[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wycofać się, gdyby tego sobie życzyła.
- Riley - szepnęła. - Chodz. Błagam. Nie wahał się dłużej.
Już.
Leżał na niej bez ruchu. Czuł walenie jej serca. I bał się.
Nie wiedział, jak mocno zranił ją. Lecz po chwili jęknęła
cicho, dotknęła językiem jego wargi.
Choć starał się, jak mógł, nie był w stanie powstrzymać
się od powolnego, rytmicznego kołysania biodrami. Po chwili
jej ciało odnalazło wspólny rytm, choć znać było brak
wprawy.
Ale to rozpaliło go jeszcze bardziej.
Znowu spróbował pomyśleć o górach lodowych. %7łeby
przedłużyć te rajskie chwile. Uniósł nieco głowę. Zajrzał jej w
oczy.
- Wszystko w porządku? - wyszeptał. Kiwnęła głową. I
pocałowała go w ramię.
- Jesteś cudowna. - Wciąż starał się poruszać wyjątkowo
delikatnie.
- Jeszcze - powiedziała. Znowu przyciągnęła jego biodra.
- Chcę jeszcze więcej.
Radość wypełniła mu duszę.
- Uwielbiam cię. - Zaryzykował. Przyspieszył. Z obawą
szukał na jej twarzy oznak cierpienia. Znalazł tylko pożądanie.
- Chodz ze mną - rzucił. Uniósł się na rękach, by nie
uronić ani jednego drgnięcia jej twarzy.
Muszę zaczekać. Muszę zaczekać! - powtarzał sobie w
myślach.
Wygięła się w łuk. Przywarł ustami do jej piersi. Słyszał
dudnienie swego serca. Przyspieszał wraz z nim. Coraz
szybciej i szybciej. Jeszcze, jeszcze, jeszcze. Już.
Eden wiła się, przyciskała do niego. Nieprzytomnym
szeptem powtarzała jego imię.
Z wolna uspokajali się. Leżeli przytuleni, drżąc i dygocąc.
Spleceni w długim, gorącym pocałunku.
- Widziałam gwiazdy - wymamrotała Eden po długiej
chwili. Odwróciła głowę ku niemu. - Całą Drogę Mleczną.
Wirowała jak wystrzelona z katapulty. Riley wciąż usiłował
uspokoić oddech.
- Byłem w raju - powiedział po prostu. Zamrugała. Długo
leżeli w milczeniu.
- No cóż, to nawet ma sens - powiedziała. - W końcu
mam na imię Eden (Eden (ang.) - raj (przyp. red.).). -
Zachichotała cichutko.
- Właśnie - przytaknął Riley.
Eden przytuliła się do Rileya. Słyszała tuż przy uchu jego
miarowy oddech. Czy mężczyzni zawsze po TYM zasypiają? -
pomyślała. I uśmiechnęła się. Widok jego długich palców
obejmujących jej piersi rozczulił ją. Jeszcze nigdy w życiu nie
czuła, żeby była z kimś tak blisko. Uczucie wielkiego
szczęścia zagrzało jej serce. Opuściła powieki. Cudownie!
- Nie wierć się - usłyszała niezadowolone burknięcie.
- Zrzęda, zrzęda, zrzęda! - Popatrzyła nań przez ramię i
uśmiechnęła się.
- Hej, hej! Odkąd cię spotkałem, po raz pierwszy mogę
wypocząć tak wspaniale, a spałem wszystkiego... - Uniósł
głowę, popatrzył na zegar i jęknął przeciągle. - ...Dziesięć
minut. - Ciężko opadł na poduszkę. - Nie jesteś zmęczona?
- Zmęczona? A po cóż miałabym spać? - Czuła się, jakby
wypiła wyjątkowo mocną kawę. - Jest dzień. A ja leżę w łóżku
z mężczyzną, z którym przed chwilą się kochałam.
Riley odsunął się.
- Z mężczyzną, który zaraz znów cię do tego zmusi, jeśli
nie uspokoisz się.
- Czy to jest jakiś problem? - Spojrzała mu w oczy.
Zaborczym gestem zacisnął dłoń na jej piersi.
- Dla mnie nie, kochanie. Ale myślę, że ty możesz być
trochę obolała.
- Troszeczkę - przyznała.
- Odpocznijmy więc. - Coś w jego głosie powiedziało jej,
że znów zamknął oczy.
Odwróciła ku niemu głowę.
- Naprawdę zamierzasz spać? Mruknął coś niezrozumiale.
- To może utniemy sobie chociaż poduszkową
pogawędkę? Otwarł szeroko oczy.
- Poduszkową pogawędkę? - Wykrzywił się strasznie. Był
taki słodki. Taki uroczy. Złote oczy błyszczały wesoło.
- Wiesz przecież. Porozmawiamy tylko. Rozumiesz.
Bardzo osobiście - powiedziała.
Stęknął ciężko.
- No, Rileyu - rzuciła błagalnie.
- Coś ci powiem. Ja zajmę się poduszką, a ty pogawędką.
Nie czekając na odpowiedz, wcisnął głowę w poduszkę i
przytulił się do niej.
Trudno spierać się z przytulającym się mężczyzną. Eden
westchnęła. Radość i szczęście jeszcze mocniej rozgrzały jej
duszę.
- Nigdy nie myślałam, że to może tak być - powiedziała
prawie do siebie.
- Hm? Jak? Pocałowała go.
- %7łe kobieta z mężczyzna mogą być tak blisko.
- Hm. - Objął ją mocniej. Przesunął palcem wzdłuż
kręgosłupa.
Tak niewiele trzeba było, żeby jej ciało znów zadygotało z
gotowości.
- Myślę, że nie wiedziałam tego, że nie potrafiłam nawet
wyobrazić sobie, bo moja mama zmarła, kiedy byłam jeszcze
małą dziewczynką. Miałam wtedy osiem lat.
- Kto cię wychowywał?
- Ojciec.
- Mmm. To tak jak mnie.
- Rileyu? - Na jego ramieniu kreśliła palcem serduszka. -
Po śmierci mamy mój tata nie związał się już nigdy z żadną
kobietą. A twój?
- Też nie.
Poczuła, że zesztywniał nieco. Nie naciskała więc dalej.
- Dorastałam, nie widząc na co dzień, jak razem żyją
kobieta i mężczyzna. To musiało jakoś ograniczyć mój rozwój
- powiedziała w zadumie.
Jego wielka dłoń zsunęła się niżej i spoczęła na jej
pośladku.
- Moim zdaniem rozwinęłaś się całkiem niezle. - Słychać
było śmiech w jego głosie.
- Chodziło mi o rozwój społeczny. Tata był bardzo
opiekuńczy.
- Córeczka tatusia, co?
Sunęła palcem po jego piersi. Aż dotarła do płaskiej
brodawki.
- Właśnie. Choć myślę, że to było coś więcej.
Niespodziewanie Riley bardzo zainteresował się jej
uchem.
- Więcej? - powtórzył, jakby mimochodem. Poczuła na
karku ciepło jego oddechu.
Odchyliła głowę. A on koniuszkiem języka przesunął po
krawędzi jej ucha.
- Lubię to - powiedziała gardłowym głosem. Ugryzł ją
delikatnie.
- Smakujesz wybornie - powiedział.
Z cichym piskiem wygięła się, przytuliła się doń jeszcze
mocniej.
- Riley.
Zaśmiał się cichutko.
- Jesteś taka łatwa, wiesz?
Odsunęła się gwałtownie. Spiorunowała go wzrokiem.
- To nie było miłe, wiesz? - rzuciła.
Jego palce kontynuowały wędrówkę wzdłuż jej
kręgosłupa.
- Ach, maleńka, mnie się wydaje, że ty wcale nie jesteś
taką grzeczną dziewczynką. - Poruszył biodrami w górę i w
dół. I pocałował ją w czubek nosa. - Może tego właśnie
obawiał się twój tata. %7łe gdzieś tam, w głębi Panny Porządnej,
drzemie prawdziwa wiedzma.
Eden zaśmiała się, szczerze rozbawiona.
- Nie. - Pokręciła głową. - Sądzę, że tata bał się raczej
tego, że mężczyzni mogliby połakomić się na nasze nazwisko
albo pieniądze. - Poza tym już wiedziała, że tylko Riley był w
stanie wydobyć z niej wiedzmę.
Riley znieruchomiał.
- Co masz na myśli? Jakie nazwisko? Jakie pieniądze?
- No, wiesz. - Wykrzywiła się. - Nazwisko Whitneyów.
Odsunął się. Spojrzał na nią podejrzliwie.
- Nic nie wiem. O czym ty mówisz?
Eden poczuła zażenowanie. Zachowała się, jakby jej
rodzina była znana na całym świecie.
- Mój dziadek Whitney zarobił dużo pieniędzy w latach
dwudziestych.
Riley patrzył na nią, jakby nagłe zmieniła się w
jaszczurkę.
- Whitney? - powtórzył. - Ten Whitney?
- No cóż, tak. - Spróbowała przytulić się, lecz przytrzymał
ją.
- Czy twoim ojcem jest Ralph Waldo Whitney?
- Ano, tak. Tak właśnie jest. A moją ciotką jest Jane
Austen Whitney.
Już się nie uśmiechał.
- Błękitna krew. Zmietanka towarzyska. Sławna
Biblioteka Whitneya.
- Tak. - Nagle zaschło jej w ustach. - Czy to... Czy to ci
przeszkadza?
Spróbowała znowu przytulić się. Odgarnęła mu włosy z
czoła. Czuła, że działo się coś, czego nie potrafiła pojąć.
- Whitney - powiedziała. - To nazwisko nie może chyba
zepsuć naszej... hm... przygody, prawda?
Riley długo przyglądał się jej w milczeniu. Zbyt długo.
- Naszej przygody, powiadasz? - Rozluznił się nagle,
uspokoił. - Jeżeli przygody szukasz przede wszystkim,
maleńka, twoje nazwisko nie ma dla mnie żadnego znaczenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.
    ") ?>
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.