[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uszczęśliwione ostatecznym
rozwiązaniem problemu grono
astronautów postanowiło jeszcze trochę
poćwiczyć. Sekretarz redakcji i
fotoreporter umocowali im na głowach
hełmy, już udoskonalone, zaopatrzone w
niezbędną wentylację. Z tyłu
wywiercono w nich otwory niewidoczne
między bańkami, a z przodu umocowano
dość długą rurę odpowiedniej średnicy.
- Wiecie, ja chyba zrobię parę
zdjęć - zapalił się nagle fotoreporter. -
Nie wiadomo, jak to będzie potem z tym
dementi, wyglądacie jak prawdziwi!
Lepiej mieć dowód czarno na białym, że
pochodzicie z tej redakcji...
- Tylko światła nie zapalajcie,
żeby kto z ulicy nie zobaczył - ostrzegł
grafik.
- Będę robił w kierunku okna,
jakby nawet kto patrzył, to go flesz
oślepi...
- Krzysiu, popraw mi tę tylną nogę
- poprosił satyryk - bo jakieś mam złe
wrażenie w odwłoku...
Sekretarka wygrzebała z torebki
wszystkie klucze, wytrychy i
zakrzywione druty, wykorzystując w tym
celu światło, wpadające przez okna holu
dla interesantów. Wciąż nie słyszała
żadnych dzwięków. Na palcach, tłumiąc
oddech, przeszła ostrożnie najpierw na
korytarz, a potem do pomieszczenia, za
którym, w amfiladzie, znajdował się
pokój grafika, od strony korytarza
niedostępny. Wówczas dopiero dotarły
do niej jakieś odgłosy.
Emocja omal jej nie zadławiła.
Zatrzymała się. Latarnie z zewnątrz
oświetlały pokój plamami, w dodatku
tylko w górnej części, dołem panowała
ciemność. Sekretarka cofnęła się aż do
kąta, wymacała za sobą kosz na śmieci i
przysiadła na nim nieco chwiejnie,
kryjąc się w doskonałej czerni. Z daleka
widziała świecącą dziurkę od klucza w
drzwiach pokoju grafika i wpatrywała
się w nią hipnotycznie, bez tchu, aż
dziurka nagle zgasła. W ciemnościach,
przy owych drzwiach, pojawił się jakiś
ruch.
Doradca do spraw technicznych
wyszedł na trening jako pierwszy i
szczególnym trafem przebrnął przez trzy
czwarte pokoju, omijając plamy światła.
Kierował się ku wyjściu na korytarz. Za
nim wyszedł pilot, za pilotem zaś
fotoreporter, który od razu przysunął się
do ściany. Mając zaziemską postać na
tle okna, uniósł ku górze aparat
fotograficzny.
Sekretarce wzrok się przyzwyczaił
i widziała już mnóstwo. W jej kierunku
przesuwało się coś wielkiego,
ciemnego, szurającego i klepiącego
dziwnie i po podłodze. Zamarła na
koszu do śmieci, zabrakło jej głosu i
tchu i, sparaliżowana przerażeniem,;
patrzyła, jak za tym jednym czymś
pojawia się w ciemnościach drugie coś,
jakby podobne. Nieludzkie...
W tym momencie fotoreporter
błysnął fleszem.
W oślepiającym blasku sekretarka
wyraznie ujrzała koszmarne monstrum,
najeżone sterczącymi; kolcami, lśniące,
ze straszliwym, baniastym łbem, z
którego zwisał długi, gruby ryj.
Równocześnie doradca do spraw
technicznych ujrzał przykucniętą w kącie
sekretarkę, której widok przeraził go do
szaleństwa. Usiłował rzucić się do
ucieczki, żeby czym prędzej zniknąć jej z
oczu, ale przydeptał sobie jedną łapę,
przy czym wolna okazała się nie ta,
którą chciał się posłużyć...
Przerazliwy, krew w żyłach
mrożący krzyk śmiertelnej paniki
wstrząsnął budynkiem w posadach.
Sekretarka odzyskała głos i zdolność
ruchu. Usiłowała zerwać się i uciec z
okropnego miejsca, ale już było za
pózno.
Coś miękkiego, elastycznego,
szeleszczącego i straszliwie
śmierdzącego gumą runęło na nią,
przewracając ją wraz z koszem i
przygniatając jej twarz. W
nieopanowanym odruchu rozpaczliwej
obrony ugryzła to coś z całej siły. Spod
jej zębów natychmiast jął się
wydobywać niesamowity, przenikliwy,
niemal ogłuszający świst. Wówczas
zemdlała.
Ratowaniem ofiary mogli się zająć
wyłącznie sekretarz redakcji i
fotoreporter, reszta spłoszonych
zaziemskich istot ukryła się u grafika.
Doradca do spraw technicznych był
nieco zdemolowany. Warstwa ochronna
uratowała go wprawdzie i nie odniósł
obrażeń fizycznych, ale przegryziona
przez sekretarkę dętka samochodowa
straciła fason, a druty z jednego
durszlaka wygięły się obrzydliwie.
Niepokoił się, czy zdoła znalezć jakiś
warsztat, który zgodzi się na
wulkanizację, była to bowiem dętka tak
stara, że wszelka myśl o jej naprawie
budziła protest w fachowcach. Więcej
dętek jednakże nie było, a zakup nowych
w ogóle nie wchodził w rachubę.
Dynamiczny rozwój kraju i ustroju dętek
w sobie nie przewidywał.
Zdenerwowanie zamkniętych w
pokoju grafika astronautów zwiększał
fakt, że bez pomocy z zewnątrz w żaden
sposób nie mogli się pozbyć
międzyplanetarnej odzieży. Jedyny
szczegół garderoby, jaki udało im się
zdjąć z siebie wzajemnie, to rękawice.
Siedzieć mogli, ale bardzo niewygodnie.
Nic natomiast nie stało na przeszkodzie
w poinformowaniu doradcy do spraw
technicznych, co myślą o nim i o jego
zręcznej ucieczce, bo łączność w
hełmach działała doskonale.
W sąsiednim pomieszczeniu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.