[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdyby jakaś wybuchła. Postępuj najlepiej, jak umiesz, ale nie pozwól im wejść sobie na głowę. Jeśli pozwolisz, zjedzą cię żywcem. Nie raz widziałam takie rzeczy. Henry Ann usłyszała rżenie i podeszła do drzwi. Johnny i Pete Perry zostawiali konie w zagrodzie przylegającej do obory. Parę miesięcy po przybyciu chłopca Ed dał Johnny'emu srokosza. Wkrótce chłopak jezdził konno, jakby się w siodle urodził. Henry Ann przyszło do głowy, że ów koń był jedyną istotą na całym świecie, którą Johnny kochał. Kiedy Henry Ann przyglądała się młodym mężczyznom, zza domu wyłoniła się Isabel i ruszyła w ich kierunku. Stali oparci o zagrodę, kiedy ją zobaczyli. Pod ich spojrzeniem zaczęła kołysać biodrami. Podniosła dłoń do włosów, kilka kosmyków założyła za ucho. 23 Nie ulegało wątpliwości, że męska uwaga sprawia jej przyjemność. Henry Ann przypomniała sobie słowa kochanka matki. Ta dziewczyna to tylko kłopot. Henry Ann wróciła do środka, żeby zajrzeć do ojca. Leżał tak cicho, że ze strachu coś ścisnęło ją w dołku. Potem zauważyła, że jego pierś lekko unosi się i opada, jego dłoń drgnęła. Usiadła w fotelu przy łóżku, a po chwili zaczęła się modlić. - Miłosierny Boże, pozwól mu odejść w pokoju. Był takim dobrym człowiekiem. Ciężko pracował. Nigdy nikogo nie oszukał, nigdy nie złamał prawa. Był życzliwy dla innych... Głośna rozmowa i donośny śmiech przerwały ciszę. Henry Ann zerwała się gwałtownie i pośpieszyła do kuchni. Na werandzie Pete Perry i Johnny przepychali się i mocowali, a Isabel przyglądała się im rozbawiona. Będę ci musiał pokazać indiańskie zapasy. Na pewno ci się spodoba, bo masz w sobie tę dziką krew. Donośny głos Pete'a rozlegał się w całym domu. Wiesz, co mi możesz pokazać. Nic! Johnny uciekł do kuchni pozwalając, by drzwi z moskitierą głośno trzasnęły. Rozejrzał się wokół i wyszczerzył zęby do Henry Ann. Był szczupłym, przystojnym młodzieńcem o czarnych, prostych włosach i czarnych oczach. Można było podejrzewać, że jego nieznany ojciec był Indianinem. Ależ ta Isabel wyrosła. Nie wiedziałem, kim jest, póki mi nie powiedziała. Mów ciszej, Tata śpi. Isabel mówiła, że niezadługo kopnie w kalendarz. To prawda? Nie był ostatnio za żwawy, ale nic przyszło mi do głowy... Henry Ann zrobiła dwa szybkie kroki, zamachnęła się i trzasnęła go po twarzy. Ogarnął ją niepohamowany gniew. - Nie waż się więcej mówić o nim bez szacunku - syknęła przyciszonym głosem. - Mój Tata dal ci dach nad głową, żywił cię i dał pracę, żebyś miał trochę pieniędzy. Zrobił to, ponieważ uważał, że tak należy, nie dlatego, że musiał. Johnny zaniemówił ze zdumienia. Podniósł dłoń do policzka i spojrzał na nią zaskoczony. - Ty niewdzięczny kundlu! On był chory! - Henry Ann ciągnęła oburzona. - Był chory, a ty go zostawiłeś samego na gospodarstwie z całą robotą. Obiecałeś mi, że pomożesz mu ściągnąć pniaki z lasu. Nie ma w tobie ludzkich uczuć Wstydzę się, że w moich żyłach płynie część tej samej krwi, co w twoich. Johnny stal jak skamieniały. Ostatnio urósł i był o jakieś pięć centymetrów wyższy od Henry Ann, ale ona była zbyt zagniewana, żeby to zauważyć. Gdzie byłeś, kiedy on leżał tu chory? - zapytała stanowczo. U Perrych. Rozwoziłeś bimber? Puszczając to pytanie mimo uszu, chłopiec zapytał cicho: Chcesz, żebym sobie poszedł? To zależy od ciebie. Ale jeśli zostaniesz, będziesz odpracowywał swoją działkę i przestaniesz zadawać się ze złodziejami i bimbrownikami takimi jak Pete Peny. Nie chcę go tu więcej widzieć. Pewnie żałujesz teraz, żeś mnie przywiozła. Tata i ja chcieliśmy dać ci szansę na uczciwe życie. Jeśli chcesz wrócić do miasta, 24 wracaj. Jeśli chcesz zadawać się z Perrymi, proszę bardzo, ale tutaj już nie będzie dla ciebie miejsca. Johnny wyszedł prędko na dwór, zszedł z ganku i ruszył w stronę zagrody. Pete, który słuchał przy drzwiach, podążył za nim. - Co mu powiedziałaś? - zapytała Isabel wchodząc do kuchni. - To sprawa moja i Johnny'ego, nie twoja. - Henry Ann była bliska płaczu. Czuła się, jakby niebo się otwarło i wylało na nią całą swą żałość. Mylisz się, to także moja sprawa. Jest moim bratem. Nie drażnij się ze mną, Isabel - ostro odparła Henry Ann. - Tobie też mogę dać po twarzy. Tylko spróbuj, a zaraz ci oddam - lekceważąco zagrała jej palcami na nosie, po czym wypadła na dwór, zatrzaskując za sobą drzwi i pobiegła w kierunku zagrody. Pete Perry miał dwadzieścia parę lat; był to wysoki, kościsty mężczyzna o jasnych jak słoma włosach, opadających w gęstych kędziorach na tył głowy. Miał piwne oczy, zdrowe, mocne zęby i głęboki dołek w brodzie. Uważał, że cieszy się sporym [ Pobierz całość w formacie PDF ] |