[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cały się oczy. - Tom prosi cię do siebie o piątej. Mruknął przekleństwo, uniósł wzrok i ujrzał... Katherine. Uśmiech rozjaśnił mu twarz. Wyglądasz lepiej niż ostatnio - zawołał. Na pewno, biorąc pod uwagę okoliczności... Dobrze się już czujesz? Tak. - Uśmiechnęła się zadowolona, że się o nią troszczy. - Oboje byliśmy w tarapatach. A właściwie -dodała po chwili - powinieneś zmienić miejsce pracy. Marnujesz się tutaj. Z twoim doświadczeniem... Obserwowała go jakiś czas, po czym położyła przed nim dosyć pojemną teczkę. Co mi podrzucasz? - zapytał. Przejrzyj. - Oparła się o jego krzesło. - Chciałeś, żebym się zapoznała z danymi Delii Forrester, prawda? Ma to związek z wypadkiem jej męża. Luke zagłębił się w lekturę, która w miarę czytania po- chłaniała go coraz bardziej. Serce mu biło, krew pulso- wała w skroniach. -Wygląda mi na to - rzekł - że Delia ma coś S R wspólnego z wypadkami wszystkich swoich małżonków. - Nie odrywał wzroku od tekstu, a gdy skończył, oznaj- mił z determinacją: - Zwietny materiał, Kat. Wiedziałam, że ci się spodoba. Tyle że nie ma dowodów. Na razie - powiedziała. - Ale daje sporo do myślenia. Chyba wiem, jak zdobyć te dowody. Jestem do twojej dyspozycji - zadeklarowała. Czekałem na te słowa. Abby, klęcząc przed klombem, z którego wyrywała chwasty, uniosła wzrok na idącego ku niej Luke'a. Od czasu gdy się dowiedziała o zawodzie swojego męża, co poniekąd wiązało się z jej odejściem z pracy, nie mogła sobie znalezć miejsca. A taka czynność jak pielenie da- wała jej satysfakcję, bo efekt swoich wysiłków widziała od razu. Go nie oznaczało, że ogrodnik ów efekt oceniłby pozytywnie. Tylko jeden Bóg wie, ile spraw miała do przemyślenia! Na widok Luke'a serce zaczęło jej bić mocniej. Zawsze tak było, ilekroć pojawiał się na horyzoncie. Wciąż go kochała, choć od pewnego czasu, odkąd odkrył przed nią swoją prawdziwą osobowość, w jej odczuciach nastąpiła pewna zmiana. Z każdego jego ruchu promieniowała siła i pewność siebie. Aż się sa- S R ma sobie dziwiła, że uważała go za tkwiącego za biur- kiem urzędnika. -Abby? Dłońmi zasłonił jej na chwilę oczy. -Ojej! - Zamrugała powiekami i zaraz uśmiech rozjaśnił jej twarz. - Przepraszam, zamyśliłam się. Usiadł obok i pocałował ją w usta. Westchnęła głęboko, żałośnie. Straci go, zostanie sama. A on? Czy będzie się czuł bezpieczniej? Czy będzie do niej tęsknił? -Abby... - powtórzył. Pazdziernikowe słońce przepędziło chłód znad zatoki. Lekki wiaterek szeleścił wśród złotoczerwonych liści. Zdjęła rękawice ogrodowe i usiadła. -No mów, słucham cię. Podał jej teczkę, ale nim ją otworzyła, rzekł: Wiesz już, że robię wszystko, żeby wykryć zabójcę two- jej matki i tego, który usiłował ciebie zamordować. Tak, wiem. Prześwietliliśmy każdego mieszkańca Eastwick. Przej- rzeliśmy stosy związanych z tą sprawą materiałów. Na pewno da to dobry efekt. Co ci się już udało znalezć? Niewiele, ale gdy sięgnęliśmy głębiej, natrafiliśmy na sporo interesujących rzeczy. S R Tonem pozornie obojętnym rzekła: -Nie zaliczam się do osób, które chcą wiedzieć wszystko, tak jak moja matka. Lubiła plotki i pikantne historyjki. - Abby westchnęła ciężko. - Niewykluczone, że dlatego właśnie ktoś ją zamordował. - Zamilkła i po chwili powiedziała: - Stwierdziłam ostatnio, że niektórzy ludzie mają powód, by trzymać pewne rzeczy w tajemnicy. Ujął jej dłoń, uścisnął i stwierdził: -Wszyscy tutaj mają coś na sumieniu, coś do ukrycia. Coś, o czym woleliby zapomnieć. Ale moją uwagę zwra- ca szczególnie jedna osoba. Kto? - zapytała Abby, lękając się, czy to nie ktoś z jej przyjaciół. Delia Forrester - odparł. Abby była wyraznie zaskoczona. Wprawdzie nie lubiła tej kobiety, ale nie miała jej nic konkretnego do zarzuce- nia. Mniej więcej przed rokiem czterdziestoletnia Delia wyszła za mąż za znacznie od siebie starszego bogatego mężczyznę, lecz oboje raczej się nie udzielali towarzysko w Eastwick. Delia nie brała udziału w imprezach charyta- tywnych ani w zebraniach miejscowego klubu. Całą swo- ją uwagę skupiała na mężu. Co zatem mogło wzbudzić ciekawość Lukea jako przed- stawiciela władzy? -Naprawdę? - zapytała, nie odrywając spojrzenia S R od jego twarzy. - Jest całkiem... zwyczajna. No może - poprawiła się - zwyczajnie ekstrawagancka. Musisz mi wytłumaczyć, co rozumiesz przez zwyczaj- nie ekstrawagancka"? Nie da się tego tak po prostu wyjaśnić. No właśnie. Sięgnął po butelkę wody i upił spory łyk, zanim powie- dział: Sprawdziliśmy wszystkich, łącznie z barmanem w Sali Szmaragdowej. Mówisz o Harrym? - Spojrzała nań, odchylając głowę. - Daj spokój, Harry to dobry chłopak. A kto mówi, że zły? - Luke roześmiał się. - Zwietny bar- man. Bogu dzięki. Ale wracając do Delii. Pamiętasz, mówiłaś mi, że Frank Forrester wspomniał coś o wypadku z lekami? Tak. Składał mi kondolencje po śmierci mamy i przy tej okazji nawiązał do tych leków. Ale sprawa jakoby się wyjaśniła. Luke, o co właściwie chodzi? Najpierw powiedz mi wszystko, co wiesz o Delii. Nie wiem dużo - przyznała. - Niewielu tu miała przyja- ciół. Nie szukała ich zresztą. Ubierała się trochę zbyt wyzywająco, platynowe włosy, nadmiar biżuterii. Jak się chyba domyślasz, nie przepadałam za nią. S R Bardzo dobrze - powiedział, podając jej butelkę z wodą. - Bo ta ubierająca się krzykliwie Delia dała się we znaki kilku naszym doświadczonym agentom. Chyba żartujesz. Ani trochę - rzekł i otworzył leżący na jej kolanach fol- der. - Spójrz na to. Na widok zdjęcia Delii Forrester szczęka Abby opadła. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |