[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Brzmiało to dzwięcznie i obiecująco. Od tej chwili Włodek jako sekretarz obowiązany był
protokołować dalszy ciąg obrad. Zapisał:
Na pierwszym posiedzeniu Członków Założycieli Klubu Dżentelmenów  Victoria ustalo-
no następujący skład Zarządu:
Prezes Klubu  Wiesiek
Wiceprezes  Franek
Sekretarz  Włodek
Skarbnik  Antek
29
Jedynym członkiem klubu był Heniek. Początkowo nie chciał się zgodzić, ale Wiesiek
wytłumaczył mu, że być pierwszym członkiem, i w dodatku Członkiem Założycielem Klubu
Dżentelmenów  Victoria , samo w sobie jest już wielkim zaszczytem. Ostatecznie Heniek
zgodził się.
Pózniej Zarząd uchwalił składki dla członków klubu oraz wpisowe. Składki nie były nawet
takie wysokie, cała bieda w tym, że trzeba je było wpłacać za kwartał z góry. Heniek trochę
grymasił, ale zapłacił.
W ten sposób Klub Dżentelmenów zdobył pierwsze fundusze. Właściwie powinni byli
przeznaczyć je na pieczątkę, jednak Wiesiek przekonał wszystkich, że najpilniejszą sprawą
jest kupno fińskiego noża.
Sekretarz zaprotokołował uchwałę i prezes wraz z wiceprezesem udali się w sprawie służ-
bowej do sklepu.
Był to pierwszy i ostatni protokół Klubu Dżentelmenów  Victoria .
Następnego dnia prezes wyrył na fińskim nożu swoje inicjały i Zarząd Klubu do spółki z
Członkiem Założycielem postanowili pozbawić go prezesury. Chcieli go nawet nabić, ale
jako dżentelmeni zmienili zamiar i zdecydowali się na bardziej elegancką formę. Antek wy-
zwał byłego prezesa na pojedynek. Miał to być pojedynek  do pierwszej kropli krwi i miał
się odbyć w bramie domu przeznaczonego do rozbiórki. Prezes nie podjął rzuconej rękawicy i
przez kilka dni nie wychylał nosa z mieszkania.
Ponieważ Antek miał własną wiatrówkę, w braku lepszego programu członkowie dżentel-
meni schodzili do piwnicy polować na szczury. Szczurów w kamienicy nie było. Ostatecznie
strzelali do świeczek i do butelek.
Któregoś dnia wypędził ich z piwnicy dozorca i klub, praktycznie biorąc, przestał istnieć.
Takich wypadków nie należy jednak protokołować.
30
ANTEK
Oprócz wiatrówki Antek miał jeszcze trzy siostry i psa. Biały, puszysty szpic wabił się
Bobuś, ale Antek wołał na niego Aysek lub pieszczotliwie: Aychna. Od święta szpic miał tak-
że i nazwisko. Było ono dzwięczne i arystokratyczne jak u arabskiego szeika. Pełna repre-
zentacyjna nazwa Bobusia brzmiała: Aychna Ben-Zadek.
Bobuś był tak wychowany, że nie zadawał się z nikim spoza kręgu domowników. Nawet
dozorca i dozorczyni, których znał doskonale, mieli się przed nim na baczności. Drobne
ustępstwa czynił jedynie dla Franka i dla pewnej suczki z sąsiedniej kamienicy.
Antek nie zawsze pisywał wypracowania z polskiego, jak to usiłowała wmówić kolegom
jego mama. W ogóle polski obchodził go może najmniej. Interesował się zupełnie czym in-
nym. Po pierwsze, medycyną.
Najstarsza siostra Antka była chirurgiem, trochę młodsza  stomatologiem. Antek werto-
wał grube podręczniki medycyny i wyławiał z nich mądrości niedostępne dla kolegów. Cza-
sem imponował im swoją wiedzą, czasem jednak coś mu się poplątało i udowadniał rzeczy
zgoła niemożliwe. Mylił chlorofil z chloroformem i hemoglobinę z hemofilią.
Drugą pasją Antka było myślistwo. Wujek Antka, nadleśniczy, czasami brał go ze sobą na
polowania. Kiedyś to nawet podarował mu starą dubeltówkę. Przez kilka tygodni z rzędu
Antek ustawicznie rozbierał ją i składał, mył w nafcie i oliwił, aż pewnego razu wyskoczyła
sprężyna i o mało nie wybiła mu oka. Wyobraznia podsunęła Antkowi inną scenę. Opowiadał
długo i barwnie o groznym polowaniu z nagonką, o tym, jak potężny odyniec wyszedł na
bezpośredni strzał i jak, padając, uderzył go kłami. Opowieść była bardzo zajmująca i miała
wszelkie pozory prawdy. Antka zdemaskowała niechcący najmłodsza siostra, która chodziła
do jednej klasy z Krystyną.
Chcąc się na niej zemścić, Antek wymyślił zabawę w żywoty świętych i zmusił siostrę do
stania przez pół godziny na jednej nodze. Była Szymonem Słupnikiem.
W ogóle Antek wynajdywał zawsze osobliwe zabawy. Na przykład podkradał siostrze gips
dentystyczny, rzezbił w nim, a potem razem z Frankiem topili w łyżce wazowej ołów i wle-
wali go do gipsowej formy. Antek umiał rysować i ładnie rzezbił. Niektóre odlewy chowali
na pamiątkę. Ołowiu zawsze im brakowało. Postanowili zastąpić go metalem, z którego w
drukarniach odlewa się czcionki na linotypach. Ponieważ wstydzili się pójść do drukarni i
prosić, namówili znajomego chłopaka, któremu obiecali dać na lody. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.