[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cassie się zatrzymała. Mocno zaciskając ręce na książkach, odwróciła się i popatrzyła na Sarę. - O czym ty mówisz? Dziewczyna nie odpowiedziała jej bezpośrednio. Ze znudzonym wyrazem twarzy przyglądała się swoim paznokciom, ale jej świta obrzucała Cassie gniewnym spojrzeniem jak stado złowrogich krów. - Można by pomyśleć, że będzie wdzięczna, żałosna dziewczynka z domu opieki. Zrobiliśmy z niej Wybraną, daliśmy moce przekraczające wszelkie wyobrażenia. A także, powiedzmy to wprost, nasze. - Zabawne, jak pamiętam, tchórze, którzy tak wspaniałomyślnie przeprowadzili moją inicjację na Wybraną, z wielką gorliwością ukrywali swoje twarze za ujmującymi kapturami - syknęła Cassandra. - No tak. Ale właśnie dlatego to zrobiłaś, prawda? - Yusuf i Michaił byli... byli pod Aukiem Triumfalnym? - Stwierdziła, że cała się trzęsie. - Och, nie udawaj niewiniątka, to tak strasznie do ciebie nie pasuje - Sara uśmiechnęła się ironicznie. - Lepiej, żebym uważała na siebie, skoro ja też tam byłam. I tak, Yusuf i Michaił też, ale dla tych biednych drani jest już za pózno. Cassie krew odpłynęła z twarzy. - Nie wiedziałam o tym! 0 tym wszystkim! - Oczywiście, że nie. Moja droga. - Jak niby miałabym wiedzieć, kto tam był? Na tym to przecież polegało, prawda? Co ty sobie wyobrażasz, że miałam rentgen w oczach? - warknęła. Wszyscy, wymieniając zmartwione spojrzenia, zaczęli się odsuwać od kłócących się dziewczyn, ale Cassie ledwo to zauważyła. - Bóg jeden wie, jak mogłaś to odkryć - odparowała Sara. - Zdaje się, że masz wiele dziwnych zdolności, a ja z pewnością wiem doskonale, jaki masz charakterek, mały chavie, a właściwie powinnam powiedzieć, kiedy tracisz panowanie nad swoim charakterkiem. A tak przy okazji! Wszyscy się zastanawiają, kiedy opuchnięte ciało Ranjita wypłynie na brzeg. Założę się, że żałuje zniżenia się do romansu z mieszkanką slumsów... - SUKA! - wrzasnęła Cassie. Zapomniała o opanowaniu, zapomniała o swojej mocy, po prostu rzuciła książki, żeby skoczyć na Sarę z gołymi rękami. Jednak gdy ta szybko odskoczyła do tyłu, ktoś wepchnął się między nie, obejmując Cassandrę. - Zignoruj ją - szepnął gwałtownie Richard. - Ona tego właśnie chce. Walcząc o oddech, Cassie poczuła, jak z wściekłości wbija palce w jego bicepsy, ale on nawet się nie skrzywił. Odwrócił się do Sary jak grzechotnik. - Odwal się, przereklamowana szmato - warknął. Niektórzy z gapiów sapnęli z zaskoczenia, ale Sara odzyskała już swoją postawę chłodnej godności. Uciszyła widownię królewskim ruchem dłoni, a potem wskazała Richarda palcem. - %7łałosny robak - powiedziała przeciągle. - Zmienia strony tak szybko, że niedługo będzie przewracał się w grobie, jeśli nie zachowa ostrożności. Richard posłuchał własnej rady, zignorował Sarę i odciągnął od niej Cassie. Była wdzięczna mu za wsparcie, bo trzęsły się jej nogi, ale już mniej zadowolona, że powstrzymał ją od rozerwania zębami Sarze gardła. - No dalej - szepnął. - Nie możesz dać się sprowokować. Nie wolno ci. Może pójdziemy do twojego pokoju i zamiast tego porozrywamy kilka poduszek, co, śliczna? Nie mogła powstrzymać roztrzęsionego śmiechu, który był niebezpiecznie bliski łez. - Nie tknęłam palcem Yusufa ani Michaiła, przysięgam. - Oczywiście, że nie. Nie wygłupiaj się. I nie pozwól jej zajść ci za skórę. * Droga do pokoju była mglistą mieszaniną furii i nieszczęścia. Gdyby tylko pamiętała o użyciu swoich mocy, gdyby nie cofnęła się do starej Cassie z Cranlake Crescent, och, mogłaby pokazać Sarze, gdzie raki zimują... Albo może, tylko może, mogła ją zabić. Wstrząsnął nią gwałtowny deszcz. Powoli dochodząc do siebie, zaczęła poznawać dywany, kinkiety i rzezby znajdujące się w korytarzu prowadzącym do jej pokoju i delikatnie uwolniła się z ramion Richarda. Odetchnąwszy głęboko, odwróciła się, aby spojrzeć mu w twarz. - Richard, jak ty to znosisz? Powiedz mi - wzięła go za ręce i mocno je ścisnęła. - Co znoszę? - Nagle pojawiła się stara, znajoma zasłona dymna i fałszywy uśmiech już pojawiał się na jego ustach. - Przestań. Przestań z tego żartować! Wiesz, co mam na myśli: traktują cię jak maskotkę! To znaczy czasami ci pobłażają, a czasami ich wysokościom pasuje cholernie mocno cię skopać. - Słysząc własny jadowity ton, przełknęła głośno ślinę, próbując nad sobą zapanować. Walcząc, żeby nie widzieć wszystkiego na czerwono... Sztuczny uśmiech chłopaka zaczął blednąc i patrzył na nią, bardzo zamyślony. - Czy to ci przeszkadza? To jak mnie traktują? - Tak! Przeszkadza, do cholery! Kąciki jego ust zaczęły ponownie unosić się do góry, ale tym razem było to szczere. - Dobrze wiedzieć, że cię to obchodzi - powiedział, prawie do siebie. Zaciśnięty węzeł wściekłości od razu się rozluznił, pozostawiając Cassie tak słabą, że niemal się potknęła. Westchnęła przerwała, gdy złapał ją za ramię. - W każdym razie, myślę, że znasz odpowiedz na własne pytanie, ponieważ nie wszyscy możemy być gospodarzem ducha tak potężnego jak Estelle Azzedine. - Wzruszył ramionami. - Co do mojego biednego małego drania... to nie wiem, jak przetrwał tak długo, jeśli mam być szczery. Nie wiem, kto przede mną był jego nosicielem, ale sądzę, że zawsze grał na dwa fronty. Zawsze udawało mu się o włos, jak sobie wyobrażam, podczas gdy pozostali Wybrani rozgrywali małe seksowne kawałki. - Teraz to on gwałtownie wciągnął powietrze w płuca. - Niech to diabli - stwierdziła. - Jest przynajmniej jedno z nas, którego nie możesz rozgrywać. Richard uśmiechnął się i kiwnął głową. - Idz do swojego pokoju - położył jej dłoń na plecach i delikatnie popchnął w stronę drzwi. - Potrzebujesz odpoczynku. - Dzięki - nacisnęła klamkę, uśmiechając się do niego słabo. - Naprawdę, Richard. Dziękuję. Jednak kiedy tylko weszła do środka, zamarła. - O mój Boże... - szepnęła. Richard w sekundę znalazł się u jej boku, razem z nią rozglądając się po pokoju. Z pokoju po Isabelli zniknął wszelki ślad. Jej zdjęcia, książki, iPod - wszystko z jej nocnego stolika, zniknął też chaotyczny stos kosmetyków z toaletki. Kiedy Cassie podbiegła do szafy i ją otworzyła, przekonała się, że nie ma w niej sukienek, marynarek, swetrów i butów, puste były też szufladki na bieliznę. Zniknęły zeszyty i podręczniki oraz jej laptop. Cassandra stanęła pośrodku pokoju, spodziewając się, że cały świat wokół niej za chwilę się rozpadnie. Richard podszedł do pościelonego łóżka i podniósł gładką białą kopertę. - Zostawiła list - powiedział. - To już coś. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |