[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niu natknął się na coś niezwykłego. Obfite grono świadków, którzy nie kłamią, nie stawiają
oporu, mówią prawdę wręcz beztrosko. Jedenaście lat kontaktów z podejrzanymi wszelkiego
autoramentu wyrobiło w nim instynkt zbliżony do zwierzęcego, na początku ci ludzie starali
109
się o powściągliwość, pózniej, kiedy wyszła na jaw tożsamość ofiary, trysnęli szczerością.
Mógł się oczywiście mylić, głupio wierzyć w swoje pobożne życzenia, ale instynkt twierdził,
że nie. Nie łgali i nie łżą nadal, prawda sama się z nich wyrywa.
Dokonał odkrycia. Oni się kompletnie nie boją policji!
Ależ mu się przytrafiło, co za ludzie...
Dopiero teraz, w obliczu pani Idalii Krasnej, delikatnie powiało łgarstwem. Ale nie
zwlekała długo z odpowiedzią na pytanie.
- Teraz to nie wiem - rzekła ostrożnie. - Od tego Kołobrzegu na oczy jej nie widziałam.
- Ale panie są przecież przyjaciółkami.
- No to co?
- Coś do pani z pewnością mówiła, zwierzała się. Miała jakieś plany?
Pani Krasnej zaczęło być niewygodnie na fotelu. Kilkakrotnie zmieniła pozycję, umo-
ściła się tak jakoś dziwnie, jakby chciała rozepchnąć mebel, który wydawał się za ciasny.
Przyjemny wyraz twarzy nie utrzymał się na stanowisku.
- A ona na co panu potrzebna?
Wozniak zaparł się przy taktyce przyjacielskiej.
- O, nic takiego. Jako świadek. Parę pytań mam do niej. W dornu jej nie ma i liczę na to,
że pani mi powie, gdzie ją mogę znalezć.
- Jakich pytań?
- Różnych. Była chyba przy takim jednym wydarzeniu...
Pani Idalia wzięła się w karby.
- A to może ja bym panu mogła odpowiedzieć. Bo my się razem trzymamy i jak ona co
widziała, to pewno i ja.
- Ale przecież pani jej nie spotkała od czerwca, sama pani mówi, to jak pani mogła wi-
dzieć to samo co ona?
- A to ostatnio było? Nie dawniejsze?
- I takie, i takie. Ale przepisy, to przepisy, jak mi na świadka podają Helenę Paszczak,
to ja muszę przesłuchać Helenę Paszczak i bez tego się nie obejdzie, to już powinna pani wie-
dzieć. A jak ją przesłucham, to głowę daję, że się pani dowie, jakie pytania musiałem jej za-
dać. I wszyscy będą zadowoleni.
Przy tych zachęcających i życzliwych słowach Wozniak omal nie zachichotał. Pomy-
ślał, że najwidoczniej w braku kłamliwych świadków sam złapał się za łgarstwa, zapewne dla
złagodzenia nietypowości śledztwa, bo czy tu rzeczywiście wszyscy będą zadowoleni, bardzo
wątpił. Pani Krasna coś węszyła, w oczy biło z daleka i należało ją docisnąć, ale to w drugiej
110
kolejności. Najpierw piękna Helusia.
Po krótkiej chwili wahania pani Idalia nagle się ugięła. Upiększający makijaż naruszyła
jakby gniewna błyskawica.
- No, jak tak... to ona różnie bywa. Teraz to domu jednym takim pilnuje, bo za granicę
wyjechali.
Wozniak sprężył się w sobie i wciąż jeszcze grzecznie, ale bardziej stanowczo zażądał
nazwiska i adresu jednych takich. Panią Idalię znienacka odblokowało i udzieliła informacji
teraz już bez oporu. Okazało się, że nie są to jakieś dalekie strony, tylko Siekierki, gdzie
utrzymały się jeszcze przedwojenne rudery, przerobione na eleganckie wille z dość przestron-
nymi ogrodami i pani Paszczak domu pilnuje, a w ogrodzie rozmaite porządki robi, bo lubi. U
siebie też bywa, dlaczego nie.
- Jakoś trudno ją spotkać - bąknął Wozniak.
- Bo się woli pokazać, jak już wypięknieje - wysyczała przyjaciółka i tu ujawniła się za-
skakująca uległość w kwestii zdradzenia adresu. - Ta Stasińska, co przyjedzie, bo oni czasem
przyjeżdżają, a ona kosmetyczka jest, to Helusi buziuchnę wyklepie, wymaseczkuje, odmło-
dzi, i tak z rok jeszcze, a Helusi z dziesięć latek odejmie. Po to ona tam siedzi i ludziom się
wymiguje, bo nic innego z tego nie ma. A jeszcze kąpiele, wanny, prysznice, te żakuzy czy
jak im tam, pławi się w tym, a jak prosiłam, żeby i mnie wpuściła, jak Stasińskich nie ma,
oooo... to nie! Bo mnie to niby na co takie upiększanie, a jej niby na co...? A ja ją w tym Ko-
łobrzegu zaprotegowałam!
Dzika furia wystrzeliła z nadprzyrodzoną gwałtownością i zakotłowała się w pani Idalii.
Nie była to furia czynna, taka, która ciska zastawą stołową, demoluje lokal, wydrapuje prze-
ciwnikowi oczy i nóż w klatkę piersiową wbija, tylko bierna, wewnętrzna, niczym kłębowisko
żmij, z wściekłym sykiem tryskających jadem na wszystkie strony. Długo już musiało w da-
mie wzbierać i nagle przerwało tamy.
- Dziesięć lat będzie, jak już i tak ją gach w trąbę puścił, mówię, jak komu dobremu, ty
raszplo głupia, on już nie wróci, to nie! Jak ten baran zaparta, dla niej wróci, a ona mu te swo-
je piękności podetknie i dopiero będzie! Będzie, akurat, gówno w kratkę malowane, trąba
powietrzna z koziego ogona! I żeby nawet za grosz nie popuścić, i dawniej, i teraz, dla najlep-
szej przyjaciółki, co jej tego kurwiszona nadętego wygryzłam...!
Tu panią Idalię lekko zatchnęło i tylko syk się z niej wydobywał, jak z zabytkowego pa-
rowozu w doskonałym stanie. Wozniakowi pamięć nie szwankowała, już od połowy zwierzeń
zaczął się domyślać co słyszy, a koniec zrozumiał doskonale. Kurwiszon nadęty wywołał w
nim silne wzdrygnięcie, starannie ukryte.
111
Pani Krasna jednakże złapała drugi oddech. Najwidoczniej zadawnione żale do przyja-
ciółki miały potężną moc, przebiły wszystko, ostrożność, nieufność, znajomość świata, w
którym obydwoje, i gliniarz, i strażniczka więzienna, lata całe tkwili, ulały się jak wrząca
lawa z wulkanu.
- Ale to ona zawsze ma powodzenie, z tym Walusiem się trzyma, a on za nią od młodo-
ści lata. Nie chciała go, nie chciała, kochasia na białym koniu pazurami łapała, Paszczak jej w
końcu kopyta wyciągnął, już myślała, że go ma, a on co? Zmył się jak ta woda w sraczu. Pan
wie? Suknię ślubną sobie uszyć kazała!
Nie, tego Wozniak doprawdy nie wiedział. Pani Krasna siorbnęła czegoś ze szklanki,
odświeżając gardło.
- Z białym welonem to się już nie wygłupiała, kostium zamówiła, czerwony, spódnica
do ziemi, z takim małym ogonem z tyłu, kapelusz też czerwony, ale tu już nie strzymała, z
białą woalką, dziewica się znalazła.. Waluś to by na kolanach z nią do tego ślubu leciał, już
się nawet rozwiódł dla niej, a ona nie i nie, bo ulubiony kochaś do niej wróci...
Wozniaka nagle tknęło.
- Zaraz. Jaki Waluś?
Pani Krasna szła rozpędem.
- Stułbia Walerian. Na Madalińskiego mieszka, bystry chłopiec, z partyjnego aparatu
rozumnie uciekł, przyczaił się i teraz za wielkiego biznesmena robi, pluskwa wredna.
- Adres, telefon, miejsce pracy!
- A proszę, proszę, burak taki, gdzie mu do Bartosza, ale niech ta wielka pinda, nawet i
takiego nie ma!
Głębokim współczuciem i zrozumieniem Wozniak zdołał ukoić doznania pani Idalii, co
zaowocowało jeszcze długą chwilą wysoce przydatnych zwierzeń. Prawie dostał wypieków.
Wiedział już, co ma robić i jak łapać nieuchwytną panią Paszczak. Oraz, na wszelki
wypadek, Walusia Stułbię.
*
Ewa Górska, we własnym zakresie trzymająca już teraz rękę na pulsie sprawy, która ją
coraz bardziej ciekawiła, znienacka doznała wstrząsu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.