[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ojca. Nie widział dla siebie żadnej przyszłości. Przekonałem go wtedy, że może odkupić
winę, podejmując się samobójczej misji. Zgodził się bez wahania.
- A dlaczego żołnierze przyszli dziś w nocy po ciebie? Przecież z nimi
współpracujesz?
- Z paru powodów. Mogło to być ostrzeżenie, żebym się trzymał z dala od wytwórni
materiałów wybuchowych, ale równie dobrze mogło chodzić o umocnienie mojej sławy. Nikt
przecież nie uwierzy, że człowiek, którego poszukuje wojsko, jest kolaborantem.
Omar gestem wskazał wyjście z groty.
- Idziemy, zabieram cię na policję.
- W porządku, możemy iść. - Dżihad Awdeh wstał, bez pośpiechu rozprostował kości.
- Możemy iść na policję. Oczywiście zaraz mnie wypuszczą, a wtedy zmajstruję nową bombę.
- Skierował się do wyjścia z groty. - I tym razem nie będzie pomyłki. Nie zginie jakiś tam
Amerykanin, tylko ty i twoja rodzina.
Omar gestem kazał mu wejść na schody. Sam powoli ruszył za nim, zachowując
odpowiedni dystans. Gdy Awdeh dotarł do szczytu schodów, Omar rzucił:
- Wychodz. I nie za szybko.
Szarzało już. Omar stracił więc największego sojusznika - ciemność. Starał się
zasłonić webleya potą marynarki, ale Dżihad właśnie się odwrócił i spojrzał na stary pistolet.
- Nie zatrzymuj się! - krzyknął Omar. Wiedział, że spędził za dużo czasu w grocie.
Jego więzień dostrzegł, że pistolet jest bezużyteczny. - Ruszaj, ruszaj!
- A co mi zrobisz? - zaśmiał się Dżihad, wskazując palcem webleya. - Zatłuczesz mnie
na śmierć tym kawałkiem złomu?
Omarowi serce podeszło do gardła, a ręka z pistoletem zaczęła drżeć.
- Owszem, to stara broń, ale działa - zawołał.
Ale Dżihad Awdeh już na niego natarł. Potężny cios w skroń zbił Omara z nóg i rzucił
na posadzkę. Nie stracił jednak przytomności. Zobaczył, że Dżihad wyciąga z cholewki nóż
myśliwski. Sześciocalowe ostrze zalśniło w świetle wdzierającym się przez wysokie okna do
wnętrza bazyliki. Jak mogłem być tak głupi, żeby nie wyjść z groty przed świtem, przemknęło
Omarowi przez myśl.
Poczuł świdrujący ból. Dżihad wymierzył mu potężnego kopniaka prosto w żebra tuż
nad nerkami. Omar jęknął. Dżihad zaczął go znowu kopać. Omar zawył i krzyk bólu wypełnił
całą bazylikę. Chwycił Dżihada za nogę, ale ten wyrwał się, przygwozdził go kolanem i
unosząc nóż ku swojej szyi, pokazał, co zamierza zrobić. Zmiał się przy tym, odsłaniając
zęby, jakby chciał swoją ofiarę nie tylko zaszlachtować, ale i gryzć, spijając krew. Raz
jeszcze przesunął nożem po swoim gardle, pomrukując z satysfakcją. Taki sam gest pokazał
na dachu George owi Sabie. Omar wiedział, że zaraz umrze, tak jak George.
Poczuł na gardle nóż. Ostrze było ciepłe - nagrzało się za cholewką Awdeha. Omar
wstrzymał oddech. Dżihad zaczął naciskać ostrze i wtedy rozległ się huk, a ułamek sekundy
pózniej następny raz. Omarowi przemknęło przez myśl, że to dzwięk tchawicy przecinanej
nożem, ale w tym samym momencie jego oprawca runął na niego bezwładnie. Głowa Dżihada
znalazła się tuż przy twarzy Omara, który poczuł kwaśną woń wypalonych papierosów.
Chwilę pózniej głowa Dżihada opadła, uderzając łukiem brwiowym w brodę Omara.
Morderca był martwy.
ROZDZIAA 28
Omar z wysiłkiem zepchnął z siebie ciało Dżihada Awdeha. Uderzyło ciężko plecami
o posadzkę. Nóż wypadł z martwej ręki i z brzękiem upadł na kamienne płyty. Krew sączyła
się z dwóch ran ziejących między żebrami i rozlewała się kałużą wokół Omara, wsiąkając w
jego marynarkę. Podniósł się, zdjęty obrzydzeniem, odszedł kilka kroków, ciągle jeszcze
niepewny, czy niedoszły oprawca nie wstanie i znów nie rzuci się na niego.
W drzwiach bazyliki pojawiła się jakaś sylwetka. Jego wybawca miał tyle odwagi i
zręczności, że trafił Dżihada, strzelając przez całą długość głównej nawy. Kroki odbijały się
echem od wiekowych ścian świątyni. Omar z niedowierzaniem patrzył na ciemną postać. Gdy
Dżihad Awdeh przystawił mu nóż do gardła, był pewien, że zaraz zginie. Wciąż jeszcze nie
mógł uwierzyć, że jednak ocalał.
Dopiero gdy zbawca stanął w promieniu światła wpadającego przez wysokie okno,
Omar dostrzegł policyjny beret, opuszczone ramię i dłoń w rękawiczce z czarnej skóry.
Chamis Zejdan! Omarowi serce zabiło. Oto chwila prawdy. Przekona się, czy jego
podejrzenia dotyczące komendanta były słuszne, czy nie. Chamis Zejdan ocalił go, zadając [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.