[ Pobierz całość w formacie PDF ]
67 Potrzebował oczu, nóg i rozległych operacji plastycznych, stwierdził wysłan- nik, ale rzecz jest do załatwienia. I nowej hydrauliki, dodał, poklepując Corto po ramieniu przez mokry od potu koc. Corto słyszał ciche, nie ustające kapanie. Powiedział, że woli zeznawać w swoim obecnym stanie. Nie, sprzeciwił się wysłannik. Rozprawy idą przez telewizję. Rozprawy muszą dotrzeć do wyborców. Wysłannik chrząknął uprzejmie. Połatany, naprawiony i szczegółowo pouczony, Corto złożył zeznanie. By- ło szczegółowe, wzruszające, żywe i w większej części wymyślone przez lobby kongresmanów zainteresowanych utrzymaniem pewnych elementów infrastruktu- ry Pentagonu. Corto pojmował stopniowo, że jego zeznania posłużyły ratowaniu kariery trzech oficerów, bezpośrednio odpowiedzialnych za ukrywanie raportów o budowie w Kiereńsku instalacji magnetycznych promienników. Kiedy odegrał już swoją rolę na rozprawie, jego obecność w Waszyngtonie stała się niepożądana. W restauracji przy M Street, nad omletem ze szparagami, wysłannik wyjaśnił mu zagrożenia płynące z rozmów z niewłaściwymi ludzmi. Corto zmiażdżył mu krtań sztywnymi palcami prawej dłoni. Kiedy uduszony wy- słannik Kongresu opadł twarzą w omlet, Corto wyszedł na chłodny, waszyngtoń- ski wrzesień. Hosaka przerzucił protokoły policji, zapisy szpiegostwa przemysłowego, arty- kuły prasowe. Case patrzył, jak Corto organizuje ucieczki z korporacji w Lizbonie i Marrakeszu. Zdawało się, że opętała go mania zdrady oraz obrzydzenie dla na- ukowców i techników, których kupował dla swoich pracodawców. W Singapurze, po pijanemu, zatłukł na śmierć rosyjskiego inżyniera i podpalił jego pokój w ho- telu. Wypłynął w Tajlandii jako nadzorca fabryki heroiny. Potem jako goryl kartelu hazardowego w Kalifornii, a pózniej płatny morderca w ruinach Bonn. Obrabował bank w Wichita. Zapisy stawały się niejasne, przerwy coraz dłuższe. Pewnego dnia, mówił z nagrania sugerującego przesłuchanie z użyciem nar- kotyków, wszystko nagle poszarzało. Przetłumaczone z francuskiego akta choroby stwierdzały, że nie ziden- tyfikowany mężczyzna został przewieziony do paryskiej kliniki psychiatrycznej z rozpoznaniem schizofrenii. Wpadł w katatonię i odesłano go do rządowego ośrodka na przedmieściach Tulonu. Tam stał się obiektem doświadczalnej tera- pii próbującej leczyć schizofrenię przez użycie modeli cybernetycznych. Losowej próbce pacjentów dostarczono mikrokomputery, zachęcając do programowania. Wyzdrowiał; był jedynym sukcesem tego eksperymentu. W tym miejscu kończyły się zapisy. 68 Case przewrócił się na gąbce, a Molly zaklęła cicho, zła, że ją niepokoi. Zadzwonił telefon. Zciągnął go do łóżka. Tak? Lecimy do Istambułu poinformował Armitage. Dziś wieczorem. Czego chce ten sukinsyn? spytała Molly. Mówi, że wieczorem lecimy do Istambułu. Cudownie. Armitage czytał numery lotów i godziny startu. Molly usiadła i zapaliła światło. Co z moim sprzętem? spytał Case. Mój dek. . . Finn to załatwi odparł Armitage i odłożył słuchawkę. Case obserwował, jak Molly się pakuje. Miała ciemne kręgi pod oczami, ale nawet z nogą w gipsie jej ruchy przypominały taniec. %7ładnych zbędnych gestów. Jego rzeczy leżały w bezładnym stosie obok torby. Boli cię? zapytał. Dobrze by mi zrobiła jeszcze jedna noc u China. To twój dentysta? Pewno. Bardzo dyskretny. Ma połowę tego bloku. Pełna klinika. Załatwia reperacje dla samurajów. Dopięła torbę. Byłeś kiedy w Istambule? Raz, parę dni. Nie zmienił się. Stare, paskudne miasto. Przypomina mi to wyjazd do Chiby. Przez okno wagonu Molly obser- wowała przemysłowy pejzaż; czerwone latarnie na horyzoncie ostrzegały samo- loty przed zbliżaniem się do elektrowni termojądrowej. Siedzieliśmy w L.A. Przyszedł, powiedział: Pakuj się. Polecieliśmy do Makao. Na miejscu, w Lisboa, poszłam zagrać w fantan, a on przeszedł do Zhongshan. Następnego dnia bawiłam się z tobą w duchy w Chiba City. Wyjęła z rękawa czarnej kurtki jedwabną chustkę i zaczęła czyścić wszcze- pione szkła. Obraz północnego Ciągu budził u Case a niewyrazne wspomnienia dzieciństwa, suchej trawy wyrastającej w szczelinach pochylonego bloku betonu autostrady. Pociąg rozpoczął hamowanie dziesięć kilometrów od lotniska. Case patrzył, jak słońce wstaje nad pejzażem dzieciństwa, nad żużlem i rdzewiejącymi skoru- pami rafinerii. Rozdział 7 W Beyoglu padał deszcz, a wynajęty mercedes przemykał pod zakratowanymi oknami ostrożnych greckich i ormiańskich jubilerów. Ulica była prawie zupełnie pusta; na chodniku nieliczne postacie w ciemnych płaszczach odwracały głowy, by spojrzeć na samochód. Kiedyś była to bogata, europejska dzielnica otomańskiego Istambułu poinformował mercedes. I zeszła na psy uzupełnił Case. Hilton jest w Cumhuriyet Caddesi stwierdziła Molly, rozparta wygodnie na ultraskaju tapicerki. Dlaczego Armitage leciał sam? spytał Case. Bolała go głowa. Bo ma cię po dziurki w nosie. Ja zresztą też. Chciał jej opowiedzieć historię Corto, ale zrezygnował. W samolocie skorzy- stał z plastra nasennego. Droga z lotniska biegła idealnie prosto, niby równe nacięcie w organizmie miasta. Patrzył, jak po obu stronach przesuwają się krzywe, połatane ściany drew- nianych chałup, bloki, wille, ponure osiedla, i znowu ściany ze sklejki i skorodo- wanego metalu. Finn, w nowym garniturze z Shinjuku, czarnym jak u sararimana, czekał smęt- nie w holu Hiltona, niby rozbitek w pluszowym fotelu na morzu jasnobłękitnej wykładziny. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |