[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obecność... - pytająco zawiesiła głos. Zachary popatrzył na książkę i na twarz Kristin. Nie mu siał nic mówić - wystarczyło wymowne spojrzenie jego piw nych oczu. Dziadek Dan był jedyną osobą na świecie, która kiedykolwiek troszczyła się o Zacharego, której na nim na prawdę zależało. - Kiedy zmarł? - Kristin nie pamiętała, aby Zachary w przeszłości o tym wspomniał. - Tego roku, gdy skończyłem studia - odparł cicho. Zdziwiła się, że w ogóle odpowiedział. Nigdy nie ujaw niał żadnych faktów ze swego życia. - Zachary... - Położyła dłoń na jego ramieniu. Wiedzia ła, co on teraz czuje, i pragnęła choćby tym gestem wyrazić zrozumienie. Zdecydowanie odsunął jej rękę. - Daj mi spokój, Kristin. - Umieścił sprawione ryby na patelni i odszedł. Kristin otworzyła książkę na tytułowej stronie. Widniały na niej dwie dedykacje, na które przedtem nie zwróciła uwa gi: drukowana i odręczna. Obie takie same. Dla Zacharego". Brzmiało to lakonicznie, lecz jednocześnie było pełne treści. Kristin poczuła przypływ wzruszenia. Wyprostowała ple cy i odnalazła stronę siedemdziesiątą czwartą. Pogrążona w lekturze nawet nie zauważyła, że ryba zanadto skwierczy. Lekki swąd sprowadził Zacharego, który zdołał uratować ich kolację. Kristin z apetytem spałaszowała swoją trochę przypaloną porcję oraz resztę tego, co zostawił Zachary. Od dawna nie jadła nic równie smakowitego. - Jak twoje kolano? - W porządku - skłamała, układając się na boku. Wsparta na łokciu znów zaczęła czytać w świetle ogniska. - Zabił ten kuzyn - po chwili milczenia oznajmił Za chary. Podniosła wzrok i dopiero wtedy pojęła, że Zachary właś nie zdradził zakończenie. A miała do przeczytania zaledwie piętnaście stron! - To nie on! - zawołała i mocno trzepnęła Zacharego książką w ramię. - On. Francuskim kluczem - dodał Zachary. Zerknęła na ostatnią stronę i szybko przebiegła wzrokiem kilka akapitów. - Jesteś wredny - oświadczyła, ponieważ powiedział prawdę. Uśmiechnął się, lecz w jego spojrzeniu nie było cienia wesołości. - Może i jestem - odparł, wyjmując z plecaka swój śpi wór. Starannie rozłożył go w pobliżu ogniska. Tym razem nie spiął obu śpiworów, co nie umknęło uwagi Kristin. Rozsądek podpowiadał, że nie powinna się tym przejmować. Tyle że nie kierowała się rozsądkiem... - Nie jesteś jedynym człowiekiem, który miał trudne dzieciństwo, Zachary - odezwała się spokojnie, wytaczając oklepany, lecz prawdziwy argument - lub cierpiał z powodu nieudanego związku. - Masz rację, Kristin. - Zachary przyznał to takim tonem, jakby prowokował ją do dyskusji. - Opowiesz mi o trudnym losie rozpieszczonej jedynaczki, córeczki ambasadora? - Och, przestań grać ubogiego 01ivera Twista! Może rze czywiście nie żyłeś na takim poziomie jak j a, ale twój dziadek nie zaliczał się do biedaków. A moja rodzina nie była aż taka wspaniała. Ojciec nigdy nie okazywał mi uczuć. Nigdy za nic mnie nie pochwalił ani nie dodał otuchy! Zachary długo milczał. Gdy w końcu się odezwał, jego słowa wstrząsnęły Kristin do głębi. - Dzwoniłem do ciebie. Po twoim odejściu. Tak bardzo oszołomiło ją to oświadczenie, że przez chwilę wpatrywała się w Zacharego w milczeniu. - Naprawdę? - wyjąkała, gdy przestało dławić ją w gardle. - Tak - padła lakoniczna odpowiedz. Było jasne, że Zachary nie ma zamiaru wdawać się w szczegóły. Należało więc trochę go przycisnąć. - Gdzie wtedy przebywałam? - W Williamsburgu. Razem z rodzicami i swoim księ ciem. Nie pamiętasz? Ogarnął ją przytłaczający smutek, ale poczuła też przypływ gniewu. Nikt nie powiedział jej o telefonie Zacha- rego. - Nie miałam pojęcia, że dzwoniłeś. - Domyślała się, że winę za to ponosi ojciec. Jeśli przetrwam tę przygodę, tato, pomyślała ponuro, wypowiem ci wojnę. Gorzko pożałujesz swoich niektórych czynów. - Rozmawiałem z panem ambasadorem - spokojnie, wręcz obojętnie dodał Zachary. Kristin na moment zacisnęła powieki. - Nie wspomniał mi o tym. - Powiedziała prawdę, ale wątpiła, czy Zachary jej uwierzy. Tymczasem on ją za skoczył. - To mnie nie dziwi - przyznał i zaśmiał się chrapliwie. - Pan Meyers nie uważał mnie za odpowiedniego kandydata na zięcia. I niech mnie szlag, jeśli nie miał racji. Ty i ja nigdy nie stworzylibyśmy udanego związku, księżniczko. Nie łą czyło nas nic z wyjątkiem wspaniałego seksu. Kristin cieszyła się z panującego mroku. Ukrył łzy, które zebrały się w jej oczach. - To prawda - oświadczyła z całą godnością, jaką zdoła ła z siebie wykrzesać. - Ty i ja w ogóle nie powinniśmy byli zostać parą. - Rozłożyła swój śpiwór, zdjęła buty i poło żyła się. Pragnęła starcia z Zacharym i dostała to, czsgo chciała. Nie przypuszczała, że przegra. ROZDZIAA 7 Tej nocy Kristin nie spała dobrze. Brakowało jej bliskości Zacharego, ciepła jego ciała, ramion, które mogłyby ją przy tulić. Kilkakrotnie się budziła, macając ręką wokół siebie, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |