[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niepokojem, gdyż tym razem siodełko było wysunięte na dwa i pół metra w górę, z pionowym łańcuchem odpowiedniej długości. Obawa widzów przerodziła się w wyrazny lęk, kiedy dojechawszy na środek, do miejsca, w którym lina najbardziej się uginała, zarówno rower - jeśli to dziwne urządzenie można było jeszcze tak nazwać - jak i mężczyzna, zaczęli alarmująco się chwiać i Bruno musiał ograniczyć się do najbardziej podstawowych ewolucji akrobatycznych, żeby utrzymać równowagę. Wrócił w końcu bezpiecznie z powrotem, ale przedtem wywołał znaczne zmiany w poziomie adrenaliny, rytmie oddechu i pulsu u większości widowni. Do czwartej i ostatniej jazdy siodełko i łańcuch zostały uniesione na wysokość przeszło trzech i pół metra. To oznaczało, że głowa Bruna znajdowała się prawie pięć metrów nad liną, a jedenaście nad ziemią. Siergiejew spojrzał na Wrinfielda, który z oczami wbitymi w arenę pocierał nerwowo usta dłonią. - Czy ten pański Bruno jest może w zmowie z aptekarzami, którzy sprzedają środki uspokajające albo z lekarzami specjalizującymi się w zawałach? - zapytał. - Nigdy dotąd nic takiego nie robił, pułkowniku, ani on, ani nikt inny. %7ładen akrobata nawet tego nie próbował. Bruno zaczął się chwiać i kiwać niemal natychmiast po zjechaniu z górnej platformy, ale jego niesłychany zmysł równowagi i zadziwiające zdolności pozwoliły mu opanować chybotanie i sprowadzić je do rozsądnych granic. Tym razem nie usiłował nawet pokazywać żadnych sztuczek akrobatycznych, jego oczy, mięśnie, ścięgna, nerwy, były skoncentrowane wyłącznie na jednym - na utrzymaniu równowagi. Dokładnie w połowie drogi przestał pedałować. Nawet najmniej znający się na sztuce cyrkowej widz wiedział, że była to rzecz niemożliwa, samobójcza: kiedy współczynnik równowagi osiąga stan krytyczny - a tu już zdawał się go nawet przekraczać - tylko ruch w przód lub w tył może pomóc odzyskać właściwe położenie. - Nigdy więcej - odezwał się Wrinfield. Jego głos był niski, chrapliwy. - Niech pan na nich spojrzy. Niech pan tylko na nich spojrzy! Siergiejew rzucił okiem na widownię, zatrzymując na niej wzrok nie dłużej niż ułamek sekundy. Nietrudno było zrozumieć, co Wrinfield ma na myśli. Pewien stopień pośredniego współuczestnictwa widzów w niebezpieczeństwie może być atrakcyjny, a nawet przyjemny, gdy jednak zagrożenie staje się zbyt wielkie - i jak w tym przypadku zbyt długotrwałe - przyjemność zamienia się w strach, w dławiący lęk. Zaciśnięte pięśCi, zagryzione usta, w wielu wypadkach odwrócone oczy, fale grozy płynące przez halę - nic z tego nie sprzyja przyciąganiu szerokich tłumów do kas. Niemożliwe napięcie utrzymywało się przez dziesięć nieskończenie długich sekund, koła roweru nie drgnęły ani o cal w przód ani w tył, a kąt przechylenia dostrzegalnie się powiększył. Bruno nacisnął silnie na pedały. W tym momencie zerwał się łańcuch. Próżno by potem szukać dwóch jednobrzmiących relacji z tego, co zaszło. Rower natychmiast przechylił się na prawo, w stronę, na którą naciskał Bruno. On sam rzucił się do przodu - nie było kierownicy, która stanęłaby mu na przeszkodzie. Z rozpostartymi rękami, żeby zamortyzować upadek, opadł niezgrabnie, bokiem, na linę, zahaczając o nią wewnętrzną stroną uda i szyją, gdyż głowę miał odchyloną do tyłu pod nienaturalnym kątem. Potem jego ciało ześlizgnęło się z liny, zawisł na moment na prawej ręce i podbródku, aż wreszcie głowa obsunęła mu się, uścisk ręki zelżał i Bruno runął w dół, lądując najpierw na nogach, lecz natychmiast opadając bezwładnie na piasek jak zgruchotana lalka. Neubauer, którego dziesięć nubijskich lwów siedziało półkolem na podestach, nie tracił ani sekundy. Wprawdzie Bruno wraz z rowerem upadł na środek areny, daleko od lwów, ale te nerwowe i drażliwe zwierzęta bardzo zle reagują na nagłe ruchy i niespodziewane sytuacje, a to była niewątpliwie zupełnie niespodziewana sytuacja. Trzy z nich w środku półkola już się podniosły na cztery łapy, kiedy Neubauer szybko pochyliwszy się rzucił im piaskiem w oczy. Nie usiadły, ale na wpół oślepione zostały na swoich miejscach, dwa z nich pocierając powieki olbrzymimi łapami. Drzwi klatki otworzyły się, weszli przez nie opanowanym krokiem, nie biegiem, pomocnik tresera i klown, wynieśli Bruna i zamknęLi [ Pobierz całość w formacie PDF ] |