[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Głos Bakrisha znowu zagrzmiał w celi: Zanurz swoją tożsamość w mistycznym strumieniu, Orne. Czego miałbyś się bać? Orne wyczuł ogniskujące się w nim naciski Psi; wszystkie do- wodziły głębokiego i ukrytego zamiaru. Odezwał się: Wolę wiedzieć, dokąd idę, Bakrish. Czasami idziemy po to, żeby iść odparł Bakrish. Wariactwo! Kiedy naciskasz kontakt, który włącza światło w pokoju, dzia- łasz zgodnie z wiarą powiedział Bakrish. Masz wiarę, że zapali się światło. Ja wierzę w doświadczenia przeszłości powiedział Orne. A co z pierwszym razem, kiedy nie było poprzednich doświad- 141 E-Book przygotowany specjalnie i wyłącznie dla użytkowników www.eKsiążki.org czeń? Pewnie byłem zaskoczony. Czy posiadasz świadomość każdego doświadczenia dostępne- go ludzkości? spytał Bakrish. Chyba nie. Przygotuj się zatem na niespodzianki. Muszę ci teraz powie- dzieć, że w twojej celi nie istnieje żaden mechanizm oświetlający. Zwiatło, które widzisz, istnieje dlatego, że ty tego pragniesz i tylko dlatego. Co& Ciemności zalały pokój, ciemności otchłani, obezwładniające zmysły. Prekognicyjna świadomość zagrożenia uderzyła na alarm. W ciemnościach rozległ się ochrypły szept Bakrisha: Miej wiarę, mój uczniu. Orne zdławił w sobie niecierpliwe pragnienie, by zerwać się, rzucić w stronę drzwi i zaatakować je. Musiały tu być drzwi! Wyczuł jednak, że ostrzeżenie kapłana było trzezwe i stanowcze. Ucieczka groziła śmiercią. Nie było odwrotu. Przyćmiony blask pojawił się wysoko pod sufitem i spływał spi- ralnym ruchem na Orne a. Zwiatło? To nie spełniało definicji światła, ale zdawało się żyć własnym życiem dzięki istnieniu wewnętrznego zródła blasku. Orne podniósł rękę do oczu. Widział tylko jej zarys na tle bla- sku. Promieniowanie nie oświetliło celi. Poczucie nacisku rosło z każ- dym uderzeniem serca. Pomyślał: Zrobiło się ciemno, kiedy zwątpiłem. Czy mleczne światło, które było poprzednio w celi, wyobrażało przeciwieństwo ciemności, lęk przed ciemnością? Nierzucający cienia blask rozprzestrzenił się po całej celi, był jednak ciemniejszy niż na początku, a w miejscu zródła mglistego światła pod sufitem, kotłował się ciemny obłok. Obłok przyzywał ni- czym zewnętrzna ciemność najgłębszej otchłani. Orne, przerażony, wpatrywał się w obłok. 142 E-Book przygotowany specjalnie i wyłącznie dla użytkowników www.eKsiążki.org Wróciła obezwładniająca zmysły ciemność. I znowu pod sufitem rozbłysło przyćmione promieniowanie. Prekognicyjny strach wył w jego wnętrzu. Orne zamknął oczy, chcąc odsunąć strach i skoncentrować się. Strach ustąpił. Orne gwał- townie otworzył oczy. Strach! Widmowy blask zbliżył się. Zamknąć oczy! Poczucie nadciągającego niebezpieczeństwa ustąpiło. Pomyślał: Strach równa się ciemności. Ciemność przyzywa na- wet, gdy jest światło. Uspokoił rytm oddechu i skoncentrował się na wewnętrznym ognisku. Wiara? Czy to oznacza ślepą wiarę? Strach sprowadzał ciemność. Czego oni od niego chcieli? Istnieją. To wystarczy. Zmusił się do otwarcia oczu i wbił wzrok w pozbawioną światła próżnię celi. Niebezpieczny błysk podpełzał. Nawet w zupełnej ciem- ności było fałszywe światło. Nie to światło prawdziwe, ponieważ nie mógł przy nim widzieć. To było antyświatło. Mógł wykryć jego obecność wszędzie, nawet w ciemności. Orne przypomniał sobie czasy odległego dzieciństwa na Char- gon, nocne ciemności w jego własnej sypialni. Księżycowe cienie zmieniały się w potwory. Szczelnie zaciskał powieki, bojąc się, że mógłby zobaczyć rzeczy zbyt straszne, aby się im przypatrywać. Fałszywe światło. Spojrzał w górę, na spływające spiralnie promieniowanie. Czy fałszywe światło równa się fałszywej wierze? Promieniowanie zwijało się z powrotem ku swemu zródłu. Czy zupełna ciemność równa się zupełnemu brakowi wiary? Promieniowanie zniknęło. Czy wystarczy, że mam wiarę w swoje własne istnienie? za- stanawiał się Orne. Cela pozostawała w ciemna i niebezpieczna. Czuł wilgoć kamie- nia. W ciemności zagościły ukradkowe dzwięki szurania pazurów, gwizdy i zgrzyty, szmery i piski. Orne oblekał te dzwięki we wszyst- 143 E-Book przygotowany specjalnie i wyłącznie dla użytkowników www.eKsiążki.org kie przerażające kształty, jakie podsuwała mu wyobraznia: jadowite jaszczurki, bestie z koszmarów, śmiercionośne węże, pełzające istoty o zagiętych zębach. Obejmowało go ponure zagrożenie. Leżał przy- tłoczony. W ciemności odezwał się ochrypły głos Bakrisha: Czy masz otwarte oczy, Orne? Wargi Orne a drżały, gdy odpowiadał: Tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |