[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przedstawieÅ„, jakie widziaÅ‚a w telewizji? Tak, to on w kółko powtarzaÅ‚ to samo przekleÅ„stwo. Aż wreszcie uÅ›wiadomiÅ‚ sobie, że nie może żyć bez widoku pewnej kobiety. Widoku, który za wszelkÄ… cenÄ™ chciaÅ‚ od siebie odpÄ™dzić przekleÅ„stwami. WeszÅ‚a do kuchni i postawiÅ‚a czajnik na gaz. Tak, tak wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o. Czy znaczy to, że powoli przyzwyczajaÅ‚a siÄ™ do widoku Bretta? NiewÄ…tpliwie w jego urodzie Å‚atwo byÅ‚o siÄ™ rozsmakować. Poza tym współczuÅ‚ jej, gdy opowiadaÅ‚a o Jasonie. OdnosiÅ‚a wrażenie, że, pomijajÄ…c Elise, pojawiÅ‚ siÄ™ oto w jej życiu ktoÅ›, komu mogÅ‚aby zaufać. Ale Elise istniaÅ‚a realnie, nie byÅ‚a fatamorganÄ…. Molly plotkowaÅ‚a od rana do wieczora, to prawda, ale rzadko kiedy kÅ‚amaÅ‚a. Sara westchnęła i szmatkÄ… przetarÅ‚a kuchenkÄ™, choć lÅ›niÅ‚a jak krysztaÅ‚. MogÅ‚o tak być, jak myÅ›laÅ‚a, ale mogÅ‚o też być inaczej. Nadal wiÄ™c musi mieć siÄ™ na bacznoÅ›ci. Lodowy mur oddzielajÄ…cy jÄ… od Å›wiata nie powinien stopnieć. Brett musiaÅ‚ sporo przeżyć, pomyÅ›laÅ‚a. I sporo wycierpieć. To jasne, straciÅ‚ żonÄ™. JeÅ›li jednak informatorka matki nie myliÅ‚a siÄ™, nie odczuÅ‚ tej straty zbyt boleÅ›nie. W każdym razie nie oznaczaÅ‚a dla niego życiowej tragedii. Sara wzruszyÅ‚a ramionami i zdjęła z kuchenki gwiżdżący przenikliwie czajnik. Na pewno nietrafnie 65 RS odczytaÅ‚a zachowanie Bretta. UraziÅ‚a po prostu jego mÄ™skÄ… dumÄ™ i tyle. Ale jeÅ›li nawet byÅ‚o tak, to przecież przez chwilÄ™ ufaÅ‚a mu bez zastrzeżeÅ„. Czyżby myliÅ‚a siÄ™ aż tak bardzo? Czyżby współczucie i zrozumienie, jakie jej okazaÅ‚, byÅ‚y z jego strony tylko grÄ…? - GÅ‚upia jesteÅ›, Saro Malone - powiedziaÅ‚a gÅ‚oÅ›no. - PowinnaÅ› w koÅ„cu wbić sobie do gÅ‚owy, że Brett Jackson to mężczyzna szczery i otwarty. Szczerze i otwarcie chce zaciÄ…gnąć ciÄ™ do łóżka. Ale gdyby nawet, to co z tego? WewnÄ™trzny gÅ‚os znów nie dawaÅ‚ jej spokoju. Gzy jest w tym coÅ› zÅ‚ego? - To, że ja już to wszystko przeszÅ‚am! - krzyknęła i filiżankÄ… uderzyÅ‚a w talerzyk tak mocno, że kawa wylaÅ‚a siÄ™ aż na podÅ‚ogÄ™. - PrzeszÅ‚am to i nie mam zamiaru pozwolić kolejnemu mężczyznie, żeby mnie w podobny sposób wykorzystaÅ‚. Dla kilku godzin wÄ…tpliwej przyjemnoÅ›ci? Nie warto... Zrozpaczona westchnęła cicho i poszÅ‚a po Å›cierkÄ™. Sara przetarÅ‚a zaspane oczy. Która to godzina? I cóż to za Å‚omoty dobiegajÄ… z sÄ…siedztwa? DziesiÄ…ta. To nie Å‚omot, ale potworna kakofonia najróżniejszych dzwiÄ™ków, wÅ›ród których nie brakowaÅ‚o walenia pięściÄ… w drzwi i podniesionego mÄ™skiego gÅ‚osu. GÅ‚osu, który znaÅ‚a aż nadto dobrze. BrakowaÅ‚o tylko szczekania psów i odgÅ‚osów mÅ‚otka. Burknęła pod nosem coÅ›, za co matka daÅ‚aby jej porzÄ…dnÄ… burÄ™. WyskoczyÅ‚a z łóżka, szybko wciÄ…gnęła na siebie niebieskÄ… sukienkÄ™ i wypadÅ‚a do przedpokoju. - Nie wiesz, draniu, że jest niedziela? I że jeszcze jest bardzo wczeÅ›nie? - warknęła cicho przez zÄ™by i nacisnęła klamkÄ™. W drzwiach staÅ‚ Brett. - Co ty tu do diabÅ‚a robisz? Delikatnie odsunÄ…Å‚ jÄ… na bok, wszedÅ‚ do Å›rodka i zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi. - Wygrywam ci miÅ‚osnÄ… serenadÄ™ - odrzekÅ‚ spokojnie. - Inaczej nigdy byÅ› mi nie otworzyÅ‚a. 66 RS ROZDZIAA SIÓDMY - To nie serenada! - krzyknęła z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ…. - To kocia muzyka! - Najważniejsze, że okazaÅ‚a siÄ™ skuteczna - wzruszyÅ‚ ramionami. - UdaÅ‚o mi siÄ™ wyciÄ…gnąć ciÄ™ z łóżka. -MyÅ›laÅ‚am, że chcesz mnie zaciÄ…gnąć do łóżka - odpaliÅ‚a Sara. Gdy uÅ›wiadomiÅ‚a sobie, co wÅ‚aÅ›ciwie powiedziaÅ‚a, spiekÅ‚a raka. - Masz racjÄ™ - odpowiedziaÅ‚ Brett z rozbrajajÄ…cÄ… szczeroÅ›ciÄ…. - Ale postanowiÅ‚em odÅ‚ożyć tÄ™ przyjemność na pózniej. Do twarzy ci w czerwieni, wiesz? PowinnaÅ› częściej siÄ™ rumienić. - Och! - wykrzyknęła Sara. Rumieniec zniknÄ…Å‚, gdy tylko zÅ‚ość znów wzięła górÄ™ nad zakÅ‚opotaniem. - Och! NaprawdÄ™ jesteÅ› najbardziej aroganckim, samolubnym, odpychajÄ…cym... - przerwaÅ‚a nagle. - PostanowiÅ‚eÅ› odÅ‚ożyć tÄ™ przyjemność na pózniej? Co to ma znaczyć?! [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |