[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kryzysem. Odsuwając od siebie ponure myśli, postanowiła zadzwonić do szpitala, a następnie zwinąć się na sofie, zamknąć oczy i przywołać w pamięci uśmiechniętą buzię swojego dziecka. ROZDZIAA DZIESITY Stał w bibliotece, którą przerobił na wygodne, nowoczesne biuro, i próbował uporządkować sobie wszystko w głowie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że kobieta, którą zostawił w salonie, to Haley Mercado. Słodka, ponętnie zaokrąglona Haley. Na miłość boską, znał ją od przedszkola! Patrzył, jak z rozbrykanego dziecka przeobraża się w zgrabną nastolatkę. Kiedy wraz z Rickym i innymi wrócił z wojny w Zatoce Perskiej, Haley z nastolatki przeistoczyła się w atrakcyjną kobietę. Poważnie zastanawiał się nad tym, czy nie złamać zasady, którą sam sobie narzucił - ręce precz od młodszej siostry przyjaciela" - ale ubiegł go Frank Del Brio. Frank zaręczył się z Haley i - jeżeli niesamowita historia, którą dziewczyna mu przed chwilą opowiedziała, nie jest zmyślona - swoim zachowaniem zmusił ją do podjęcia desperackiej ucieczki. Ale czy opowieść Haley na pewno jest prawdziwa? Mimo złości, jaka wciąż w nim kipiała, instynkt podpowiadał mu, że tak. Zbyt wiele lat przyjaznił się z Rickym, aby nie wiedzieć, iż Johnny Anula & pona ous l a d an sc Mercado nie pracuje w zwykłym biurze. Westchnął ciężko. Jeżeli ojciec Ricky'ego nie miał dość siły i rozumu, aby odmówić współpracy z Frankiem, to Frank, znając szczegóły jego działalności, śmiało mógł szantażować Haley, że wszystko wyjawi policji. Luke potarł ręką brodę. Właściwie to rozumiał - no, prawie rozumiał - decyzję Haley o upozorowaniu swojej śmierci. Cholera jasna! Przez ponad dziesięć lat udawała kogoś innego, po czym nagle postawiła wszystko na jedną kartę i zgodziła się zdobyć dowody przeciw Frankowi. W porządku, a zatem pierwszy telefon on, Luke, wykona do miejscowego biura FBI. Upewni się, czy... W jego skłębione myśli wdarł się jakiś dziwny dzwięk. Luke przechylił w bok głowę, nasłuchując uważnie. Przytłumiony odgłos docierał z salonu. Przytrzymując się leciutko ściany, Luke ruszył przez hol w kierunku, z którego przed chwilą przyszedł. Haley płakała. Cicho, rozpaczliwie. Przypuszczalnie wcisnęła twarz w poduszkę, ale nic nie było w stanie zagłuszyć jej szlochu. Stał na zewnątrz, za drzwiami, wahając się, co zrobić. Haley Mercado kilka razy wystrychnęła go na dudka. Najpierw, po wypadku na jeziorze, pozwoliła, aby on i jego trzej przyjaciele zostali oskarżeni o spowodowanie jej śmierci. Dwa lata temu, udając kogoś obcego, dała mu się poderwać w barze Pod Sakwą. Pózniej nawet nie raczyła go poinformować o tym, że urodziła jego dziecko. Hm, dość tego. Ile razy można być okłamywanym?Zaciskając gniewnie zęby, zawrócił do biblioteki. Zrobił jeden krok, drugi, trzeci. Potem zatrzymał się. Przejmujący szloch rozdzierał mu serce. Przeklinając pod nosem, Anula & pona ous l a d an sc Luke ponownie zawrócił w stronę salonu. Chwilę pózniej zgarnął dziewczynę w ramiona. Zaskoczona, próbowała się opierać. - Co... co robisz? - A żebym to ja wiedział. Nie puszczając jej, osunął się na sofę. Skórzane poduszki zatrzeszczały cicho pod ich ciężarem. Haley wciągnęła gwałtownie powietrze, usiłując stłumić łkanie. - Przepraszam... Nie chciałam... - Ciii. - Wsuwając rękę we włosy dziewczyny, przytulił ją do siebie. - Już dobrze. - Wcale nie dobrze. - Dostała czkawki. - Czuję się jak idiotka. Nigdy nie płaczę. A przynajmniej nie zdarzyło się jej płakać od czasu śmierci matki. Była pewna, że wtedy wyczerpała zasób łez. Widocznie jednak się myliła. - Odzyskamy Lenę - powiedział ochryple Luke, odgadując powód jej cierpienia. Tak bardzo chciała mu wierzyć, ale brutalna rzeczywistość śmiała się w twarz, odbierała nadzieję, że kiedykolwiek będzie lepiej. - Nie znasz Franka. Ten człowiek po trupach dąży do celu. Nic go nie powstrzyma. - On też mnie nie zna. Nie bój się. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby odebrać mu Lenę. Słysząc niezachwianą pewność i stanowczość w głosie Luke'a, Haley podniosła głowę. Zamrugała oczami, strząsając z rzęs resztki łez. Przez moment wpatrywała się w niebieskie oczy, w policzki ocienione kilkudniowym zarostem, w białe blizny Anula & pona ous l a d an sc widoczne na skroni. Dawne rany, oznaki bólu i cierpienia, odciągnęły uwagę Haley od jej własnych trosk, od porażającego strachu o dziecko. Boże kochany! Co naprawdę wydarzyło się podczas misji w Ameryce Aacińskiej? Jakie męki musiał Luke znosić? Wyciągnęła drżącą rękę, żeby pogładzić blizny. Musiał wyczuć ruch, bo gwałtownie obrócił twarz w stronę Haley. Niechcący musnął wargami jej dłoń. Oboje znieruchomieli, czekając, aż to drugie wykona pierwszy krok i cofnie głowę lub rękę. Jego usta były gorące, wilgotne. Skóra ją parzyła. Czas mijał wolno, sekundy ciągnęły się w nieskończoność, każda zdawała się trwać parę tygodni, ba, miesięcy... I nagle Haley znów poczuła się tak jak przed dwoma laty w barze, znów pragnęła Luke'a, pragnęła go dotykać, całować, dać wyraz pożądaniu, które tak długo w sobie tłumiła. To był inny Luke Callaghan niż ten, którego znała w dzieciństwie. Prawdę mówiąc, w ogóle nie znała mężczyzny,-z którym dwa lata temu spędziła szaloną noc, podobnie jak on jej nie znał. Byli dwojgiem obcych ludzi, których połączył ekscytujący seks. Nadal byli dwojgiem obcych ludzi, tyle że teraz łączyło ich wspólne dziecko. Wymagało to od niego olbrzymiego samozaparcia, ale udało się. Oderwał wargi od ręki Haley. Nie ufał tej dziewczynie, nie ufał też swoim emocjom. Bał się. Wiedział, że niewiele brakuje, żeby puścił w niepamięć jej kłamstwa. Ale nie mógł puścić. Jej też nie mógł puścić. Przynajmniej dopóki siedziała taka spięta, a jej łzy raz po raz kapały mu na szyję. - Tak nie można, Haley. Musisz odpocząć, choćby na chwilę zapomnieć o troskach. - Chciałabym - szepnęła. Poczuł na skórze jej ciepły oddech. Anula & pona ous l a d an sc - Staraj się przez moment o niczym nie myśleć. Wyrzuć z głowy wszystkie myśli. - Nie umiem. Nie mogę. - Możesz - powiedział, przywołując w pamięci sztuczkę, która pomogła mu nie zwariować, kiedy przez wiele tygodni siedział w zamknięciu jako jeniec wojenny. - Po prostu nie myśl. Nie czuj. Nie twórz w głowie żadnych obrazów. Wyobraz sobie wielką białą płaszczyznę. Wielką białą pustkę. Zacisnęła powieki. Za bardzo się starała. Czuł jej napięcie i frustrację, kiedy usiłowała przywołać przed oczami pustkę. - Wyluzuj się, Haley. - Gładząc ją delikatnie po głowie, kontynuował cichym, hipnotycznym głosem: - Odpręż się. A potem wolno zanurz się we mgle. Szarej, miękkiej mgle. - Takiej, jaka wisi nad Londynem? - Tak, może być londyńska mgła, ale cieplejsza. Mleczne opary pokrywają wszystko. Wygładzają ostre kontury, przytępiają lęki. Czujesz, jaka jest miękka? Jaka ciepła? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |