[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powrotem na drogę. - Dzisiejszy świat jest miejscem, które nie ułatwia życia, synu. Trudno znalezć pracę w czasie recesji. Zwłaszcza w moim wieku. - Rozumiem. Pułkownik jest naprawdę słodki. - Pan to powiedział, nie ja - odparł wartownik nieufnym głosem. - Niech się pan zatrzyma tutaj, numer osiem. Wprowadzę pana. Wartownia była czysta, starannie wysprzątana i bardzo wojskowa. Kiedy przechodzili przez otwarte drzwi, dwóch mężczyzn pracujących tutaj nawet na nich nie spojrzało. Strażnik zapukał do nie oznakowanych drzwi na końcu korytarza i otworzył je. - Dzięki - powiedział Troy, kładąc mu rękę na ramieniu i wszedł do środka. Pułkownik siedział za biurkiem i zajęty był pisaniem. Troy stał w milczeniu, a gdy tamten spojrzał na niego, zasalutował. Pułkownik odsalutował dopiero po chwili, bardzo wolno podnosząc rękę. - Chcę zobaczyć te rozkazy, poruczniku. - Tak jest, panie pułkowniku. McCulloch pobieżnie przejrzał papiery i rzucił je na biurko. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, ale w głosie dało się wyczuć rozdrażnienie. - Nie ma tutaj żadnej wzmianki o powodzie pańskiej wizyty. To tylko zwykłe upoważnienie. Czego pan tutaj chce? - Czy muszę dalej stać na baczność, panie pułkowniku? - Spocznij. Po co pan tu przyjechał? - Mamy polecenie sprawdzenia jednego z pańskich ludzi, kaprala Aurelio Mendeza. - Mendez jest czysty. Wszyscy moi ludzie są czyści. Kto wydał to polecenie? - Wydział policji w Baltimore. Czy mogę usiąść, panie pułkowniku? - Co pan sobie, do jasnej cholery, wyobraża, poruczniku? Pana wejście tutaj, zachowanie... - Proszę posłuchać, pułkowniku. Nie jestem jednym z pańskich ludzi i nie podlegam panu. Jestem tutaj, by otrzymać pana pomoc w tym dochodzeniu, nic ponadto. Jeśli nie będę mógł z panem współpracować, po prostu wrócę do Pentagonu i zamelduję o tym generałowi Brownlee. Poznaje pan, oczywiście, jego podpis na tych rozkazach? %7łeby postawić kropkę nad i", Troy odwrócił się do pułkownika plecami, przysunął spod ściany drewniane krzesło i usiadł. Widział, jak twarz McCullocha pęcznieje z wściekłości i czekał na wybuch, do którego jednak nie doszło. McCulloch rozluznił zaciśnięte pięści i odwrócił się na krześle, by wyjrzeć przez okno. Kiedy ponownie spojrzał na Troya, panował już całkowicie nad sobą. - W porządku, poruczniku, możemy współpracować. Co chce pan zrobić? - Chciałbym przeprowadzić nieformalną rozmowę z kapralem. Jeśli znalazłoby się jakieś pomieszczenie, z którego mógłbym skorzystać... - Nie. Odmawiam pozwolenia. Jeśli zamierza go pan przesłuchiwać, muszę być przy tym obecny. Jestem odpowiedzialny za całkowite bezpieczeństwo tego laboratorium, co oznacza również bezpieczeństwo moich ludzi. - To jest niezgodne z regulaminem. - Nie z moim. Zrobi pan tak, jak powiedziałem, albo w tej chwili załatwię przeniesienie Mendeza do innego oddziału. Troy wzruszył ramionami. - Może pan zrobić, co pan chce, to pan jest dowódcą, ale będę zmuszony złożyć raport w sprawie pogwałcenia rozkazów, z którymi tu przybyłem. - Zrób to, ty czar... poruczniku, zrób to. McCulloch po raz drugi został wyprowadzony z równowagi. Co chciał powiedzieć, zanim się rozmyślił? - zadał sobie pytanie Troy. Nim zdążył sprowokować go po raz kolejny, pułkownik złapał za słuchawkę i wykręcił numer. Nikt nie odebrał telefonu. Pułkownik bez słowa sztywnym krokiem wyszedł z pokoju. Troy wyjrzał przez okno, po czym przeszedł wzdłuż gabinetu, nie zadając sobie trudu sprawdzania czegokolwiek. To było bez wątpienia jedyne całkowicie czyste miejsce. Minął prawie kwadrans, zanim pułkownik był z powrotem. Energicznym ruchem nacisnął klamkę, stanął z boku, przepuszczając pulchnego kaprala ubranego w poplamiony kombinezon, po czym sam wszedł do środka i zamknął drzwi. - Kapralu Mendez, to jest porucznik Harmon z policji wojskowej. Chce panu zadać kilka pytań. - O co chodzi, panie poruczniku? - zapytał Chucho, wolno żując gumę. Jego twarz miała charakterystyczne indiańskie rysy. - Usiądz, Chucho... - Tak zwracają się do mnie moi przyjaciele. Nazywam się Mendez, kapral Mendez. Stał, wpatrując się w Troya zimnym, pełnym pogardy wzrokiem. Pułkownik już z nim rozmawiał, pomyślał Troy, przysuwając sobie krzesło. Co mógł mu powiedzieć? Czy istnieje jakiś związek pomiędzy tymi dwoma mężczyznami, coś poza ochroną laboratorium? Pozostawało mu jedynie spróbować się tego dowiedzieć. - O co chodzi, Chucho? - zapytał. - Nie zacząłem jeszcze z tobą rozmawiać, a ty już odwracasz się do mnie plecami. Czy coś cię martwi? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |