[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przecie to minimum, na które możemy się zdobyć!
Schwarz popatrzył na mnie uważnie.
 Wytrzymała do końca  powiedziałem.  Z powodu pana, czy pan tego nie
widzi? Tylko ze względu na pana. Kiedy upewniła się, że jest pan uratowany, skończyła
z sobą.
 A gdybym nie był tak ślepy? Gdybym nie planował wyjazdu do Ameryki?
 Panie Schwarz  powiedziałem.  To nie zahamowałoby choroby.
Pokręcił głową w jakiś szczególny sposób.
 Odeszła i nagle wygląda tak jak gdyby nigdy nie istniała  szeptał  przygląda-
łem się jej, lecz odpowiedzi nie otrzymałem. Co zrobiłem? Zabiłem ją czy uczyniłem
szczęśliwą? Kochała mnie czy byłem tylko laską, o którą się opierała, gdy była jej po-
trzebna? Na próżno szukam odpowiedzi.
 Czy musi pan ją mieć?
 Nie  odpowiedział cicho.  Przepraszam pana. Prawdopodobnie nie.
 Bo nie ma. Nie ma innej prócz tej, której pan sam sobie udzieli.
192
 Opowiedziałem to panu, bo muszę wiedzieć  wyszeptał.  Co to było? Czy było
to puste, bezmyślne życie, życie człowieka bezużytecznego, rogacza, mordercy...
 Tego nie wiem  odpowiedziałem.  Ale jeżeli pan pozwoli, również człowieka
kochającego, i jeśli pana to nie urazi... w pewnym sensie świętego... Lecz co znaczą
słowa? Tak było naprawdę. Czy to nie wystarczy?
 Tak było naprawdę, ale czy jest jeszcze?
 Tak będzie dopóty, dopóki pan będzie istniał.
 Tylko my to przechowamy  wyszeptał Schwarz.  Pan i ja. Nikt więcej.  Utkwił
wzrok we mnie.  Niech pan pamięta! Ktoś winien to zachować. To nie może ulec za-
pomnieniu! Tylko jesteśmy my dwaj. U mnie to nie jest pewne. To nie może umrzeć.
Winno trwać nadal. U pana jest pewne.
Mimo całego sceptycyzmu poczułem się dość dziwnie. Czego chciał ten człowiek?
Czy zamierza razem ze swoim paszportem przekazać mi swoją przeszłość? Czy chciał
może odebrać sobie życie?
 A dlaczego ma się nie zachować w pańskiej pamięci?  spytałem.  Przecież bę-
dzie pan żyć nadal, panie Schwarz.
 Nie odbiorę sobie życia  odpowiedział Schwarz spokojnie.  Nie zrobię tego,
odkąd poznałem tamtego dowcipnego młodego człowieka i wiem, że on jeszcze żyje.
Ale moja pamięć będzie usiłowała zniszczyć wspomnienie. Zostanie ono rozczłonkowa-
ne, rozdrobnione, zatarte i sfałszowane, a w końcu stanie się znośne i nie niebezpiecz-
ne. Już po kilku tygodniach nie potrafiłbym opowiedzieć panu tego, co opowiedziałem
panu dzisiejszej nocy. Dlatego właśnie zwróciłem się do pana, żeby pan mnie wysłuchał!
Pan zachowa to niespaczone, ponieważ dla pana nie jest niebezpieczne. Musi się prze-
cież gdzieś zachować!  powiedział nagle z rozpaczą.  U kogokolwiek, tak jak było
naprawdę, jeszcze bodaj przez krótki czas.  Wyciągnął z kieszeni dwa paszporty i po-
łożył przede mną.
 Tu jest także paszport Heleny. Bilety już panu dałem. Ma pan tu też amerykańską
wizę. Dla dwóch osób.  Uśmiechnął się nieznacznie i zamilkł.
Spoglądałem na paszporty.
 Czy naprawdę pański nie będzie panu potrzebny?  spytałem przezwyciężając
się z trudem.
 Pan odda mi swój  odpowiedział Schwarz.  Będę go potrzebował przez jeden,
dwa dni. Do granicy.
Spojrzałem na niego.
 W Legii Cudzoziemskiej nie pytają o paszporty. Pan wie, że przyjmują tam emi-
grantów. Jak długo jeszcze istnieją tacy ludzie jak tamten młody człowiek, byłoby prze-
stępstwem pozbawiać się życia, które może być wykorzystane przeciwko takim jak on
barbarzyńcom.
193
Wyciągnąłem mój paszport z kieszeni i podałem mu.
 Dziękuję  powiedziałem.  Dziękuję z całego serca, panie Schwarz.
 Mam tu jeszcze coś niecoś pieniędzy. Dla siebie potrzebuję niewiele.  Spojrzał
na zegarek.  Czy mógłby pan jeszcze coś dla mnie zrobić? Za pół godziny przyjdą po
nią. Może pan pójść ze mną?
 Oczywiście.
Schwarz zapłacił rachunek i wyszliśmy. Powitał nas rozkrzyczany poranek.
Nie opodal stał na kotwicy okręt, biały i niespokojny.
Stałem w pokoju obok Schwarza. Rozbite lustra wisiały jeszcze na ścianach. W tej
chwili były puste. Resztki szkła zostały już uprzątnięte.
 Czy nie powinienem był spędzić ostatniej nocy przy niej?  zapytał Schwarz.
 Pan był przy niej.
Kobieta leżała w trumnie, jak wszyscy umarli; o twarzy nieskończenie obojętnej. Nic
i nikt już jej nie obchodził  ani Schwarz, ani ja, ani ona sama. Nie można już było wy-
obrazić sobie, jak wyglądała za życia. To, co spoczywało w trumnie, było posągiem, któ-
rego wygląd, wówczas gdy żył i oddychał, znał tylko Schwarz. Ale Schwarz sądził, że
teraz i ja również.
 Ona ma jeszcze...  powiedział  tam były jeszcze...  Wyciągnął z szuflady
kilka listów.  Nie czytałem ich. Niech je pan zabierze.
Wziąłem listy i chciałem włożyć je do trumny. Potem jednak rozmyśliłem się
 Schwarz wierzył, że umarła teraz wreszcie należy wyłącznie do niego. Listy od in-
nych nie miały już nic z nią wspólnego  nie chciał, by je zabierała z sobą, i nie chciał
ich zniszczyć, ponieważ mimo wszystko należały do niej.
 Wezmę je  powiedziałem i schowałem do kieszeni.  One nie mają żadnego
znaczenia. Znaczą mniej niż pieniążek, za który kupuje się talerz zupy.
 Kule  odpowiedział.  Ja wiem. Nazwała je kiedyś kulami, o które musi się
oprzeć, by nadal pozostać mi wierną. Czy pan to rozumie? Co za nonsens...
 Wcale nie  powiedziałem bardzo ostrożnie, z serdecznym współczuciem.
 Dlaczego nie zostawi pan jej w spokoju? Kochała pana i pozostała przy panu tak
długo, jak mogła.
Skinął głową. Wydał się nagle ogromnie złamany.
 To właśnie chciałem wiedzieć  szepnął.
Zrobiło się gorąco w pokoju z przykrą wonią, muchami, pogaszonymi świecami,
słońcem za oknem i ze zmarłą. Schwarz dostrzegł moje spojrzenie.
 Pomogła mi jedna kobieta  powiedział.  Ciężko jest w obcym kraju. Lekarz.
Policja. Zabrali ją. Wczoraj wieczorem odesłali z powrotem. Badali. Chodziło o przy-
czynę śmierci.  Przyglądał mi się bezradnie.  Ona jest... ona nie jest cała...
194
Powiedziano mi, żebym jej nie odkrywał...
Nadeszli tragarze. Trumnę zabito. Schwarz zachwiał się.
 Pojadę z panem  powiedziałem.
To nie było zbyt daleko. Dzień był jasny, a wiatr niby pies owczarski pędził przed
sobą stado baranków na niebie. Schwarz stał mały i zagubiony pod wielkim niebem na
cmentarzu.
 Czy pojedzie pan z powrotem do domu?  spytałem.
 Nie.
Miał przy sobie walizkę.
 Czy zna pan kogoś, kto mógłby skorygować paszporty?  spytałem.
 Gregorius. Jest tu od tygodnia.
Poszliśmy do Gregoriusa. Paszport dla Schwarza poprawił bardzo szybko. Nie wy-
magał wielkiej dokładności. Schwarz miał przy sobie zaświadczenie biura werbunko-
wego Legii Cudzoziemskiej. Paszport był mu potrzebny tylko przy przekraczaniu grani-
cy, a po przybyciu do koszar po prostu go wyrzuci. W Legii nie pytano o przeszłość.
 Co się stało z chłopcem, którego pan wówczas zabrał?  spytałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.