[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pasażerowi. - Nic mi nie jest. - Tak, ale ja... - Powiedziałam, że nic mi nie jest. Odwróciła się na pięcie i ruszyła szybkim krokiem w stronę toalet. W bladym świetle widać było wyraźnie, jak bardzo jest zmęczona i obolała. Quinn odgonił natręt- nego komara i zamyślił się, patrząc, jak Kerstin znika we wnętrzu niewielkiego budynku. Czyżby popełnił jakiś błąd? No tak, prawie całą drogę milczał... ale, poza tym, czym ją tak rozzłościł? A może po prostu była wściekła, że zgodziła się z nim pojechać? Ciężko westchnął i podszedł do automatu z napojami. Wrzucił monety, wyjął puszkę coli i zaczął się zastanawiać, czy powinien kupić też jedną dla Kerstin. Jednak doszedł do wniosku, że pewnie odmówi, cokolwiek by jej zaproponował. Usiadł przy - 39 - drewnianym stole i wyciągnął zdrętwiałe nogi. Zdjął kask. Przyjrzał mu się uważnie i postanowił go umyć, zanim znowu ruszą w drogę. Cola była obrzydliwie ciepła. Quinn skrzywił się. Kerstin zaszyła się na dłużej w toalecie, ale ma to przynajmniej jedną dobrą stronę. Gdyby tu bowiem była, Quinn musiałby uczestniczyć w grze pod tytułem: „Jestem na ciebie wściekła, ale nie powiem ci dlaczego". Haley była w tym prawdziwą mistrzynią. To zabawne, jak szybko się zapomina o takich rzeczach. Swego czasu doprowadzało go to do białej gorączki, a teraz... No cóż, zmarnowali mnóstwo czasu na ciche kłótnie. On zazwyczaj udawał, że zagrywki Haley nie robią na nim wrażenia, co wprawiało ją w jeszcze większą wściekłość. Jednego był pewien. Nie pozwoli, by sytuacja się powtórzyła. Kiedy Kerstin wreszcie wyszła z toalety i podeszła do stolika, wiedział już, co powinien zrobić. - Masz ochotę na coś do picia? - zapytał. - Nie, dziękuję. I tak ledwie wytrzymałam. - Przepraszam jeszcze raz. Spróbuję o tym pamiętać. - Jestem dużą dziewczynką. Powinnam była sama ci o tym powiedzieć. - Świetnie. Jedno ustaliliśmy. A teraz wyjaśnij mi, proszę, co cię tak rozzłościło? - Rozzłościło? - powtórzyła zdziwiona. - Aha. Wyglądasz, jakbyś zaraz miała zamiar wybuchnąć gniewem. O co chodzi? Kerstin usiadła na stole. Nie popędzał jej. Długo siedziała w milczeniu, patrząc na ludzi kręcących się po parkingu, wyrzucających śmieci do pojemników, wsiadają- cych i wysiadających z samochodów. Jej uwagę zwrócił szczeniak collie, którego sześcio- lub siedmioletni malec próbował nauczyć chodzić na smyczy. Pies co chwila próbował polizać chłopca po twarzy. Quinn czekał cierpliwie, chociaż ze złości krew zaczynała się w nim gotować. Co ona sobie wyobraża? Wreszcie jednak Kerstin westchnęła i spojrzała na niego. - Przez ostatnie dwie godziny nic innego nie robiłam, tylko się zastanawiałam nad sobą i swoim życiem. Bilans nie wypadł szczególnie budująco. Myślałam też o tobie. - 40 - Odczekał chwilę i zapytał: - I co wymyśliłaś? - Jestem przekonana, że kłamiesz. Albo, w najlepszym wypadku, nie mówisz całej prawdy. - Co masz na myśli? Uśmiechnęła się pobłażliwie. - Sam wcześniej stwierdziłeś, że są powody, dla których nie możesz mi wszystkiego powiedzieć. Więc powinieneś wiedzieć, co mam na myśli. Trudno, nie można udawać niewiniątka. Quinn postanowił spróbować zmylić tropy. - Proszę o podpowiedz. - Nie zjawiłeś się u Daddy'ego przez przypadek. - Dlaczego tak uważasz? - Bo od chwili, kiedy tam przyjechałeś, obserwowałeś mnie niczym wygłodniały wilk. - Pewnie myślisz, że po nałożeniu szortów przeistaczasz się w najseksowniejszą kobietę pod słońcem? Zarumieniła się uroczo. Quinn poczuł ucisk w piersiach. - Nie, nie o to chodzi. Poza tym mam jakieś dziwne wrażenie, że napatrzyłeś się na piękne dziewczyny i ich biodra, więc nie wydaje mi się, żeby moje były dla ciebie szczególnie atrakcyjne. Poza tym wcale nie interesowała cię moja pupa, tylko twarz. - Jesteś piękna. - Dziękuję, ale pozwól mi mówić dalej. Zamilkł posłusznie. - Przez kilka pierwszych wieczorów próbowałeś mnie poderwać, ale jakoś ci się to nie udawało. Potem wybuchła ta bójka i wyniosłeś mnie na zewnątrz. Od tej chwili nie odstępowałeś mnie na krok. Nie zrozum mnie źle. Jestem słabą kobietką. - Kerstin komicznie westchnęła i położyła dłoń na sercu. - Uwielbiam wielkich, silnych facetów, którzy się mną opiekują. Zatrzepotała rzęsami. Quinn nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. - Tak, tak. Mów dalej. - 41 - - Jak na zupełnie obcego faceta, zadawałeś mi za dużo pytań. Uświadomiłam to sobie dopiero niedawno. Tu po prostu coś nie gra. Zdałam się na instynkt, który podpowiedział mi, że nie chcesz mnie skrzywdzić. Ale wiem na pewno, że coś przede mną ukrywasz. - A jeśli masz rację? Kerstin wzruszyła ramionami. - To zależy. Jeśli sensownie się wytłumaczysz, to możemy jechać dalej. Jeśli nie, to ja się zmywam. - A niby w jaki sposób? Jesteśmy na parkingu. Do Houston jeszcze co najmniej godzina drogi. - Złapię okazję. Quinn wyobraził ją sobie jako autostopowiczkę w tych obcisłych szortach i skórzanej kamizelce. - Jesteś samobójczynią? Spojrzała na niego zimno. - Jasne, Quinn, każdy kierowca, który zabiera autostopowiczów, jest seryjnym mordercą. - Lepiej dmuchać na zimne - odpowiedział, uśmiechając się pod nosem. Po chwili dodał: - Proponuję układ. Pojedziemy do Houston, znajdziemy jakiś nocleg. Jeśli nie uda ci się wyciągnąć ode mnie tego, co chcesz, pójdziesz swoją drogą. Kerstin nie była do końca przekonana do tego planu. Mogła od razu pożegnać się z tym dziwnym facetem i zacząć działać na własną rękę. Takie rozwiązanie miało swoje duże minusy, ale dobrze, że w ogóle miała wybór. W końcu zdecydowała jednak, że na razie najlepiej będzie niczego nie zmieniać. Wzięła do ręki swój kask. - Niech będzie. Jedziemy. Dojechali do Houston o pierwszej w nocy. Mimo późnej pory na ulicach było gwarno. W żadnym z hoteli w pobliżu parku nie było wolnych miejsc. Pojechali trochę [ Pobierz całość w formacie PDF ] |