[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Okej, jestem po twojej stronie zapewniła ją Dee. Zaakceptuję każdą decyzję, jaką podejmiesz. Ale muszę zadać ci jeszcze jedno pytanie. Czego ty właściwie chcesz? Niestety moje preferencje nie mają znaczenia. Gdybym mogła mieć to, czego chcę, świętowałabym teraz razem z Lucasem perspektywę narodzin dziecka. Instynktownie uniosła ramiona w taki sposób, jakby mogło jej to ułatwić dzwiganie spoczywającego na nich ciężaru. Ale zanim mu powiem, jak wygląda sytuacja, muszę porozmawiać z moim bratem. Naprawdę tak uważasz? Dee spojrzała na nią ze zdumieniem. Czy jesteś pewna, że Dave będzie w stanie coś ci doradzić? Rose wzruszyła ramionami. Ostatnio zachowuje się o wiele lepiej. Odkąd oboje wyznaliśmy sobie prawdę, nasze stosunki bardzo się poprawiły. Często do mnie wpada i wie o moim romansie z Lucasem, więc nie będzie zszokowany. Urwała i zdobyła się na gorzki uśmiech. Jest moim jedynym krewnym. Muszę z nim szczerze porozmawiać. Okej. Dee kiwnęła głową i wstała od stolika. Ale jeśli on sprawi ci zawód i zachowa się w tej sprawie jak idiota, natychmiast do mnie zadzwoń. Dave nie zachował się jak idiota. Co więcej, odegrał rolę idealnego starszego brata. Był tak opiekuńczy i czuły, że Rose miała ochotę się rozpłakać. Teraz, kiedy nie mieli już przed sobą tajemnic, wiedziała, że może na nim polegać. A wiedziała dobrze, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy będzie potrzebowała jego pomocy. Nie martw się powiedział, serdecznie ją obejmując. Wszystko będzie dobrze. Mam nadzieję, że się nie mylisz. Ja nigdy się nie mylę rzekł ze śmiechem, mrugając do niej porozumiewawczo na znak, że nie powinna traktować jego wypowiedzi zbyt poważnie. Pochodzimy oboje z rodziny, która potrafi sobie radzić w każdych okolicznościach. A dziecko na pewno będzie udane. Dzięki, Dave szepnęła, przytulając się do niego, by przejąć choć część jego siły. Była tak zmęczona, że z trudem stała na nogach. Miała wrażenie, że dziecko, które nosi w swoim łonie, pochłania całą jej energię. Dziękuję losowi za to, że mam brata, na którego mogę liczyć. Zawsze i wszędzie obiecał, podnosząc w górę rękę, jak do przysięgi. Czy powiedziałaś już Lucasowi? Nie. Odsunęła się od niego i usiadła na kanapie, podciągając nogi pod siebie. Jeszcze nie. Wiem, że muszę to zrobić, ale nie jestem jeszcze przygotowana do tej rozmowy. Okej& powiedział cicho, a ona wyczuła w jego głosie coś, co wzbudziło jej niepokój. Ale nie chcę, żebyś ty z nim rozmawiał dodała pospiesznie. Muszę to zrobić sama. Czy mnie rozumiesz? Oczywiście. I muszę przyznać, że masz rację. Spojrzała na niego badawczo, by się upewnić, czy nie wprowadza jej w błąd, ale dostrzegła na jego twarzy tylko szczerą troskę o jej los. Była mu wdzięczna za jego postawę. Wiedziała dobrze, że wychowanie dziecka nie będzie łatwe. Potrzebowała moralnego wsparcia i cieszyła się myślą, że starszy brat jest po jej stronie. Dobrze, że mnie rozumiesz. Możesz na mnie liczyć, Rose. Jestem do twojej dyspozycji. Będę dobrą wróżką, urzeczywistniającą wszystkie twoje marzenia. W tej chwili marzę tylko o tym, żeby się przespać oznajmiła z uśmiechem. Miałam ciężki dzień. Wiem powiedział, podchodząc do niej i całując ją w czoło. Idz do łóżka. Nie wstawaj, sam zamknę drzwi. Doskonale. Wyciągnęła się na kanapie i oparła głowę na poduszce. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Nie ma za co. Usnęła niemal natychmiast, więc nie zauważyła, że z jego twarzy zniknęła braterska troska, ustępując miejsca wyrazowi żelaznej determinacji. Rose powiedziała mu wyraznie, że nie jest jeszcze gotowa na spotkanie z Lucasem, postanowił więc ją wyręczyć. Wyszedł z domu i wsiadł do stojącego na podjezdzie samochodu. Zamierzał odbyć rozmowę z dawnym przyjacielem i chciał to zrobić jak najprędzej. Bardzo mi smakuje stwierdził z uznaniem Sean, nakładając sobie na talerz następną porcję meksykańskiej zapiekanki z mięsem i serem. Jestem pełen podziwu dla Rose. Skoro potrafiła nauczyć nawet ciebie sztuki kulinarnej, zasługuje na złoty medal. On ma rację przyznał Rafe, sięgając po piwo. Nauczyłeś się gotować, choć twój tak zwany plan wcale tego nie przewidywał. Dziękuję mruknął Lucas. Potrafił gotować, ale nie miał komu zaprezentować swoich umiejętności. Właśnie dlatego zaproponował braciom, by ich cotygodniowe spotkanie odbyło się tym razem u niego. Spojrzał na żeliwny garnek, który kupił na polecenie Rose, i poczuł nagle, że w jego domu czegoś brakuje. %7łe brakuje w nim kobiety, do której obecności tak bardzo się już przyzwyczaił. Gdy do niego wchodził, przypominał sobie jej wygląd, zapach, uśmiech. I namiętne pieszczoty, jakimi obdarzała go w chwilach miłosnych uniesień. W ciągu zaledwie kilku tygodni jego życie gruntownie się zmieniło. Ukochany dom stał się dla niego obcym miejscem. Dlaczego tak mało jesz? zapytał Rafe. Chyba nie jestem głodny odparł, wzruszając ramionami. W istocie nie miał apetytu już od dwóch tygodni. Permanentny skurcz żołądka nie pozwalał mu niczego przełknąć. Powtarzał sobie wielokrotnie, że jest to zjawisko przejściowe, bo prędzej czy pózniej pogodzi się z nieobecnością Rose i odzyska dawną formę. Wcale jednak nie był tego pewien. Wyobrazcie sobie, że odwiedził mnie dziś w biurze Warren oznajmił Rafe, wypiwszy łyk piwa. Dlaczego, do diabła, mówisz nam o tym dopiero teraz? spytał Lucas, patrząc na niego z wyrzutem. Nie gorączkuj się. Rafe zignorował agresywny ton brata i usiadł wygodniej na krześle. Przyszedł po to, żeby osobiście przeprosić za swoje idiotyczne zachowanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |