[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Weszli na piętro i ruszyli przez hol w kierunku swojego apartamentu. - Wiesz, Owen - powiedziała Angie po chwili zastanowienia - jakoś nie widzę ich jako członków twojej rodziny. - Nie? A jako kogo? - Jako ludzi, za których jesteś odpowiedzialny. Spojrzał na nią zdumiony, otwierając drzwi pokoju, a potem wolno pokiwał głową. - Masz rację. Ojciec od dzieciństwa powtarzał mi do znudzenia, że pewnego dnia będę odpowiedzialny za całą resztę rodziny. %7łe to część mojego dziedzictwa. Zostawił mi ich w spadku razem z firmą, Czasem żałuję, że nie zostałem astronautą. Dwie godziny pózniej Owen leżał w wielkim łożu pod baldachimem, należącym niegdyś do jego ojca, i nasłuchiwał dzwięków dochodzących z sąsiedniego pokoju. W małym przyległym do sypialni saloniku zapadła cisza. Angie kręciła się tam jeszcze niedawno, ale najwyrazniej położyła się w końcu spać na tapczanie. Owen obawiał się, że jeszcze długo nie zaśnie, sądząc po dolegliwym napięciu w lędzwiach. Ta myśl go zirytowała. To niepojęte, żeby będący świeżo po ślubie mężczyzna spędzał drugą noc swego miesiąca miodowego sam. Prawdę mówiąc, nietrudno było przywołać w pamięci wizerunek jej wysokich, krągłych piersi i delikatnie zaokrąglonych bioder. Tęsknił za widokiem błysku pożądania w jej pięknych oczach i płomiennych włosów rozrzuconych na białej poduszce. Kiedy pomyślał o tych wszystkich okazjach, w których mógł ją mieć, a powstrzymał się, zgrzytał zębami z wściekłości. Ta ostrożna polityka wydawała mu się wówczas rozsądna. Widział, że Angie przez pierwsze dwa miesiące ich znajomości była w jego obecności zdenerwowana i płocha jak łania. Wabił ją wolno, nie chcąc spłoszyć. I tak musiał się spieszyć z powodu terminu ogłoszenia spółki, który - jak uzgodnili z Townsendem - miał się pokryć z datą ślubu. Ale zachowywał się powściągliwie wobec narzeczonej również dlatego, że budziła w nim dziwnie opiekuńcze uczucia. Było to dla niego całkiem nowe doświadczenie. Marzył o tym, by Angie została jego i tylko jego, lecz był pewien, że gdy włoży jej obrączkę na palec, wszystko samo się ułoży. Dopiero teraz się przekonał, jak bardzo się mylił. Postawił wszystko na jedną kartę przywożąc Angie do Jade Lake po niepowodzeniach zeszłej nocy. Wymyślił tę bzdurę o potrzebie prywatności, lecz pobyt tu z Celią, Helen i Derwinem depczącymi im po piętach trudno było nazwać uroczym sam na sam z nowo poślubioną małżonką. %7łeniąc się z Angie nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić jej spędzić choćby jednej nocy pod tym samym dachem co oni. Jednakże tego ranka, kiedy obudził się po owej nieszczęsnej nocy poślubnej, podjął nagle, pod wpływem impulsu - co mu się nigdy dotąd nie zdarzało - szaleńczą i odważną decyzję. Postanowił znalezć sposób, aby zmusić Angie do uznania faktu ich małżeństwa. W tym celu należało uczynić wszystko, żeby poczuła się panią Sutherland. Celia, Helen i Derwin co do joty spełnili jego oczekiwania, napadając na niego, kiedy tylko przekroczył próg. Oczywiście, wiedział, że tak będzie. To było nieuniknione, zważywszy na jego stosunki rodzinne. Przyjazd tu był zdecydowanie ryzykowny, ale to ryzyko się opłaciło. Owen uśmiechnął się, patrząc na światło księżyca odbite w jeziorze. Chciał zmusić Angie, aby poczuła się jego żoną, a najszybciej można było to osiągnąć każąc jej opowiedzieć się po jednej ze stron. Dziś wieczorem zdała ten test śpiewająco. Zawsze istniała możliwość, że odetnie się zarówno od niego, jak i od jego rodziny. Tu leżało prawdziwe niebezpieczeństwo. Mogła zdecydować, że należy do Townsendów i wystąpić przeciwko obu stronom, zarówno przeciwko mężowi, jak i jego krewnym. Ale nie zrobiła tego. Owen zagrał wysoko i szczęście mu dopisało. Mówisz do mnie, Celio? W takim razie pomyliłaś się. Nazywam się teraz Sutherland. Pani Owenowa Sutherland. - Prędzej czy pózniej - mruknął Owen w ciemności - naprawdę będziesz panią Owenową Sutherland. Będziemy mieć naszą noc poślubną, Angie. I wtedy udowodnię ci, że nigdy nie byłaś częścią kontraktu. Angie cicho jak duch przemknęła obok łóżka Owena. Jej bose stopy stąpały bezszelestnie po dywanie, a wokół kostek powiewała kolejna koronkowo - jedwabna kreacja z jej wyprawy ślubnej. W ręku niosła pantofle i pikowany szlafrok. Wpadające przez okno światło księżyca oświetlało gołe ramiona i gładkie muskularne plecy Owena, który leżał w białej pościeli twarzą do poduszki. Angie poczuła gwałtowny skurcz tęsknoty i zwykłą kobiecą ciekawość, gdy tak stała obserwując swojego męża. Wyglądał wspaniale, rozciągnięty w wielkim łożu, i emanował męskością, mimo że był pogrążony w głębokim śnie. Idąc na palcach do drzwi pomyślała ze smutkiem, że mogła leżeć w tym łóżku razem z nim. Miała do tego wszelkie prawo. Ale się bała. W tym cały problem. Po prostu się bała. Wszystkie niepokojące pytania, które wyłoniły się podczas jej nocy poślubnej, zaczęły ją teraz dręczyć jeszcze bardziej. Musiała dostać na nie jakąś odpowiedz i znała na to tylko jeden sposób. Harry może nie będzie zachwycony telefonem o trzeciej nad ranem, ale to jego sprawa. I w gruncie rzeczy zasłużył sobie na to swoim postępowaniem. Nie miała zamiaru tak łatwo mu przebaczyć, że uczestniczył w spisku rodzinnym, aby wydać ją za Owena Sutherlanda. Nawet jeśli sądził, że to dla jej dobra. Wiedziała jednak z przeszłości, że mimo paternalistycznej i protekcjonalnej postawy wobec niej, którą z całą rodziną zajmował, na wprost zadane pytanie odpowie jej prawdę. A takie pytanie właśnie zamierzała mu zadać. Wyszła do holu i zamknęła cicho drzwi. Szybko włożyła szlafrok i pantofle. Zeszła ostrożnie po oświetlonych nikłym światłem schodach i zatrzymała się na dole, przypominając sobie, że widziała jeden aparat telefoniczny w kuchni, a drugi w pracowni, której Owen używał jako tymczasowego biura. Nie chcąc skradać się po domu w poszukiwaniu innych [ Pobierz całość w formacie PDF ] |