[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaczerpnął tchu.
Usłyszał męskie głosy, ale z okolic okna, a wśród nich znowu szczekanie i warkot.
- Jestem tutaj! - zawołał. - Tutaj. %7łołnierze są ze mną!
Dobiegł go odległy głos.
- Skurwiele powinni to zakryć. Jeśli miasto zamuruje ten szajs, to gdzie pójdziemy, jak
zacznie padać?
Rozległ się łoskot, a potem chrobot, i Cesarz zdał sobie sprawę, że to odgłos dykty,
wpychanej z powrotem w okno, i ciężkiego śmietnika, przepychanego tak, by je zasłonić.
- Zablokujcie kółka - powiedział ktoś.
- Jestem tutaj! Jestem! - krzyczał starzec. Zgrzytnął zębami, szykując się na bieg przez
puszysty dywan z kotów do okna, ale się zawahał, zapałka oparzyła palce i ogarnęła go
ciemność.
ZWIERZAKI
- Jestem niemal pewien, że to apokalipsa - stwierdził Clint, nawet nie unosząc głowy znad
swojej wydrukowanej czerwoną czcionką Biblii Króla Jakuba.
Zwierzaki byli rozstawieni w różnych częściach boiska do koszykówki i grali w kosza w
wersji HORSE. Troy Lee, Clint i Drew siedzieli zwróceni plecami do ogrodzenia. Troy Lee
próbował czytać Clintowi przez ramię, a Drew wpychał trawkę do fioletowej sportowej fajki
wodnej z włókna węglowego.
Cavuto i Rivera zbliżali się, obchodząc boisko.
- Jak leci, czarnuchy?! - rozległ się szorstki, chrypliwy głos, zupełnie niepasujący do
otoczenia, jakby ktoś próbował zmusić maleńkiego smoka do ognistego bąka za pomocą
klapsów rakietą do badmintona.
Rivera przystanął i odwrócił się do drobnej postaci stojącej przy linii rzutów wolnych,
odzianej w ogromne trampki i bluzę z kapturem Oakland Raiders wystarczająco dużą dla
skrzydłowego. Nie licząc okularów, postać wyglądała jak Yoda w wersji gangsta, tyle że nie
była aż tak zielona.
- To babcia Troya Lee - wyjaśnił ten dzieciak, Jeff. - Musicie przybić jej żółwika, bo nie
przestanie tak mówić.
Rzeczywiście, babcia trzymała uniesioną rękę i czekała na żółwika.
- Ty idz - powiedział Cavuto. - Ty jesteś etniczny. Rivera podszedł do drobnej kobiety i,
choć czuł się bardzo zażenowany, stuknął pięścią w jej pięść.
- Szacun - powiedziała babcia.
- Szacun - odparł Rivera. Spojrzał na Lasha, który został doraznym przywódcą
Zwierzaków, odkąd Tommy Flood zmienił się w wampira. - Nie przeszkadza ci to?
Lash wzruszył ramionami.
- A co zrobić? Zresztą, najwyrazniej mamy apokalipsę. Szkoda czasu, żeby nawracać tę
sukę na polityczną poprawność, skoro świat się kończy.
- To nie apokalipsa - odparł Cavuto. - To bez wątpienia nie apokalipsa.
- Jestem prawie pewien, że tak - powiedział Troy Lee, zerkając Clintowi przez ramię na
Apokalipsę świętego Jana.
Wszyscy zgromadzili się wokół siedzących Zwierzaków. Rivera wyjął notes, potem
wzruszył ramionami i wsunął go z powrotem do kieszeni. To i tak nie mogło się znalezć w
żadnym raporcie.
Drew zapalił fajkę, wciągnął długiego bucha, po czym podał ją Bany emu, łysiejącemu
płetwonurkowi, który też wciągnął dym.
- Jesteśmy policjantami, wiecie? - powiedział Cavuto niezbyt pewnym siebie tonem.
Drew wzruszył ramionami i zaciągnął się.
- Wszystko gra, to w celach leczniczych.
- Jak to leczniczych? Masz papier? Na co chorujesz?
Drew wyciągnął z kieszeni na piersi koszuli niebieską kartę i uniósł ją.
- Jestem niespokojny.
- To nie choroba - odrzekł Cavuto, wyrywając mu papier z ręki. - A to jest karta
biblioteczna.
- Robi się niespokojny od czytania - wtrącił Lash.
- To choroba - dodał Jeff, starając się wyglądać posępnie.
- To na artretyzm - powiedział Troy Lee.
- On nie cierpi na artretyzm. W żadnym wypadku. - Cavuto wyciągał już kajdanki z
kabury przy pasie.
- Ale ona ma - odparł Troy Lee, wskazując babcię.
Staruszka uśmiechnęła się, wyjęła swoją kartę, wykonała artretyczny gest gangsterski z
zachodniego wybrzeża, po czym zawołała:
- Co jest, czarnuchu?!
- Nie przybiję jej piątki - oznajmił Cavuto.
- Ma z dziewięćdziesiąt lat. Musisz. To nasz zwyczaj - odrzekł Troy Lee swoim
tajemniczym, pradawnym, chińskim tonem. Na koniec lekko ukłonił się na siedząco dla
większego efektu.
Cavuto musiał się lekko pochylić, by przybić staruszce piątkę.
- W tych ogromnych butach nigdy nie ucieknie pani kotom-zabójcom - powiedział.
- Ona nie rozumie - odezwał się Barry.
- Nie comprende po angielsku - dodał Gustavo.
- Koty? - przypomniał sobie Rivera. - Wasz SMS.
- Tak, mówiliście, żeby zadzwonić, gdyby działo się coś dziwnego - odrzekł Troy Lee.
- Właściwie mówiliśmy, żebyście nie dzwonili - poprawił Cavuto.
- Serio? Wszystko jedno. Tak czy siak, wczoraj przybiegł Cesarz i zaczął walić w okna,
cały przerażony kotami-wampirami.
- Widzieliście je?
- Tak, było ich od chuja pana. I nie wiem, jak chcecie je załatwić. Dlatego mam jasność,
że to apokalipsa.
Clint, ten nawrócony, uniósł wzrok.
- Doszedłem do wniosku, że liczba bestii to ich liczba. Czyli było ich przynajmniej
sześćset sześćdziesiąt sześć.
- Chociaż trudno było policzyć - wtrącił Drew. - Były w takiej chmurze.
Rivera spojrzał na Troya Lee, oczekując wyjaśnień.
- Wyglądało to tak, jakby wszystkie zmieniły się w parę, tak jak próbował zrobić stary
wampir tej nocy, gdy wysadziliśmy jego jacht. Tyle że połączyły się w jedną wielką chmurę
wampirów.
- Tak, zaczęła przenikać do sklepu, pomimo zamkniętych drzwi - powiedział Barry. - Tak
się robi, jeśli palisz zioło w hotelu i nie chcesz, żeby wszyscy zaczęli wzywać ochronę.
Zawsze musisz mieć ręcznik. Czytałem o tym w przewodniku dla zwiedzających galaktykę
autostopem.
- Umiejętności - rzucił Drew, który miał już nieco szkliste oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.