[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gdybym wiedział...
Zaczaj ją myć, a potem wycierać - subtelnie, z ogromną
delikatnością. To było więcej niż pieszczota. Zadrżała z
rozkoszy; ku swemu zdziwieniu znów odczuwała podniecenie.
Poruszyła się niespokojnie, a Piran uniósł głowę i spojrzał na
nią badawczo.
- Czy naprawdę chcesz...? - zaczął, ale Carly nie
pozwoliła mu dokończyć.
- Tak, chcę ciebie - oświadczyła bez cienia wątpliwości w
głosie.
I znowu wyciągnęła do niego ramiona.
Obudziła się w promieniach słońca zalewających łóżko.
Usiadła prosto i spojrzała na zegarek. Dochodziła jedenasta?
To niemożliwe. Nie mogła spać aż tak długo!
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie przespała
całej nocy...
Ale co z Arthurem?
Wyskoczyła z łóżka i zaczęła iść do jego pokoju, gdy
zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze: nie miała niczego na
sobie.
Nocna koszula nadal leżała na podłodze, w tym samym
miejscu, gdzie wczoraj rzucił ją Piran. Ale szorty i koszula
Pirana - oraz sam Piran - zniknęli.
Carly pospiesznie ubrała się w szorty i podkoszulek,
potem umyła zęby i przeczesała włosy. Gdy spojrzała w
lustro, zarumieniła się lekko. Wyglądała tak... tak zmysłowo.
Może nie było to właściwe określenie, ale jej wargi
wydawały się pełniejsze i bardziej miękkie w dotyku, a piersi
pod cienkim stanikiem bardziej wrażliwe. Natomiast reszta jej
ciała... Zarumieniła się mocniej, odwróciła pospiesznie i
wyszła z łazienki.
W salonie Piran siedział przed komputerem z Arthurem na
kolanach i małymi paluszkami dziecka usiłował wystukać coś
na klawiaturze. Na dzwięk kroków Carly obaj unieśli głowy.
Arthur zaszczebiotał radośnie, a Piran uśmiechnął się
szeroko.
- Nasza śpiąca królewna nareszcie wstała - zwrócił się do
Arthura.
Carly poczuła znów, że się rumieni.
- Nie słyszałam Arthura, przepraszam - powiedziała
niewyraznie. - O której cię obudził?
- Kilka minut po siódmej.
- Och, powinnam...
- Daj spokój. Musiałaś wypocząć. Ostatnią noc spędziłaś
pracowicie. - Uśmiechnął się szeroko. - Powiedzmy, że dziś
był mój dyżur.
Poszła do kuchni, by ukryć się gdzieś przed spojrzeniem
pełnym pożądania. Nalała sobie filiżankę kawy.
- Napijesz się kawy? - zawołała i odwróciła się
wystraszona, słysząc odpowiedz tuż za swoimi plecami.
- Wypiję ją z tobą.
Trzymał na ręku Arthura z taką wprawą i swobodą, że
Carly zareagowała uśmiechem.
- Uśmiech dla mnie, czy dla niego? - spytał, biorąc z jej
ręki kubek. Ich palce dotknęły się na sekundę i aż dziw, że się
nie zaiskrzyło.
- Dla was obydwóch - odparła przytomnie. I chcąc
zmienić temat, szybko dodała: - Ile dziś rano napisałeś?
- Niewiele. Ale dobrze mi idzie. Z pewnością skończę,
jeśli uda mi się pozbyć małego pomocnika. Arthur nie pisze
jeszcze biegle na maszynie.
- Powinieneś mnie obudzić - powtórzyła.
- Potrzebowałaś snu. - Znów się uśmiechnął. - I
wyglądasz pięknie.
Zażenowana komplementem, pospiesznie wzięła Arthura z
jego ramion i odwróciła wzrok.
- Lepiej będzie, jeśli zabierzemy się do pracy -
powiedziała, sadowiąc Arthura na biodrze. - Przynajmniej
jedno z nas.
- Dla ciebie nie ma na razie roboty. Musisz poczekać, aż
skończę. Może w tym czasie ubierzecie z Arthurem choinkę?
Dopiero teraz Carly spostrzegła leżące na stole drobiazgi.
Najwyrazniej dzisiejszego poranka Piran z Arthurem nie tylko
pisali na maszynie.
Na stole leżały blaszane przynęty na ryby, których, jak
sobie przypominała, Piran używał przed laty, i muszelki, które
przynosiła codziennie z plaży. Były tam również kawałki
rybackich sieci, szkiełka, które jej ofiarował, a które umieściła
na honorowym miejscu nad kominkiem, kilka drewienek
wygładzonych przez fale, suche strąki z drzewa rosnącego
przy plaży i karton wypełniony świeżo zerwanymi
czerwonymi i różowymi kwiatami hibiskusa.
- Będziesz musiała codziennie zmieniać kwiaty, ale jeśli
chodzi o resztę... - Zawahał się. - Wiem, że te ozdoby nie są w
twoim guście, ale pomyśleliśmy z Arthurem, że może niektóre
wykorzystasz...
Carly omiotła czułym spojrzeniem drobiazgi, które tak
pieczołowicie poukładał. Jak na człowieka, który nie chciał
mieć choinki, wykazał dużo dobrej woli, Coś ją ścisnęło w
sercu. Przytuliła mocniej Arthura do piersi.
- Wykorzystam je - powiedziała do Pirana. - Po co nam
typowa choinka? To wspaniały pomysł.
Ubieranie choinki z Arthurem na ręku nie było rzeczą
łatwą, ale Carly chętnie śpiewałaby na cały głos z radości,
gdyby nie obawa, że przeszkodzi Piranowi w pracy. Starała się
cicho poruszać i odzywać do dziecka szeptem.
Piran stukał w klawiaturę z ogromnym zapałem, a kiedy
na chwilę przerywał pracę, uśmiechał się do niej i do Arthura.
- Wygląda wspaniale - powiedział, gdy skończyła swoje
dzieło.
- Masz rację - zgodziła się z uśmiechem. Przypomniała
sobie ubiegłoroczną choinkę, którą dekorowała wraz z matką,
Rolandem i jego córkami. Zdobiły ją kolorowe orzechy,
bombki i aniołki z papieru; wydawała się wówczas Carly
najpiękniejszą choinką na świecie. Ale nawet nie umywała się
do tej tutaj - przyozdobionej kolorowymi lampkami,
muszkami i przynętami z kolorowych piórek, muszelkami,
kawałkami wypolerowanego szkła i drewna.
Piran włączył drukarkę i wstał od komputera. Podszedł do
Carly i Arthura, stanął tuż za nimi i objął ich ramionami.
- Podoba mi się - powiedział, muskając wargami ucho
Carly. - I ty mi się podobasz.
Carly przyjęła komplement z uśmiechem.
- Mam wrażenie, że także zaczynam cię lubić -
powiedziała. Kocham cię, powtórzyło jej serce. Ale słowa te
uwięzły jej w gardle. Coś się zaczęło dziać między nią a
Piranem. Bała się, że niewczesne wyznanie może wszystko
popsuć.
- Auu! - zawołał Piran, gdy Arthur wyciągnął rączkę i
chwycił go za nos. - Hej, mały, zachowuj się odpowiednio!
- On chce do nas dołączyć - powiedziała Carly.
- Już to zrobił. - Piran zdjął palce Arthura ze swojej
twarzy i zaczął je skubać ustami, aż dziecko zachichotało. -
Ostatecznie, to wszystko jego zasługa.
Po lunchu Piran oznajmił:
- Idziemy po świąteczne zakupy!
Uniosła głowę znad tekstu, nad którym właśnie pracowała.
- Teraz? Przecież nie mogę... Muszę to skończyć.
- Miałem na myśli siebie i Arthura - wyjaśnił. - Ty
zostajesz.
- W sklepie z gospodarstwem domowym widziałam
drewnianą żaglówkę - podpowiedziała. - Moglibyśmy
zawiesić ją na choince, a kiedy Arthur podrośnie, mógłby
bawić się nią w wannie...
- Zerknę na nią - obiecał. I dodał: - A jeśli skończysz do
wieczora, uczcimy to. - Poruszył znacząco brwiami, by
domyśliła się, jaki rodzaj świętowania miał na myśli. Gdy
uśmiechnęła się zarumieniona, pochylił głowę i pocałował ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.