[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przekaznika. - Nie myślałem o tym, czy tego rodzaju wyjaśnienie może coś dać, ale było ono dość
przekonywające. - Zwijają obóz i jadą nam na pomoc.
- Czy to są dobre wieści? - spytał senator głosem pełnym nadziei. - Chcę powiedzieć, czy
długo potrwa, zanim do nas dotrą&
- Nie mogę dokładnie przewidzieć - przerwałem. - Hillcrest jest w odległości około
czterystu kilometrów od nas i jego traktor nie porusza się dużo szybciej od naszego. - W
rzeczywistości był trzykrotnie szybszy. - Będzie mógł do nas dotrzeć za pięć, sześć dni.
Brewster ze smutkiem kiwnął głową i umilkł. Był rozczarowany, ale bez zastrzeżeń przyjął
moje wyjaśnienie. Zastanawiałem się, kto spośród tych ludzi wiedział, że kłamię. Był to oczywiście
ten sam człowiek, który zniszczył lampy i kondensatory, nie pozostawiając Jossowi najmniejszej
szansy na zreperowanie aparatu.
Długi, ciężki, nie kończący się dzień, straszliwy mróz, cierpienia, których nie można było
nawet ściśle określić, wibracje i łoskot silnika - wszystko to było jak agonia bez końca. O godzinie
drugiej trzydzieści po południu, kiedy zgasło ostatnie światło polarnego południa i kiedy na
mroznym niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy, temperatura osiągnęła pięćdziesiąt osiem stopni
poniżej zera. Towarzyszyło temu wiele dziwnych i niepokojących zjawisk: zapalone pochodnie
gasły w ciągu minuty: guma sztywniała tak, że lekko trącona pękała jak szkło; oddech zamieniał się
w gęstą białą mgłę, która natychmiast po wyjściu ludzi z kabiny przekształcała się w osiadający na
głowach szron; lód nabrał takiej twardości, że gąsienice traktora ślizgały się po nim, nie
pozostawiając żadnych śladów; psy, które zazwyczaj bez szwanku przetrzymywały śmiertelne dla
człowieka burze, jęczały i wyły przez cały czas. Ten mróz również dla nich był sygnałem końca.
Oczywiście, zaczął także kaprysić traktor. Prawdę mówiąc, dziwiłem się, że pracował do tej
pory. Najbardziej obawiałem się tego, aby jakaś pracująca część nie spłatała nam figla, rozlatując
się w drobny mak, co niewątpliwie zatrzymałoby nas na amen. Gdyby cokolwiek połamało się czy
pękło w silniku, zatrzymalibyśmy się bez żadnej nadziei.
Na szczęście los oszczędził nam takiego wypadku. A mimo to problemów było coraz
więcej. W gazniku tworzył się lód. Marzły drążki kierownicze i trzeba je było co pewien czas
podgrzewać lampami lutowniczymi. Aamały się szczotki dynama, ale tych mieliśmy pod
dostatkiem. Najwięcej kłopotu sprawiała nam chłodnica. Okręciliśmy ją kilkoma kocami, a mimo
to mróz przechodził przez nie jak przez papier. Metalowe rurki deformowały się, wreszcie zaczęły
przeciekać. O trzeciej po południu gubiliśmy już poważne ilości płynu. Postanowiłem wykorzystać
nasze cenne kompresy rozgrzewające do ocieplania nóg Mahlera, a cały topniejący śnieg zachować
dla chłodnicy. Ten jednak rozpuszczał się bardzo wolno. Było to niepokojące, choć znacznie
grozniejszy był fakt, że z każdą kroplą cieczy, która wydobywała się z chłodnicy, wyciekał również
płyn przeciwko zamarzaniu. A niewielka butelka z etylenem glikolu, którą mieliśmy ze sobą,
stawała się coraz lżejsza.
Od wielu już godzin nikt, poza kierowcą, nie obserwował trasy. Jackstraw, Zagero,
Corazzini i ja troszczyliśmy się wyłącznie o stan traktora. Z nas czterech tylko Jackstraw miał
szansę uniknięcia odmrożeń, które mogłyby spowodować trwałe szramy czy nawet amputację.
Zagero prawdopodobnie nigdy jeszcze nie miał na twarzy tylu śladów co obecnie. Zbyt pózno
zaczęliśmy stosować kompresy z chłodnej wody na jego prawe ucho, które bez wątpienia będzie
wymagało interwencji chirurga. Na stole operacyjnym znajdzie się z pewnością także Corazzini,
którego dwa palce u nóg były fatalnie odmrożone. Moje dłonie przypominały krwawą, pełną bólu
masę, palce nie miały czucia, a paznokcie dawno już straciły życie. Również osoby znajdujące się
przez cały czas w kabinie nie były w lepszym stanie. Szybko zaczęły dawać o sobie znać pierwsze
rezultaty zimna - chęć do spania, absolutne zobojętnienie na wszystko, co działo się dookoła.
Wiedziałem, że pózniej przyjdzie bezsenność, anemia, zaburzenia układu trawiennego, napięcie
nerwowe, prowadzące czasami do szaleństwa. Wszystko to czytałem w twarzach pasażerów, kiedy
po moim dyżurze przy kierownicy wchodziłem do kabiny, aby ogrzać w gorącej wodzie
przemarznięte do szpiku kończyny. Za każdym razem wygląd pasażerów był taki sam. Senator
siedział skulony na podłodze, Mahler wyglądał jakby spał, a pani Dandsby - Gregg i Helena -
widok doprawdy niezwykły, choć tu u nas zupełnie zrozumiały - tuliły się do siebie. Arktyka
niweluje wszelkie uprzedzenia towarzyskie. Wiedziałem, że jeśli pani Dandsby - Gregg wróci do
świata cywilizowanego, godziny fraternizacji z pokojówką będą dla niej z pewnością niemiłym
wspomnieniem. Chwilami nie znosiłem jej. Była dla mnie typowym przedstawicielem pełnej
zakłamania grupy snobów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.