[ Pobierz całość w formacie PDF ]
grubych japońskich zapaśników. Jednak ona nie była gruba. Jej nogi, wystające spod wielkiej motocyklowej kurtki, która mogła przez kilka lat wisieć w stodole, wyglądały tak, jakby często ich używała. Zakrywał je jakiś ciasno opięty, lśnią- cy czarny materiał, podobny do mikroporowych strojów z Tylko mi dmuchaj Kevina, wpuszczony do czarnych butów z wysokimi cholewami. Patrząc na nią i usiłując pozostać w ukryciu, na wypadek gdyby się obejrzała, stanął pod jednym z wodospadów. Pociekło mu prosto za kołnierz. W tym momencie usłyszał, jak 127 ktoś woła do niej To ty, Chev? i przyklęknął w kałuży, za stertą rozbiórkowego drewna desek pokrytych namokniętym tynkiem. Identyfikacja potwierdzona. Wodospad za jego plecami robił zbyt wiele hałasu, żeby usłyszeć o czym mó- wili, ale widział ich dobrze: młody chłopak w czarnej skórzanej kurtce, dużo now- szej niż ta, w której ona chodziła, a ponadto jeszcze ktoś w czymś czarnym z kap- turem na głowie. Siedzieli na chłodziarce czy czymś takim i chłopak w skórze palił papierosa. Miał włosy sterczące jak koguci grzebień; niezła sztuczka w tym deszczu. Papieros poleciał łukiem i zgasł w kałuży, a chłopak zeskoczył z chło- dziarki i coś mówił do dziewczyny. Ten w czarnym kapturze też zszedł, poruszając się jak pająk. Rydell stwierdził, że ma na sobie bluzę z rękawami za długimi o do- bre parę centymetrów. Przypominał bohatera z jakiegoś oglądanego kiedyś przez Rydella starego filmu, w którym cienie oddzielały się od ludzi, więc trzeba było je łapać i przyszywać. Pewnie Sublett potrafiłby podać tytuł. Starał się bezszelestnie klęczeć w tej kałuży, a potem oni ruszyli, biorąc ją między siebie i cień ostrożnie obejrzał się za siebie. Rydellowi mignęła blada twarz i para czujnych, twardych oczu. Policzył: raz, dwa, trzy. Potem wstał i poszedł za nimi. Nie potrafił powiedzieć, jak daleko odeszli, zanim nagle zniknęli mu z oczu. Otarł deszcz z oczu i chwilę wytężał wzrok, a potem dostrzegł, że zeszli po scho- dach prowadzących w dół pierwszych, jakie widział na tym dolnym poziomie. Podchodząc bliżej, usłyszał dzwięki muzyki i zobaczył tę niebieskawą poświatę. Okazało się, że biła od niewielkiego neonu głoszącego niebieskimi, dużymi litera- mi: DYSYDENCI. Stal tam przez chwilę, słysząc, jak woda syczy na transforma- torach neonu, a potem zszedł po schodach. Były z dykty oklejonej tym szorstkim tworzywem przeciwpoślizgowym, ale i tak o mało nie upadł. Zanim przebył po- łowę drogi na dół, zrozumiał już, że to bar, ponieważ wyczuł zapach piwa i kilku rodzajów dymu. W środku było ciepło. Poczuł, jakby wszedł do łazni parowej. I tłoczno. Ktoś rzucił mu ręcznik. Ten był zupełnie mokry i uderzył go w pierś jak pocisk, ale Rydell złapał go, otarł sobie głowę i twarz, po czym odrzucił z powro- tem. Ktoś inny kobieta, sądząc po głosie roześmiał się. Podszedł do baru i znalazł na skraju wolne miejsce. Z przemoczonych kieszeni wygrzebał dwie piątki i rzucił je na kontuar. Piwo powiedział i nie podniósł głowy, gdy ktoś postawił je przed nim i zgarnął monety. To było jedno z tych warzonych w Ameryce, japońskich piw, których nie piją ludzie w takich miejscach jak Tampa. Zamknął oczy i jednym haustem wypił prawie połowę. Kiedy otworzył oczy i odstawił butelkę, ktoś obok zapytał: Podłączenie? Spojrzał i zobaczył niewyraznego typa w różowych okularkach, z różowymi usteczkami, rzednącymi blond włosami zaczesanymi do tyłu i błyszczącymi od czegoś więcej niż tylko od wilgoci w pomieszczeniu. Co takiego? 128 Powiedziałem podłączenie . Słyszałem. I co? Potrzebujesz? Słuchaj no powiedział Rydell w tej chwili mam ochotę tylko na piwo, rozumiesz? Twój telefon powiedział różowousty. Albo faks. Gwarantowane jed- nomiesięczne podłączenie. Trzydzieści dni, a następny miesiąc za darmo. Nie- ograniczona liczba rozmów miejscowych i międzymiastowych. Potrzebne mię- dzynarodowe, masz je jak w banku. Podstawowa usługa za jedyne trzy setki. Wszystko to wypowiedział głosem przypominającym Rydellowi dzwięki wy- dawane przez czip głosowy w najtańszych dziecięcych zabawkach. Poczekaj rzekł Rydell. Facet zamrugał kilkakrotnie za swymi różowymi szkłami. Mówisz o przeróbce telefonu komórkowego, tak? %7łeby nie płacić firmie telekomunikacyjnej? Mężczyzna tylko wytrzeszczył oczy. No cóż, dzięki [ Pobierz całość w formacie PDF ] |