[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Skręciła, ale nie dość szybko! Rzuciło nią mocno do przodu, łódz uderzyła w na pół zatopioną kłodę, łamiąc śrubę. Sprawdziła, czy nie ma innych uszkodzeń. Aódz była w porządku, jeśli nie liczyć złamanej śruby. Przynajmniej nie będę musiała pływać , pomyślała ponuro. Silnik pracował, ale bez śruby skazana była na dryfowanie. Jęknęła w kompletnej rozpaczy. Gdybyż tylko ktoś się pojawił! Nie ma radia, w żaden sposób nie wezwie pomocy. Lekka bryza powoli zmieniła się w bezładne, lodowate podmuchy, sygnalizujące zbliżanie się sztormu. Białe czapy piany pojawiły się na czubkach fal. Key West zdawał się oddalać w miarę jak wzmagający się wiatr i fale unosiły ją w głąb Zatoki Meksykańskiej. Amber była doświadczoną pływaczką i wiedziała, w jak niebezpiecznej znalazła się sytuacji. Sama w małej łodzi, bez radia, była zupełnie bezradna w walce z morzem i sztormem. Nikt nawet nie wiedział, że odeszła. Fale były coraz większe, miotały łódką na wszystkie strony. Nagle, bez ostrzeżenia, ogromny bałwan przetoczył się ponad łodzią, unosząc ją, okręcając i pochłaniając. Amber wstrzymała oddech, gdy motorówka prostowała się, ale zaraz dryga fala, jeszcze większa, rozprysnęła się na dziobie, zalewając ją kompletnie. Szczękając zębami, Amber przylgnęła do winylowej, ławeczki. Rozległ się grzmot. Błyskawica jak fajerwerk przemknęła przez szkarłatne niebo. Pojedyncze krople deszczu zaczęły spadać na twarz Amber, potem cały potop zwalił się na nią jak lodowata zasłona. Objęła kurczowo ławeczkę było to wszystko, co mogła zrobić, żeby się osłonić, bo łódka nie miała zadaszenia ani kabiny. Gdy spróbowała spojrzeć w stronę Key West, nie odnalazła go. 60 Mijał czas, może godziny. Aódz dryfowała bez celu w rozszalałym sztormie. Było lato, strefa tropikalna, a jednak Amber nigdy dotąd nie było tak zimno. Wiatr chłoszczący jej mokre włosy i ubranie był lodowaty. Jeszcze mocniej objęła kolana ramionami, usiłując zatrzymać trochę ciepła, ale była to walka z góry przegrana. Czuła coraz silniejsze zimno. Każda część jej ciała uszy, nos, palce była boleśnie odrętwiała. Po jakimś czasie zmęczenie przytępiło jej zmysły. Wydawało jej się, że sztorm wciąż szaleje, ale dryfowała pomiędzy świadomością a omdleniem, zaledwie to dostrzegając. Jak we śnie, usłyszała daleki pomruk silnika, a długo potem i zupełnie blisko dzwięczny, męski głos wołający ją po imieniu. Amber... kochanie! Brunatna dłoń delikatnie odsunęła jej z czoła mokre włosy. Czy i o n był snem? Na krótką chwilę jej powieki rozwarły się z drżeniem. Barron... Jego niebieskie spojrzenie było mroczne i gwałtowne jak letnia burza. Nie bacząc na gęsty deszcz, ściągnął z siebie jasnożółty sztormiak i okrył nim Amber. Dygocząc, usiłowała odsunąć się od niego. Nawet teraz, gdy była chora ze zmęczenia i zimna, poczuła, jak serce jej się ściska na myśl, że nie dała rady uciec. Jakby odgadł jej myśli, bo spoważniał, ale nie przestał wciskać jej bezwładnych rąk w rękawy kurtki, wciąż ciepłej od kontaktu z ciałem. Ostrożnie zasunął zamek i podniósł Amber z rozkołysanego dna łodzi. Jak przez mgłę odnotowała obecność jego twardych, ciepłych ramion wokół siebie i, rzecz dziwna, napełniło ją to poczuciem bezpieczeństwa. Przytulona do niego, z włosami spływającymi po jego ramieniu, poddała się zalewającej ją, tłumiącej wszelką świadomą myśl fali zmęczenia. Wszechobecny warkot i nieprzyjemne, denerwujące skoki łodzi na falach powoli docierały do świadomości Amber. Czuła 61 siłę twardego, muskularnego ramienia Barrona, gdy przytrzymywał ją przy sobie. Jej głowa, wsparta na mokrym rękawie, kiwała się w rytm przechyłów. Podniosła oczy ku jego twarzy i ujrzała, że skupiał uwagę na sterowaniu łodzią. Podmuchy zimnego wiatru uderzały w nich bez przerwy. Zęby Amber szczękały przez cały czas, ale teraz naglę wstrząsnęły nią silne dreszcze. Ramię Barrona zacisnęło się w opiekuńczym geście, jakby chciał przelać w nią własną siłę i ciepło. Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, który rozjaśnił poważny wyraz jego twarzy. Trzymaj się jeszcze trochę, kocico zawołał, przekrzykując szum silnika. Mam obóz rybacki na wyspie niedaleko stąd. Zaraz osuszysz się i rozgrzejesz. Deszcz przylepił jego czarne włosy do opalonego czoła. Ociekająca wodą, jasnoniebieska koszula uwydatniała twarde kształty jego muskułów. Bez sztormiaka był prawdopodobnie równie zmarznięty jak Amber. I była to jej wina. Nagle dotarło do niej, jak wiele sprawiła mu kłopotu i przykrości. P-przep-raszam szczękające zęby nie ułatwiały jej mówienia. Przestań gadać rozkazał. Aódz zle ustawiła się do fali i stanęła dęba. Amber wstrzymała oddech, ale Barron zręcznym manewrem natychmiast odzyskał kontrolę nad sterem. Przez półprzymknięte oczy Amber studiowała ostre rysy twarzy męża. Był odważny i silny, zuchwały, ale doświadczony. Wiedziała, że przyjął wyzwanie żywiołów i zamierza zatriumfować. Drżąc, mocniej przytuliła się do niego. Rzecz dziwna, w jego obecności czuła się zupełnie bezpieczna. Zaczynała rozumieć, jak bardzo była przerażona, zanim się zjawił. Jej uczucia do niego zmieniły się teraz, kiedy uratował jej życie. Bliskość jej niedawnego przerażenia, zmieszana z wdzięcznością i ulgą, odepchnęły strach o Joeya gdzieś w oddalony zakątek umysłu. 62 Po pięciu minutach znalezli się na wyspie. Barron uwolnił ramię od ciężaru głowy Amber i przycumował łódz. Amber śledziła jego pewne ruchy, gdy mocował motorówkę, na której przybyli, jak i pozostałe. Z gęstych zarośli wynurzała się prymitywna chata, wsparta na długich palach jak dziwaczny ptak wodny. Za nią, na małej łasze piasku, znajdowała się rozklekotana szopa. Barron zamocował ostatnią cumę przy pomocy ósemki z liny i podszedł do Amber. Poczuła, jego ramiona wsuwające się pod jej ciało, unoszące ją. Obejmij mnie za szyję i spleć ręce rozkazał. Usłuchała pokornie. Zaniósł ją na surowe schody prowadzące na grubo ciosane molo. Ostrożnie wszedł po stopniach. Luzno zbite deski zaskrzypiały pod ich wspólnym ciężarem. Drzwi chaty były otwarte, pchnął je tylko. Powietrze przesiąknięte było ostrym zapachem zamkniętego pomieszczenia. Delikatnie złożył swój ciężar na najbliższym krześle. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |