[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie jest tak, jak myślisz - zapewnił.
Roześmiała się i ten jej śmiech zabrzmiał gorzko,
nawet w jej uszach.
-Ciekawe, ilu mężczyzn mówi to swoim naiwnym
żonom.
Położył sobie jej stopę na kolanach.
Nie - zaprotestowała. - Przestań. Nie chcę.
Nie dajÄ™ ci tego, co powinienem, Abby.
To prawda. Dobrze, że o tym wiesz. Użalając się nad
sobą, otarła łzę z policzka.
Nic nie rozumiesz - powiedział.
No to mi wytłumacz.
Nie potrafiÄ™.
Nie chcesz, a to różnica.
Rana wymaga zszycia.
Jaka rana? -Ta na nodze.
Nie! %7ładnych lekarzy! %7ładnych szpitali! Spojrzał na nią.
Dostrzegł w jej oczach zarówno
ból, jak i lęk. Skinął głową i powiedział:
-Dobrze, tu siÄ™ tobÄ… zajmiemy.
Abby odetchnęła z ulgą.
Nazajutrz noga ją bolała i czuła się jak otumaniona. Nie
mogła spać w nocy. Gdy rano spojrzała w lustro, stwier-
dziła, że odbiło się to na jej twarzy.
S
R
Oczy ją piekły, bolał brzuch. Myślała o Luke'u, jaki był
dla niej miły i troskliwy. Przypomniała jej się jednak
jego rozmowa przez telefon. Był równie miły dla tamtej
rozmówczyni. Znów fatalnie się poczuła.
-Abby?
Wyrwana z zadumy uniosła głowę. W progu stała jej
asystentka. Boże, pomyślała, była tak zamyślona, że nie
usłyszała nawet odgłosu otwieranych drzwi.
Co jest?
Telefon na dwójce, z Francji. Dawałam sygnał, ale nie
reagowałaś.
Przepraszam. - Abby potrząsnęła głową, przepędzając
dręczące ją myśli. - Kto dzwoni?
Donna wzniosła oczy ku niebu.
-Mówiłam ci. Z Francji. Miałaś do nich rano zadzwonić.
Abby westchnęła, potarła kciukiem czoło i rzekła:
Tak, zapomniałam.
Pan Wainwright nie jest tym zachwycony - oznajmiła
Donna z nieukrywanÄ… satysfakcjÄ….
Dziękuję - rzekła Abby, przygryzając usta, by nie powie-
dzieć za wiele, bo w końcu to ona zawiniła.
Donna zajrzała do kalendarza i rzekła:
O dwunastej trzydzieści lunch w sprawie marketingu, a o
drugiej spotkanie z handlowcem z Londynu.
Dzięki - mruknęła Abby, sięgając po telefon.
S
R
-Jeszcze jedno - wtrąciła Donna. - Pan Wain-
wright zaprasza ciÄ™ do siebie pod koniec dnia.
Zwietnie.
W głowie jej się zakręciło, zaschło w gardle. Stres, po-
myślała. Za dużo tego stresu. Morderstwo matki. Zamach
na jej życie. Kłamstwa Lukea. Bolała ją stopa, brzuch, w
oczach miała piasek.
Za dużo tego.
Za dużo jak na jedną głowę.
Za dużo problemów.
A teraz musi ukoić słuszny żal Michela Andrego, bo za-
pomniała do niego zadzwonić. Potem lunch. Potem pan
Wainwright.
Błądziła palcami po słuchawce, ale jej nie podniosła.
Wiedziała, że powinna zadzwonić, ale nie mogła się do
tego zmusić.
-Dwójka - podpowiedziała Donna.
Ledwo dotarły do niej te słowa. Nie może tak dłużej. Nie
może dłużej udawać, że chętnie pracuje w tym perfume-
ryjnym przemyśle. Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to,
że nie może już robić tego, na czym jej absolutnie nie
zależy.
To dlaczego tu tkwi?
Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
-Otóż właśnie - mruknęła, wstając i biorąc to
rebkÄ™ z szuflady. Na widok malujÄ…cego siÄ™ na twa
rzy Donny zdziwienia omal się nie roześmiała. - Po-
S
R
wiedz panu Wainwrightowi - zaczęła - że nie będę już
dziÅ› w pracy.
Nie będzie zachwycony - stwierdziła Donna.
Wyobraz sobie - mówiła Abby, idąc w stronę drzwi - że
to już nie mój problem.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Katherine Shaker poprawiła mikrofon w uchu i za-
słaniając je włosami, przygładziła fryzurę.
Jestem gotowa - zgłosiła, sprawdzając, czy ma w torebce
broń.
W porządku - powiedział Luke, przesuwając swój pisto-
let do tyłu, pod pasek dżinsów. Wyjął z kieszeni klucze. -
Zledz Abby. Nie spuszczaj jej z oka.
Już dwa dni za nią chodzę - zauważyła Katherine. - Znam
się na tej robocie, Talbot, nie musisz mnie pouczać.
Tak? - Luke rozejrzał się, czy żaden agent ich nie słyszy.
- Jeśli jesteś taka dobra, to dlaczego z byle powodu
dzwonisz do mnie do domu?
Zarumieniła się, ale zaraz podniosła dumnie głowę.
Mój błąd, przepraszam.
Drobiazg - rzekł i przypomniał sobie, jak Abby podsłu-
chiwała jego rozmowę telefoniczną z Katherine.
Przywołał w pamięci wyraz cierpienia w jej oczach i
własne uczucie bólu, że to przez niego. Ale co on
S
R
ma począć? Nie może jej przecież powiedzieć, że roz-
mawiał z koleżanką agentką o sprawach dotyczących jej
bezpieczeństwa.
Tom wyznaczył Katherine Lukeowi do pomocy, bo była
elegancka, obyta towarzysko, mogła się pokazać w Co-
untry Clubie i na prywatnych przyjęciach. Była w sepa-
racji z bogatym, znacznie od siebie starszym mężem i
aktualnie urządzała się w nowym domu. Mogła więc bez
wzbudzania podejrzeń bywać w tutejszym Country Clu-
bie i tym samym mieć oko na Abby.
%7ładnych zbędnych podejrzeń.
-Trzyma fason mimo tylu problemów - powie
dział Luke o Abby, jakby nie przyjmując do wiadomo
ści, że on sam stanowi dla niej problem. - Jej matkę
zamordował prawdopodobnie ktoś z bliskich znajo
mych. Ona sama omal nie została otruta.! w dodat
ku nie może już ufać własnemu mężowi.
Po raz pierwszy, a znali się przecież długo, Luke do-
strzegł cień współczucia w oczach Katherine.
Ciężki los - przyznała, zarzucając torbę na ramię. - Mał-
żeństwo to dopust Boży w normalnych okolicznościach,
a co dopiero w naszej sytuacji. Nawiasem mówiąc, czy
nasza praca to jest normalny zawód? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co siÄ™ robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeÅ›li przyczynia siÄ™ do utrwalenia miÅ‚oÅ›ci.