[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śnie wiedział doskonale, jak dalece może utrudnić, obrzydzić, a nawet uniemoż- liwić życie nieustanna szarpanina z policją. W jego zawodzie zbytnie zaintereso- wanie władz byłoby katastrofą. Propozycja, przedstawiona w formie prośby, mogła więc być w rzeczywistości zwykłym szantażem. Czyżbym, u licha, był naprawdę tak genialnym zerowcem, że właśnie mnie musieli wyłuskać spośród wszystkich innych? westchnął, wychodząc z kabiny. Jeśli prawdziwego zerowca można dziś znalezć jedynie pośród lifterów, to znaczy, że cały Argoland jest rzeczywiście jednym wielkim oszustwem i bluffem, jak twierdzi Matt. Tylko kto tu kogo oszukuje? W zamyśleniu schodził po schodach z siedemnastego piętra. Lubił odbywać tę drogę pieszo, szczególnie wówczas, gdy chciał się nad czymś skupić i odizolować od otoczenia. Schody w odróżnieniu od takich miejsc, jak kabina mieszkal- na, klatka windy czy bar miały tę cenną zaletę, że dawały możliwość wyboru dwóch kierunków ucieczki w górę albo w dół. Sneer zdawał sobie sprawę ze smutnego faktu, że w Argolandzie nie sposób uciec przed czymś lub przed kimś tak w ogóle i naprawdę, bo wcześniej czy pózniej, jak przysłowiowa koza do wo- za, człowiek musi przyjść do jakiegoś automatu i ujawnić swoją aktualną lokaliza- cję przez wetknięcie Klucza w jego szczelinę. Niemniej jednak, klatka schodowa była dla niego miejscem, gdzie człowiek znajduje się pomiędzy dwoma kolejnymi kontrolowanymi punktami w przestrzeni, a więc jakby nigdzie. Dawało to, przy- najmniej teoretycznie, poczucie pewnej niezależności. Dziwił się ludziom, którzy wolą tłoczyć się w windzie nawet wtedy, gdy potrzebują zjechać o parę pięter w dół. Kto tu kogo oszukuje, jeśli wszyscy zdają sobie sprawę, że są oszukiwani? kontynuował swoje rozmyślania, zeskakując ze schodów na jednej nodze po dwa 102 stopnie naraz. Zerowcy z Rady wiedzą doskonale, że na ważnych stanowiskach pracują ludzie ewidentnie podliftowani, ale udają, że wierzą w ich kwalifikacje. Jeśli więc cały Argoland jest farsą, w której uczestniczą wszyscy jego obywatele, to któż u diabła jest widzem tego przedstawienia? Nim znalazł się na parterze, był już bliski decyzji przyjęcia oferty. Uznał, że byłaby to znakomita okazja do przyjrzenia się kulisom tej farsy. Podjęcie się pro- ponowanej roli mogłoby się okazać bardzo pouczające. Sneer nie przepuszczał nigdy okazji nauczenia się czegoś nowego o świecie i życiu. Taka wiedza pro- centowała zazwyczaj w dalszej działalności, a w tym przypadku same studia miały przynieść niebagatelne wynagrodzenie w postaci okrągłej kwoty żółtych punktów. Od czasu, gdy zaczął podświadomie rewidować swą fenomenologiczną teorię funkcjonowania świata, dostrzegł mnóstwo szczegółów, na które wcześniej nie zwracał uwagi. Od dawna wiedział dość dokładnie, jak funkcjonuje społeczeń- stwo, którego był składnikiem. Kolejne pytanie, narzucające mu się teraz z niepo- kojącą siłą, brzmiało: dlaczego? Dlaczego właśnie tak? W ogólnym obrazie, w atmosferze tego miasta odnajdywał coś dziwnego choć nienowego, a jakby od dawna znanego, lecz przyjmowanego bez zastrzeżeń jako normalny składnik rzeczywistości co kazało spodziewać się zaskakują- cej odpowiedzi na to pytanie. Czuł instynktownie, że do pełnego obrazu świata brakuje jeszcze jakiegoś elementu, informacji, faktu, pozwalającego racjonalnie wyjaśnić sytuację, w której wszyscy przed wszystkimi udają, że wszystko jest w porządku. Taki paradoks nie tłumaczył się sam przez się, wymagał znalezienia jakiegoś klucza. Może klucz ów leżał w zasięgu ręki, może znało go wielu spośród aktorów granej tu codziennie komedii, a może był on starannie ukryty? Sneer czuł coraz wyrazniej, że musi klucz ten odnalezć, by uzupełnić swą wiedzę o otaczającej go rzeczywistości. Drażniły go niezrozumiane aluzje, niejasne pointy dowcipów, które obijały się o jego uszy. Był zły na siebie, że dotychczas, wykorzystując swój spryt wyłącznie dla ciągnięcia korzyści z obiektywnie istniejącej sytuacji, nie pokusił się o uzyskanie głębszej wiedzy o świecie. Licho wie, czy nie jestem takim samym zadufanym durniem, jak liftowani przeze mnie pseudozerowcy, którzy, osiągnąwszy wysoki szczebel służbowy, za- pominają, kim są naprawdę pomyślał i postanowił sprawdzić się, potwierdzić swoje możliwości, stawiając przed sobą zadanie poznania prawdy. Wejście pomiędzy zerowców związanych z Radą mogło być wielce, pożytecz- ne, a może nawet nieodzowne dla osiągnięcia tego celu. Za oszklonymi drzwiami hotelowej sali restauracyjnej, gdzie zajrzał w po- szukiwaniu Alicji, dostrzegł znajomą łysinę Prona, otoczonego gromadką koloro- wych dziewcząt. Skąd on bierze punkty na takie życie? pomyślał Sneer ogarniając spojrze- 103 niem zastawiony stolik. Siedzi tu od rana do nocy! Pron dostrzegł go, zawołał i podnosząc się zapraszał szerokimi gestami. Wi- dać było, że jest porządnie pijany, bo opadł z powrotem na krzesło, z trudem utrzymując równowagę. Sneer niechętnie zbliżył się do stolika. To mój serrrdeczny przyjaciel! przedstawił go Pron dziewczętom, a wskazując z kolei na nie, powiedział żałośnie: Pomóż mi, stary. Te dziew- czyny zniszczą mnie doszczętnie! Wcale w to nie wątpię! Sneer podniósł ze stolika pustą butelkę i przez chwilę ostentacyjnie studiował nalepkę. Polegniesz finansowo. Zniszczą cię automaty kasowe. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |