garbus. Maska była podniesiona i jakiś facet patrzył na silnik z podejrzliwością i desperacją. Pauline podeszła do niego rozwścieczona i ze znajomością rzeczy naprawiła wszystko w piętnaście minut. Edward Durant zaprosił ją na lunch do luksusowej restauracji, która nie obsługiwała studentów. Długo siedzieli tam i rozmawiali. Wcale się jej nie podobał. Był zbyt sztywny, zbyt ułożony, w kółko opowiadał o swoim ważnym ojcu i na miłość boską chciał być prawnikiem! Durant uznał, że Pauline jest jak dynamit. Potem udali się do jego pokoju i poszli do łóżka. Edward myślał, że zrobił na niej tak duże wrażenie, ale się mylił. Wyśmiałaby go, gdyby wiedziała. Po prostu chciała odre- agować złość, a seks doskonale się do tego nadawał. W następnych dniach wręcz nie mógł uwierzyć w jej obojętność. Naprawiła mu sa- mochód. Odbyli długą rozmowę. Poszli do łóżka! Opowiedział jej różne niezwykłe hi- storie, rozbawił ją, a teraz zdawało się, że ma go gdzieś. Nie odpowiadała na jego tele- fony, zignorowała list miłosny, który układał pracowicie przez całą sobotę... Cisza. Co się stało? Wyśledził ją po zajęciach i zapytał o to wprost. Powiedziała: Nic się nie stało. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |