[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Prze\ył kiedyś miłość, to było jasne jak słońce. Unikał mojego wzroku.
Nie byłam zaskoczona. Ojciec Dominik był stary i był księdzem, ale jego
powierzchowność nadal robiła wra\enie, przypominał Seana Connery'ego.
- Była pewna młoda kobieta. Kiedyś dawno - odezwał się w końcu, kiedy jego
poszukiwania spełzły na niczym.
Aha. Z jakiegoś powodu wyobraziłam sobie Audrey Hepburn. Wiecie, w tym filmie,
w którym gra zakonnicę. Mo\e ojciec Dominik i jego prawdziwa miłość poznali się w szkole
dla księ\y i zakonnic! Mo\e ich miłość była zakazana, jak na filmie!
- Czy poznał ją ksiądz, zanim przyjął, eee, święcenia, czy jak to się tam nazywa? -
zapytałam, starając się zachować obojętny ton głosu. - Czy potem?
- Przed, oczywiście! - Wydawał się zaszokowany. - Na miłość boską, Susannah!
- Byłam tylko ciekawa. - Wpatrywałam się w Jesse'a przy ognisku, by ojciec Dominik
nie czuł się zmieszany, \e mu się przyglądam. - To znaczy, nie musimy o tym mówić, jeśli
ksiądz nie chce. - Ale nie mogłam się powstrzymać. - Czy ona...
- Byłem w twoim wieku - powiedział ojciec Dominik, jakby chciał mieć to z głowy -
W szkole średniej. Była trochę młodsza.
Z trudem wyobra\ałam sobie ojca Dominika w szkole średniej. Nie wiedziałam nawet,
jakiego koloru miał włosy, zanim stały się śnie\nobiałe.
- To było... - jąkał się ojciec D z nieobecnym wyrazem jasnoniebieskich oczu. - To...
có\, to by i tak nie wyszło.
- Wiem. - Nagle wszystko zrozumiałam. Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale sposób,
w jaki powiedział, \e to by nie wyszło, dał mi do myślenia. - Była duchem, tak?
Ojciec Dominik tak gwałtownie wciągnął powietrze, \e przez sekundę bałam się, \e
dostał ataku serca albo czegoś w tym rodzaju.
Zanim jednak miałam okazję udzielić mu pomocy metodą usta - usta, Jesse wstał i
zaczął iść w naszą stronę.
- O, popatrz - powiedział ojciec Dominik z widoczną ulgą. - Jesse wraca.
Przeszła mi irytacja, jaką zwykle czułam, kiedy Jesse pojawiał się znienacka.
Zwłaszcza wtedy, gdy się go nie spodziewałam lub jego pojawienie się było mi akurat nie na
rękę. Ostatnio niemal zawsze cieszyłam się na jego widok.
Z wyjątkiem tej szczególnej chwili. W tej szczególnej chwili \ałowałam, \e Jesse nie
znajduje się gdzieś bardzo, bardzo daleko. Poniewa\ miałam wra\enie, \e ju\ nigdy nie uda
mi się niczego na ten szczególny temat z ojca Dominika wyciągnąć.
- W porządku - oznajmił Jesse, kiedy podszedł do nas na tyle blisko, \e mogliśmy go
słyszeć. - Sądzę, \e teraz cię, ojcze, wysłuchają. Są dość przera\eni.
- Z pewnością nie zachowywali się, jakby byli przera\eni, kiedy próbowali mnie zabić
dzisiaj po południu - mruknęłam.
Jesse spojrzał na mnie z leciutkim rozbawieniem w ciemnych oczach, chocia\
doprawdy nie wiem, co jest takiego zabawnego w tym, \e ktoś o mało nie utonął.
- Myślę - powiedział - \e jeśli wysłuchacie, co mają do powiedzenia, zrozumiecie,
dlaczego postępowali tak, a nie inaczej.
- Zobaczymy - parsknęłam.
12
Chyba nie byłam w najlepszym humorze, z powodu tego, \e Jesse przerwał wyznania
ojca Dominika, ale nic nie usprawiedliwia tego, \e kiedy zmierzaliśmy w stronę gromadki
przy ognisku, podszedł do mnie z tyłu i szepnął mi do ucha:
- Zachowuj się. Spojrzałam na niego z irytacją.
- Zawsze się zachowuję - burknęłam.
Wiecie, co zrobił? Zaśmiał się! Nieprzyjemnie. Nie mogłam w to uwierzyć.
Kiedy zbli\yłam się do grupki duchów na tyle, by widzieć wyraz ich twarzy, nie
zauwa\yłam niczego, co mogłoby mnie przekonać, \e nie są tymi samymi istotami, które
próbowały mnie zabić - dwukrotnie - w ciągu ostatnich dwóch dni.
- Chwileczkę - powiedział Josh, kiedy mnie rozpoznał. Zerwał się na równie nogi,
wskazując na mnie oskar\ycielsko. - To ta suka, która...
Jesse stanął szybko w kręgu światła.
- Mówiłem wam, kim są ci ludzie...
- Mówiłeś, \e nam pomogą - zawyła Felicja, nie wstając z miejsca - a ta dziewczyna
kopnęła mnie dzisiaj w twarz!
- Och, czy\byście nie próbowali mnie utopić? Ojciec Dominik stanął szybko między
mną a duchami i powiedział:
- Moje dzieci, moje dzieci, nie unoście się. Jesteśmy tutaj, \eby wam pomóc, o ile to
mo\liwe.
- Ksiądz nas widzi? - zapytał zaskoczony Josh Saunders.
- Widzę - odparł uroczyście ojciec Dominik. - Susannah i ja, jak z pewnością Jesse
wam wyjaśnił, jesteśmy pośrednikami. Widzimy was i chcemy wam pomóc. W gruncie
rzeczy udzielenie wam pomocy jest naszym obowiązkiem. Jak równie\, co musicie
zrozumieć, naszym obowiązkiem jest nie dopuścić, abyście zrobili komuś krzywdę. Dlatego
właśnie Susannah próbowała przeszkodzić wam dzisiaj i, o ile dobrze zrozumiałem, tak\e
poprzedniego dnia.
Mark Pulsford zaklął brzydko. Felicja Bruce dzgnęła go łokciem, mówiąc:
- Przestań. To ksiądz. Na to Mark wojowniczo: - Wcale nie.
- Właśnie, \e tak - stwierdziła Felicja. - Nie widzisz tego czegoś białego przy jego
szyi?
- Jestem księdzem. - Ojciec Dominik uciął dyskusję. - I mówię prawdę. Mo\ecie mnie
nazywać ojcem Dominikiem. A to jest Susannah Simon. No więc, jak się domyślamy, macie
\al do pana Meducciego.
- śal? - Josh spojrzał gniewnie na ojca Dominika. - śal? To przez tego drania jesteśmy
martwi!
Tyle \e nie u\ył słowa  drań .
Ojciec Dominik uniósł białe brwi, ale Jesse wtrącił spokojnie:
- Dlaczego nie powtórzysz księdzu tego, co powiedziałeś mnie, tak \eby on i
Susannah zaczęli coś z tego rozumieć?
Josh, z muszką wiszącą luzno na szyi i odpiętymi górnymi guzikami koszuli, podniósł
rękę i przeczesał nerwowo palcami krótkie jasne włosy. Za \ycia był niewątpliwie wyjątkowo
przystojnym chłopcem. Obdarzony urodą, inteligencją i bogactwem (jego rodzice musieli
siedzieć na pieniądzach, skoro mogli wysłać go do Roberta Louisa Stevensona, szkoły równie
drogiej i ekskluzywnej) Josh Saunders nie był w stanie pogodzić się z jedynym
nieszczęściem, jakie spotkało go w jego krótkim, szczęśliwym \yciu - ze swoją przedwczesną
śmiercią.
- W sobotę wieczorem poszliśmy na tańce - zaczął. Jego głęboki głos z łatwością
zagłuszył szum fal i trzaskanie płomieni małego ogniska. Gdyby \ył, Josh mógłby osiągnąć
cokolwiek by zechciał, pomyślałam, od laurów w dziedzinie sportu po urząd prezydenta. Taka
biła od niego pewność siebie. - Tańce, jasne? A potem uznaliśmy, \e mo\emy wybrać się na
przeja\d\kę i zaparkować...
- Zawsze parkujemy w punkcie w sobotę wieczorem - wtrąciła Carrie.
- W punkcie obserwacyjnym - wyjaśniła Felicja.
- Tam jest tak ładnie - westchnęła Carrie.
- Naprawdę ładnie - potwierdziła Felicja, zerknąwszy szybko w stronę ojca Dominika.
Wytrzeszczyłam na nich oczy. Kogo oni próbują nabić w butelkę? Wszyscy
wiedzieliśmy, po co parkowali w punkcie obserwacyjnym.
Na pewno nie po to, \eby podziwiać widoki.
- Tak - odezwał się Mark. - Do tego nigdy nie przeje\d\ają tamtędy \adne gliny i nie
ka\ą nam się stamtąd zabierać. Rozumiecie?
Ach. Wzruszająca szczerość.
- No dobra - Josh wsunął ręce do kieszeni spodni, po czym wyjął je, zwracając dłońmi
w naszą stronę. - Więc pojechaliśmy na tę przeja\d\kę. Wszystko szło dobrze. Tak samo jak
w ka\dą inną sobotę wieczorem. Tyle \e nie było tak samo, poniewa\ kiedy wyjechaliśmy zza
zakrętu - wiecie, tego ostrego, tam - coś się na nas władowało...
- Tak - powiedziała Carrie. - śadnych świateł, \adnego ostrze\enia, nic. Tylko  łup . [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.