[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stronę kuchni. - Idę przygotować obiad. Tato już wrócił? - Wstawia właśnie samochód do garażu. - Nastąpiła chwila ciszy. - Brandy, powiedz, jak minął dzień? - W porządku. Byłam w pracy, to wszystko. - Obydwoje z ojcem byliśmy wprost zasypywani pytaniami na temat wczorajszych wydarzeń. Pewnie ciebie też to nie ominęło. Wiem, że odczuwasz gorycz z powodu tego doświadczenia, ale pomyślałam... - Rzeczywiście, czuję się głupio - przerwała. - Nikt nie lubi być przedmiotem drwin. Musiał go okropnie bawić fakt, że go nie rozpoznałam! Och, wszyscy robią tyle szumu wokół całej sprawy. Uważają, że przeżyłam podniecającą, romantyczną przygodę. Też coś! Dla mnie to było po prostu poniżające... - Uniosła do góry podbródek. - A teraz, mamo, pozwól, że przygotuję obiad. Lenora nie zaprotestowała. Nie usiłowała również powracać w rozmowie do osoby Jamesa Corbetta. Stewart Ames po wejściu do 67 R S salonu zachwycił się różami, ale nawet nie spytał, kto je przysłał. Brandy odniosła wrażenie, że matka go uprzedziła. Następnego poranka Brandy nie wspomniała Karen o kwiatach. Prezent w postaci tuzina czerwonych róż z pewnością pobudziłby bogatą wyobraznię przyjaciółki. Bez wątpienia dopatrywałaby się w tym czegoś niezwykłego, a Brandy była naprawdę śmiertelnie zmęczona jej romantycznymi wizjami dotyczącymi Jamesa Corbetta. Szum, jaki spowodowała jej przygoda na pustyni, stopniowo cichł, i w czwartek w lokalnej prasie ograniczono się tylko do przypadkowych wzmianek. Napięcie nerwów, jakie od kilku dni odczuwała Brandy, opadło. Rozluzniła się, przestała reagować histerycznie, gdy jakiś klient czy znajomy pojawił się w sklepie. W czwartek wieczorem, gdy rodzice przygotowywali się do piątkowych wykładów, Brandy miała wrażenie, że życie powraca do normalności. Wreszcie zrozumiała, że całe zamieszanie dobiegło kresu. Z westchnieniem ulgi opadła na szezlong i wsunęła ręce pod głowę. Słońce zawieszone nad wzgórzami powoli chyliło się ku zachodowi. W południowym zakątku patia Brandy miała doskonały punkt obserwacyjny na magicznie cichy, a jednocześnie pełen intensywnych barw zmierzch dnia. Obserwowała, jak na purpurowo- różowym niebie zaczynały się pojawiać pierwsze żółtawe cienie. - Mając tu taki widok, po co pojechałaś na pustynię? - dobiegł zza jej pleców czyjś przyciszony głos. 68 R S Przestraszona, wyprostowała się jak struna i szybko odwróciła głowę. Nie słyszała odgłosu otwierania szklanych drzwi wiodących na patio... A jednak za jej plecami stał James Corbett we własnej osobie. Tym razem trudno go było nie rozpoznać. Z kowbojem z pustyni łączył go tylko dziwny błysk ciemnych oczu i wrażenie, że w jego potężnym ciele drzemie jakaś niebezpieczna siła... Starannie wygolona broda odsłaniała teraz kształtne policzki i szczękę, lekkie zagłębienie w podbródku oraz cyniczne pionowe bruzdy wokół ust. Nie nosił dziś wytartych dżinsów ani zamszowej kamizelki pokrytej pustynnym kurzem, a podniszczony stetson nie zasłaniał jego ciemnych, falujących włosów James Corbett prezentował się nienagannie. Jedwabna koszula w pastelowym odcieniu uwydatniała szerokie ramiona i potężnie zbudowaną klatkę piersiową, a podwinięte rękawy - umięśnione, opalone ręce. Doskonale skrojone spodnie podkreślały jego zgrabną sylwetkę Emanowała zeń ta charakterystyczna, magnetyczna siła przyciągania, i Brandy zachodziła teraz w głowę, jakże mogła wcześniej go nie rozpoznać. Gdy wreszcie minął szok, wróciła jej mowa. - Jak się tu dostałeś? - spytała słabym głosem. Nie usłyszawszy powitania, wykrzywił usta w sposób, który trudno było nazwać uśmiechem. - Wpuściła mnie twoja matka - wyjaśnił. - Powiedziała mi, że kontemplujesz zachód słońca. 69 R S - To prawda. - Była wyraznie zdenerwowana i jak mogła unikała jego wzroku. - Dziękuję ci za kwiaty - wyszeptała, ale zabrzmiało to sztucznie i jakby nieszczerze. Od razu pożałowała, że w ogóle wspomniała o różach. - Nie ma za co. - Lekko skłonił ciemną głowę. - Czy mogę usiąść? - Oczywiście. - Niepewnym gestem wskazała krzesła stojące na patio. Jak na złość usadowił się na krześle stojącym na wprost [ Pobierz całość w formacie PDF ] |