[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chronili go bliscy, a teraz nagle stanął twarzą w twarz z rówieśnikami, którzy byli w pełni sprawni ruchowo i rozbiegani, podczas gdy on mógł iść, tylko trzymając się ścian. Nie potrafił samodzielnie wstawać i z każdym dniem był coraz bardziej zależny od swojego balkonika. Często podczas długiej przerwy musiał siedzieć w klasie ze strachu, że ktoś go potrąci i przewróci. Zbyt mały, żeby ubrać to w słowa, wyraznie zaczynał rozumieć, że są pewne rzeczy dostępne dla jego kolegów na przykład gra w piłkę nożną których on nigdy nie zdoła robić, i naprawdę to przeżywał. Zawsze był bystry, zabawny, dość spostrzegawczy, ale teraz zamykał się w sobie, a jego ojciec zupełnie nie wiedział, jak wydostać go z tej skorupy. Will miał nadzieję, że jeśli Little B będzie bardziej mobilny, przestanie się czuć takim outsiderem, więc podjął trudną emocjonalnie decyzję, żeby wystąpić do lokalnej służby zdrowia o przyznanie wózka inwalidzkiego, co wydawało się już wielkim krokiem naprzód. Niestety władze orzekły, że skoro chłopiec jest w stanie od czasu do czasu chodzić (z pomocą), nie kwalifikuje się do niczego więcej niż podstawowy darmowy model ciężki, nieporęczny i bardzo trudny do manewrowania. Jednak sam Owen ułatwił wszystkim sytuację. Okazał niezwykły entuzjazm z powodu tej, jak mówił, większej, lepszej bryki, chociaż nie mógł sam nią kierować, a poza tym okropnie trzęsła na wybojach, przyprawiając go o bóle głowy. Akurat gdy przywykł do tego nowego środka transportu i wreszcie znalazł w szkole kilku przyjaciół, zaczął gwałtownie rosnąć, co wywołało skurcze mięśni jeszcze silniej zaostrzające rysy dziecięcej buzi. Oczy Owena coraz bardziej się zwężały, mięśnie na ciele zarysowywały jeszcze wyrazniej. Ludzie naprawdę zwracali na niego uwagę powiedział Will. Kiedy się zorientował, zaczął spuszczać głowę. Nienawidził tego i im bardziej się gapili, tym bardziej się chował. Wkrótce Little B nie chciał już bywać w miejscach publicznych. Ilekroć Will mówił mu, że wybierają się do parku albo do sklepu, protestował. Kiedy ojciec nalegał, Owen błagał, żeby wobec tego go poniósł na rękach. Powtarzanie, że jest na to zbyt ciężki, łamało Willowi serce. Nie było rady, musieli przypinać chłopca pasami w wózku inwalidzkim i tak czy owak zabierali go na dwór, ale chłopiec tego nie cierpiał i bardzo się denerwował. Gdy tylko znalezli się poza domem, Owen zwieszał głowę, garbił się i kulił w ramionach. Przy różnych okazjach skarżył się Kim: Ludzie się na mnie gapią, a ja tego nie lubię! Z początku próbowała go przekonać, że interesują się nim, bo jest uroczym dzieckiem. Potem tłumaczyła, że przecież on też przyglądał się kalekim żołnierzom, których czasami widywali w bazie. Patrzysz na nich mówiła ale to wcale nie znaczy, że ci się nie podobają. Są trochę inni i to wszystko. W końcu jednak musiała synkowi powiedzieć, że niektórzy ludzie po prostu tego nie rozumieją. Co najmniej raz w miesiącu babcia Joan zabierała Owena do pobliskiego kościoła. Ale chociaż chłopiec lubił nabożeństwa i przylgnął do niektórych parafian, przez większość czasu był bardzo wycofany i ukrywał twarz przed spojrzeniami, całkowicie izolując się i wznosząc barierę. Tylko jeśli ktoś próbował bezpośrednio go zagadnąć, Little B pozwalał sobie na opuszczenie gardy i odpowiadał. Colleen również robiła, co w jej mocy, aby ośmielić swojego Małego Kumpla, ale on przestał się odzywać w miejscach publicznych i wyraznie nie radził sobie z tym, jak inni postrzegają jego ułomność. Niektórzy ludzie, niekulturalni i gruboskórni, gapili się tak otwarcie, że Colleen czasami pytała bez ogródek: A przypadkiem nie chcą państwo zrobić zdjęcia? Jednak wkrótce spadło na nią więcej przytłaczających zmartwień. Ledwie opłakała śmierć ukochanej babci Sylvii (zmarła w 2009 roku), straciła również dziadka Bruce a. Dziadkowie, którzy przeżyli sześćdziesiąt lat w szczęśliwym małżeństwie pobrali się jako nastolatki przez całe dzieciństwo byli dla niej zródłem inspiracji i pokrzepienia. Ta podwójna strata załamała Colleen. Niedługo potem jej pies Alpha zaczął się przy niej dziwnie zachowywać trącał ją łapą i obwąchiwał. Stało się to na tyle kłopotliwe, że chociaż nie miała żadnych dolegliwości, poszła do lekarza i poprosiła o zrobienie badań. Słyszała bowiem o przypadkach, gdy psy alarmowały swoich właścicieli, wyczuwając ich zdrowotne [ Pobierz całość w formacie PDF ] |