[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tknęło mnie: mo\e Zmierć po was przyszła i zmyliła sie? Nie zmyliła sie, ju\ ona nie taka zmyłliwa, pocieszajo tatko, stojała i stojała nad kołysko, takie zimno w chacie było, \e nogi marzli. Ju\ tam ona przypatrzyła sie dobrze. E, lepiej jej nie wspominać, zarazy, bo wezmie i zawróci. W samej rzeczy, straszno z śmiercio w jednej chacie być, choć ta nieboszczka maleńka jeszcze. Co z nio zrobić: nie kot to ale i nie człowiek jeszcze. Mo\e dziś pochować? Do obiadu jeszcze kawałek, zdą\yłoby sie. Co? Ona pojękuje: Bez serca ty! Czy to skorupka po jajku, \e fajt i wyrzucona?. To\ ona dziś jeszcze cycke ssała! Dzieciaka, póki nie chodził, mo\na chować i tego dnia co umar, obstajo tato za mno, byle za widnia, póki słonko nie zaszło: po ciemku nie trafiłoby do nieba. Do nieba? To\ ono ju\ w niebie, mówie, czy to czym zgrzeszyło? Czy nie chrzczone? Tato opowiadajo, \e umierało cicho, nie było widać jak para wyleciała. Nic nie płakało. Przestało płakać, tato myślo: czemu nie płacze? zawołali Handzie, zobacz, mówio, co jest. Za oknem głowy mignęli i zaraz do chaty wchodzo dziad z Ziutkiem: \ebraczysko \egna sie nad kołysko, a Handzia przed nowym człowiekiem znowuś w bek: Iskiereczka moja, aniołeczek, jagódka, wiwióreczka, laluńka! Beczy i włosy szarpie, dziad sie na nio ogląda, kurczy sie, marszczy, ju\ i oczy obciera, widać miętkiego serca jest, ju\ i wzdycha, Bo\e, Bo\e, za co tak ludzi katujesz, pojękiwawszy klęka koło kołyski, modli sie, postękuje jak 'baba. Płakać to i baby umiejo, mówie, wy coś zróbcie! To\ chwalili 'sie cudami! Aj, jak to jego ukłuło! Kiwać sie przestał, oczy rękami podper i siedzi, siedzi na piętach, plecy jego widze naprę\one. Wtem wstaje. Wstaje, prostuje sie, obydwie ręce nad kołysko wycionga. I kamienieje! Cicho sie robi, \e słychać jak robaki ścianę jedzo! On stoi tak z wyciągniętymi ręcami, oczy zapluszczone, zęby zaciśnięte, widze jak twarz jemu czerwienieje, rosa na czoło wychodzi! Wtem, o Panie Jezu, nad nim, nad jego głowo widze blask, jak nad świętymi! A on głosem z innego świata ogłasza: Nie umarła dzieweczka wasza, ale śpi. Dzieweczko, mowie tobie wstań! A ręce trzyma i trzyma! O Jezu! Tato zwalajo sie z murku na kolana, dzieci klękajo, Handzia oczy wybałusza. Ja siedze z ołatkiem w ręku, ze strachu ruszyć sie nie moge, przykleiło mnie do stołka. Cud wisi w powietrzu, coś sie zaraz stanie: mo\e jasność buchnie z pułapu, aniołowie wejdo, dziad w świętego sie przemieni? Strasznie jest, pobo\nie i nie do wytrzymania! On ręce trzyma nad kołysko, z palców iskry leco a cały taki natę\ony, \e dr\y. A z nim zaczynajo dr\yć i dzwonić miski, kubki, fajerki, brzęczy wszystko w coraz większym wizgu, ciele dusi sie, wyciągnęło szyje i beczy jak zając w pętli, brodatemu ręce sie trzęso, trzęso, trzęso! ja ju\ nie moge wytrzymać tego wizgu, blasku, świętości. Naraz ręce dziadowi leco bezwładnie, mięknie cały i siada na murku jak worek sieczki. I siedzi przy tatku, ale jaki! Złachmaniony, jak strach po deszczu, jak odzienie rzucone w kąt: głowa le\y na torbach jak słomiana, ślozy ciekno skosem przez nos po brodzie. I nie tak ju\ mnie szkoda dzieciaka, jak tego dziada: jakby sie widziało rybe dychające na brzegu. Abo konia ze złamanymi nogami jak zdycha. Abo zajączka kapiejącego w trawie, przeciętego koso na pół. Zjedzcie, dziadku, zacierki z datkiem, pocieszam, dobre ołatki, z siary. Zebraczysko wstaje, a oczami po podłodze ucieka, wstydzi sie. Có\ ja, grzeszny człowiek, mówi, torby ściąga, sznury poprawia, có\ ja? Dziad, dziad tylko, ech tyle moge co zmówić pacierz. I wychodzi jak ciamajda niedołenga, zgarbiony, ledwo nogi przez próg przeciagnoł. A dzieciak le\y jak polano, tylko sie kołyska na sznurkach okręca i tak smutno, tak smutno, tak smutno. Myj, nakazuje Handzi i idę po deski. Najsampierw sie wpuściło kobyłę do chlewa, \eb nie przestudziła sie na dworze, zgrzana była. Potem z Ziutkiem wyciągnęli my spod słomy deski z rusztów, zanieśli na kozioł do piłowania: przer\nęli na kawałki, cztery dłu\sze, dwa krótsze na szczytki. Kończym piłować, raptem Ziutek ogląda sie na furę, na białe kore: O Jezu, przez nas, mówi i puszcza piłe, my Jadzie zar\nęli! A ścichniesz\e, proszę, ty tylko gadać i płakać! Ciągaj. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |