[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zaszkodziłoby mi w interesach. Właściwie rzeczywiście nic takiego się nie stało, przesadziłem w pierwszym zdenerwowaniu. - Zachowujesz się skandalicznie - odparła łagodnie pani Malwina i poszła otworzyć drzwi, za którymi rozległo się zniecierpliwione miauknięcie. Pan Karol włożył bonżurkę, mechanicznie pogłaskał Kasię i zszedł z powrotem do gabinetu... Przyciskałam słuchawkę do ucha, nadzwyczajnie zainteresowana przebiegiem wydarzeń, nie roniąc ani słowa z opowiadania Lalki. Pewne fragmenty wymagały dodatkowego wyjaśnienia. - Dziwne, że ci o tym powiedziała - zauważyłam. - Nie bała się męża? - E tam! - odparła Lalka beztrosko. - To nie o mnie chodziło i nie o ciebie i w ogóle nie o takich jak my. Robisz z kimkolwiek dolarowe interesy? No widzisz, ja też nie. Nawet nie mamy z takimi żadnej styczności. A ona się ze mną bardzo zaprzyjazniła i sama mówiła, że się tym musi z kimś podzielić, bo się okropnie zdenerwowała. Kasią, oczywiście, nie kradzieżą. Dużo ją obchodzi kradzież! - Czekaj, a co to znaczyło, to, co on powiedział, że nikt się nie chciał przyznać? Bo ja znam takich, co też ich okradli i też się nie chcieli przyznać... - Nie wiem, nie interesowało mnie to, więc nie zwróciłam uwagi. Zdaje się, że wśród ich znajomych była jakaś kradzież czy napad, czy coś takiego. Nie jestem pewna. A...! Czekaj! Zdaje się, że już wcześniej coś było... Z naciskiem poprosiłam Lalkę, żeby wytężyła pamięć. - Widzi mi się, że ona o czymś takim wspominała jakiś czas temu - rzekła Lalka po namyśle. - Jej mąż stracił na jakiejś transakcji. Był chyba napad, czy coś w tym rodzaju. Nie wiem, na kogo. W każdym razie zrabowali jakieś pieniądze, które należały do jej męża i oczywiście przepadły. Moim zdaniem, ten jej mąż to zwyczajny waluciarz, jeden z tych, którzy rządzą czarnym rynkiem, ale oczywiście, nie mogę być tego pewna. Co cię to w ogóle obchodzi? - Nie wiem. Jest jakaś afera, której nie rozumiem. Ustawicznie słyszę o dziwnych rzeczach, dotyczących dolarów w gotówce. Mam nadzieję, że przepadły mu dolary? - I dolary i pieniądze. Teraz, jak z tobą rozmawiam, to sobie coś przypominam. Wychodzi mi, bo sama rozumiesz, że ona mi nic takiego wyraznie nie powiedziała, ale tak mi wychodzi, że zrabowano forsę jego wspólnikom czy podwładnym, czy może kontrahentom. I nikt z nich nie chciał się do tego przyznać, wszyscy mówili, że drobnostka... O, właśnie! Ona to powiedziała, że innym ukradli i wszyscy uważali to za drobnostkę, a jej mąż od razu zrobił taką awanturę. Ale potem zmienił zdanie i też zaczął mówić, że to drobnostka... Mój umysł pracował pełną parą. Wydawało mi się, że coś zaczynam pojmować, ale nie miałam teraz czasu na analizy. Należało wyjaśnić możliwie dużo, konwersacja z Lalką wyraznie przysparzała mi natchnienia. - Czekaj, ciekawi mnie jedna rzecz. Przecież ich nie było w domu stosunkowo krótko. Do Powsina i z powrotem to jest maksimum półtorej godziny, razem z pobytem w lesie... - Półtorej godziny, jak obszył. Gosposia patrzyła na zegarek. - No właśnie. A przecież on ma wszystko pozamykane. Czyli co? Ktoś trafił przypadkiem akurat na te półtorej godziny, jedyne w ciągu iluś tam lat? - On uważa, że jest możliwe, że ktoś specjalnie na to czatował. Pilnował go. Ale ona uważa, że on ma obsesję. Jakiś łobuz przypadkiem zauważył, że furtka jest otwarta... - A była otwarta? - Była. Co do furtki, to zgadli. On jął kopnął nogą, musiała się odbić i zamek nie zaskoczył. I została otwarta. I w ogóle on mówi, że to był ktoś, kto musiał go podglądać, bo inaczej skąd by wiedział, jak się otwiera ten jego sejf? Kiwnęłam głową, chociaż Lalka nie mogła mnie widzieć. Byłam zdania, że pan Karol ma rację. Można było trafić przypadkiem na otwartą furtkę, ale nie na kombinację liczbową. Niewątpliwie ktoś czatował na jego mienie, planując kradzież i zapewne śledząc dom, niezwykła okazja zaś spadła mu jak z nieba. Nie można było nawet nazwać tego włamaniem, otwarta furtka, otwarte drzwi na taras... Przyszło mi na myśl, że mimo różnic w poglądach, pan Karol i pan Lenarczyk zostali okradzeni w identyczny sposób. Lalka przypomniała mi jeszcze, jak wygląda ogród pana Karola. Płaski trawnik, rzadkie krzewy... %7ływopłot gęsty, owszem, ale można wejść na coś z którejkolwiek strony i patrzeć nad żywopłotem. - Jeżeli przypadkiem nie zasłonił okien, to ten jakiś mógł podejrzeć przez lornetkę otwieranie sejfu - rzekła odkrywczo. - On ma gabinet na parterze. Tylko jest jedna śmieszna rzecz. Malwina mi to powiedziała i dlatego ona uważa, że to musiał być przypadek. Mianowicie on udawał, że niczego w domu nie trzyma, żadnych pieniędzy. - Przed kim udawał, skoro ona wiedziała? - spytałam surowo. - I w jaki sposób udawał? - O Boże, nie przed żoną przecież! Przed różnymi znajomymi, rozumiesz, tymi, z którymi robił interesy. Wątpię, czy miał do nich absolutne zaufanie. Robił taki numer, załatwiał sprawy w domu, dochodził z takim do porozumienia, umawiał się z nim na jakąś pózniejszą godzinę, wyjeżdżał na miasto, gdzieś tam chodził i udawał, że odbiera pieniądze. Potem wracał i spokojnie wyciągał je z sejfu, tylko że nikt tego nie widział. Wszyscy myśleli, że po pieniądze musi jechać na miasto, przy czym ona przysięga, że oni rzeczywiście tak myśleli, a on był twardy i ani razu nie postąpił inaczej. - Z tego wniosek, że wspólników w interesach należy wykluczyć. Okradł go ktoś, kto nie miał pojęcia o pieniądzach na mieście... - No właśnie, chyba tak... I niech ci się nie zdaje, że ona o tym [ Pobierz całość w formacie PDF ] |