[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pomyśl spokojnie, Kelly. Ty twierdzisz, że do mnie pisałaś, ale ja nie dosta-
łem od ciebie żadnego listu. Ja też twierdzę, że do ciebie pisałem, ale żaden mój list
do ciebie nie dotarł. Tylko ja wiem, jak często zostawiałem Cosette wiadomości dla
ciebie. Ponieważ do mnie nie oddzwaniałaś, pytałem Cosette, czy ci je przekazała.
Ona zawsze odpowiadała, że tak. W tej sytuacji mamy tylko dwie możliwości. Al-
bo jedno z nas kłamie, albo twoja matka płaciła Cosette za przerwanie wszelkiej
komunikacji pomiędzy nami.
Kelly pobladła. Robert podał jej szklankę zimnej wody. Wypiła duszkiem,
odczekała, aż minie zawrót głowy i żołądek trochę się uspokoi.
- Nie okłamywałam cię i nie sądzę, żeby tobie chciało się mnie okłamywać -
powiedziała cicho, kiedy już miała pewność, że się nie rozpłacze. - Ani wtedy, ani
tym bardziej teraz. Musiało być tak, jak to przed chwilą przedstawiłeś. Zresztą po
tym, jak mi zrelacjonowałeś swoją rozmowę z moim ojcem, przypuszczam, że nie
mogło być inaczej.
Kelly patrzyła na niego pełnymi łez oczami. Zobaczyła malującą się na jego
twarzy udrękę.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wszystkiego w tamto Boże Narodzenie?
- Judy, moja siostra, oświadczyła, że słyszała, jak twoja mama mówi, iż
wkrótce odbędą się twoje zaręczyny.
R
L
- Przed Bożym Narodzeniem? - zawołała Kelly. - Twierdzisz, że moja matka
naprawdę powiedziała to przed Bożym Narodzeniem? Do Bożego Narodzenia naj-
wyżej ze dwa razy spotkałam się z Brentem. Wciąż miałam nadzieję, że jednak
mnie kochasz i że jeszcze do mnie wrócisz.
- Nie miałem po co wracać, bo nigdzie nie odchodziłem - odparł ponuro. -
Czekałem, żebyś to ty do mnie wróciła.
- Ale mama mi mówiła, że słyszała, jak Judy komuś opowiadała, że spotykasz
się z inną dziewczyną i masz zamiar się z nią ożenić.
- Judy nigdy nic nie wiedziała o moich sprawach. Tak samo jak ty poszedłem
gdzieś parę razy z jakimiś dziewczynami, ale to nigdy nie było nic poważnego.
Powiedz mi, proszę, kiedy naprawdę się zaręczyłaś?
- Na Wielkanoc - bąknęła.
Czuła taki ból, jakby ktoś powoli wbijał jej w serce tępy nóż.
- A niech to! - Robert zerwał się na równe nogi i znów zaczął chodzić po po-
koju. - Rozumiesz, co to znaczy, Kelly? To twoi rodzice nas rozdzielili! Zaplano-
wali sobie wszystko dokładnie, a my daliśmy się złapać w pułapkę. Byliśmy zbyt
niedojrzali, żeby się zorientować, co się wokół nas dzieje. Pozwoliliśmy im to zro-
bić... - Głos mu się załamał.
Gwałtownie mrugał powiekami, chcąc za wszelką cenę powstrzymać łzy.
Kelly wstała i podeszła do okna.
- Ja... Ja nie chcę w to wierzyć.
- Ja też nie. - Robert stanął tuż za nią. - Niestety, nie ma innego wytłumacze-
nia.
- I ich też już nie ma. Nie mogą nam wyznać, jak było naprawdę.
- Czy gdyby żyli, to coś by się zmieniło? Zło już się stało.
Pokręciła głową. Gryzła wargę tak mocno, aż poczuła smak krwi.
- No cóż, teraz przynajmniej znamy prawdę - roześmiała się gorzko. - Ale nie
zapominajmy o dobrych stronach tej sytuacji.
R
L
- Nie rozumiem - zdziwił się Robert.
- Missy. Lisa. Tak bardzo je kochamy, a przecież nie byłoby ich na świecie,
gdybyśmy się nie zdecydowali na związki z innymi osobami.
- Ich by nie było - zgodził się Robert. - Za to mielibyśmy nasze dzieci.
Kelly zrozumiała, że jeśli natychmiast nie opuści tego pokoju, to na pewno się
rozpłacze albo zrobi coś bardzo głupiego. Na przykład rzuci się Robertowi w ra-
miona. Całym ciałem czuła, jak bardzo pragnął jej dotknąć.
Odwróciła się, wzięła torebkę, którą zostawiła na fotelu.
- Dzieci powinny niedługo wrócić - stwierdziła cicho.
- Tak.
Robert wciąż stał przy oknie. Przygarbiony, z rękami wbitymi głęboko w kie-
szenie.
- Chciałabym cię jeszcze o coś spytać - odezwała się Kelly, choć wiedziała, że
w żadnym wypadku nie powinna tego robić. - Nie powiedziałeś mi jeszcze, dlacze-
go miałeś nadzieję, że spotkasz mnie na tym zjezdzie.
- Sam nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Może przechodzę przedwczesne
męskie klimakterium i dlatego próbuję odzyskać młodość. Kto wie?
Oczywiście był to wykręt. Robert uznał, że wszystko będzie lepsze od praw-
dy. Prawda bowiem była taka, że on nadal do szaleństwa kochał Kelly.
Podeszła do drzwi i położyła dłoń na klamce.
- Kelly.
Zawahała się, ale odwróciła się do niego.
- Bardzo się cieszę, że tak dobrze ci się układa. No wiesz, że jesteś szczęśliwa
w małżeństwie i w ogóle. Naprawdę. - Przyglądał się jej twarzy. - Bo przecież je-
steś szczęśliwa, prawda?
- Jasne - kłamała jak z nut. - Bardzo szczęśliwa.
- Ja też.
R
L
- To dobrze - skinęła głową. - Bardzo dobrze. Może moi rodzice mimo
wszystko oddali nam przysługę.
- Możliwe.
Już chciała wyjść, lecz Robert znów ją zatrzymał. Nie otworzyła drzwi, ale i
nie odwróciła się do niego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.