[ Pobierz całość w formacie PDF ]
konany, że resztę mojej kary przetrwam w fizycznym i moralnym zdro- wiu. Miałem też plany co do dalszych prac w zakresie nauki języków i dalszego kształcenia zawodowego. Myślałem o wszystkim możliwym, tylko nie o przedterminowym zwolnieniu. A zwolnienie przyszło w ciągu jednej nocy! W Reichstagu znalazła się większość złożona z przedstawicieli najskrajniejszej prawicy i lewi- cy, które w równej mierze były zainteresowane w uzyskaniu zwolnie- nia swoich więzniów politycznych. Niemal bez przygotowania została uchwalona amnestia dla politycznych i zostałem zwolniony wraz z wie- loma innymi więzniami.13 PRACA NA ROLI (1929 1934) Po sześciu latach znowu na wolności, znów przywrócony życiu! Jeszcze dziś widzę siebie stojącego na wielkich schodach Dworca 13 Ustawa o amnestii z dnia 14. 7. 1928 r. (RGBI. I, s. 195). Poczdamskiego w Berlinie, spoglądającego z zainteresowaniem na ciżbę na Placu Poczdamskim. Długo musiałem tak stać, aż zagadnął mnie jakiś pan pytając, dokąd chcę się udać. Zapewne dość głupio na niego spoj- rzałem i niedorzecznie mu odpowiedziałem, gdyż szybko się oddalił. Dla mnie cały ten ruch był czymś nierzeczywistym; zdawało mi się, że jestem w kinie i patrzę na film. Zwolnienie z więzienia przyszło zbyt nagle i nieoczekiwanie, wszystko wydawało mi się tak nieprawdopo- dobne, tak obce. Dostałem telegraficzne zaproszenie do jednego z zaprzyjaznionych domów berlińskich. Choć dobrze znałem Berlin, a do owego mieszkania łatwo można było dotrzeć, potrzebowałem długiego czasu, aby się tam, dostać. W pierwszych dniach zawsze mi ktoś towarzyszył, gdy odważa- łem się wyjść na ulicę, ponieważ nie zwracałem uwagi na znaki komu- nikacyjne ani na szalejący ruch wielkomiejski. Poruszałem się jak we śnie. Minęło wiele dni, zanim zdołałem dojść do ładu z sobą i rzeczywi- stością. Chciano mi wyświadczyć wiele dobrego, wyciągano mnie na fil- my, do teatrów, do wszystkich możliwych miejsc rozrywkowych i na zebrania towarzyskie. Krótko mówiąc, raczono mnie tym wszystkim, co mieszkaniec wielkiego miasta uważa za niezbędne do życia. Runęło to na mnie z łoskotem zbyt wiele było tego dobrego. Byłem oszołomio- ny i tęskniłem za spokojem. Chciałem jak najprędzej wyrwać się z ha- łasu i pośpiechu wielkiego miasta. Wyrwać się na wieś. Po dziesięciu dniach opuściłem Berlin, aby objąć posadę urzędnika rolnego. Wprawdzie miałem jeszcze wiele zaproszeń na wypoczynek, lecz chciałem pracować miałem już dość wypoczynku. Liczne i różnorodne były zamiary, którymi chciały mnie uszczęśliwić zaprzyjaznione rodziny i koledzy. Wszyscy chcieli pomóc, stworzyć mi egzystencję i ułatwić przejście do normalnego życia. Projektowano, abym pojechał do Afryki Wschodniej, do Meksyku, Brazylii, Paragwaju, do Stanów Zjednoczonych. Wszystko w dobrej intencji usunięcia mnie z Niemiec, abym znowu nie zaplątał się w walki polityczne skrajnej prawicy. Inni znowu, przede wszystkim moi dawni koledzy, chcieli koniecznie widzieć mnie w pierwszych szeregach organizacji bojowych NSDAP. I jedno, i drugie odrzuciłem. Jakkolwiek od 1922 r. byłem członkiem partii przekonanym o słuszności celów partii i zgadzałem się z nimi, to jednak zdecydowanie potępiałem masową propagandę, targowanie się o względy tłumu, granie na najniższych instynktach mas, przemawianie ich językiem. Poznałem już masy" w latach 1918 1923. Chciałem wprawdzie zostać członkiem partii, lecz bez jakiejkolwiek funkcji; nie chciałem też przystąpić do żadnej z pomocniczych organizacji partii. Miałem inne zamiary. Również mało pociągał mnie wyjazd za granicę. Chciałem pozostać w Niemczech i pomagać tutaj w odbudowie planowanej długofalowo i z daleko sięgającym celem. Pragnąłem osiedlić się na roli. W ciągu długich lat w osamotnieniu mej celi uświadomiłem sobie, co następuje: istniał dla mnie tylko jeden cel, dla którego warto było pracować i walczyć zdobyte własną pracą gospodarstwo rolne ze zdrową, liczną rodziną. To miało stać cię treścią i celem mego życia. Zaraz po zwolnieniu mnie z więzienia nawiązałem kontakt ze Związ- kiem Artamanów. Ze związkiem tym i jego celami zapoznałem się za pośrednictwem publikacji jeszcze w czasie odsiadywania kary i bardzo się nim zainteresowałem. Była to wspólnota młodych chłopców i dziew- cząt wyłoniona z ruchów młodzieżowych wszystkich nacjonalistycznych kierunków partyjnych, wspólnota ludzi, którzy chcieli przede wszystkim powrócić z niezdrowego, pełnego rozkładu i powierzchownego życia miasta do zdrowego, twardego, lecz naturalnego sposobu życia na wsi. Gardzili oni alkoholem i nikotyną, jak zresztą wszystkim, co nie służy zdrowemu rozwojowi ducha i ciała. Poza tym wyznając zasadę całko- witego powrotu do ziemi, z której wyszli ich przodkowie, chcieli po- wrócić do zródła życia niemieckiego narodu do zdrowego, chłopskie- go osadnictwa. To była również moja droga, mój długo poszukiwany cel. Porzuci- łem posadę urzędnika rolnego i przyłączyłem się do wspólnoty ludzi podobnie myślących. Zerwałem wszelkie stosunki z dawnymi kolegami, ze znajomymi i zaprzyjaznionymi rodzinami, ponieważ nie mogli oni ze względu na swoje tradycyjne poglądy zrozumieć mojego kroku, a także dlatego, że chciałem zacząć nowe życie bez jakichkolwiek przeszkód. Już w pierwszych dniach poznałem tam swoją przyszłą żonę, która ożywiona podobnymi ideałami, wraz ze swym bratem znalazła drogę do Artamanów. Już przy pierwszym spotkaniu mocno odczuliśmy wzajemną nie- złomną przynależność do siebie. Znalezliśmy taką harmonię zaufania i zrozumienia, jak gdybyśmy od dzieciństwa żyli razem. Nasze poglądy na życie były zgodne we wszystkich dziedzinach. Uzupełnialiśmy się pod każdym względem. Znalazłem taką żonę, jaką sobie wymarzyłem w czasie długich lat samotności. Przez wszystkie lata naszego współżycia aż do dnia dzisiejszego trwała ta wewnętrzna harmonia, nie zakłócana przypadkowymi wyda- rzeniami, wszelkimi zewnętrznymi wpływami, jednakowa w doli i nie- doli. Jedno tylko było i pozostało stałą troską mojej żony: wszystko, co poruszało mnie najgłębiej, załatwiałem sam z sobą, nawet jej nie mo- głem tego ujawnić. Pobraliśmy się, gdy tylko było to możliwe, aby wspólnie zacząć na- sze twarde życie, które wybraliśmy dobrowolnie z najgłębszego naszego przekonania. Jasno widzieliśmy oboje długą, ciężką i męczącą drogę do naszego celu. Nic nie miało nas od tego odwieść. %7łycie nasze w ciągu następnych pięciu lat rzeczywiście nie było lekkie, lecz nawet największe trudności nie mogły nas zniechęcić. By- liśmy szczęśliwi i zadowoleni, gdy nasz przykład i osiągnięcia pozyski- wały wciąż nowych wyznawców dla naszej idei. Urodziło nam się już troje dzieci na nowe jutro, na nową przy- szłość. Wkrótce miano nam przydzielić ziemię. Stało się jednak inaczej. W czerwcu 1934 r. otrzymałem wezwanie Himmlera, abym wstąpił do czynniej służby w SS. Miało mnie to sprowadzić z drogi, po której dotychczas szedłem tak pewnie i z taką świadomością celu. Długo, długo nie mogłem powziąć żadnej decyzji wbrew moim normalnym zwyczajom. Pokusa, by znowu zostać żołnierzem, była jed- nak zbyt silna. Silniejsza niż wątpliwości mojej żony, czy ten zawód potrafi wypełnić mi życie i dać wewnętrzne zadowolenie. Jednakże zgodziła się widząc, jak bardzo pociągała mnie perspektywa zostania znowu żołnierzem. Ponieważ dano mi nadzieję na szybki awans i związane z tym finan- sowe korzyści, oswoiłem się z myślą, że wprawdzie będę musiał zejść [ Pobierz całość w formacie PDF ] |