[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ktoś usiłował ich zabić i niemal mu się powiodło. Nikt jednak nie powiedział głośno, że ktoś
majstrował przy helikopterze.
Sophie usiadła na najbliższym kamieniu. Zamknęła oczy, westchnęła i wymamrotała:
- Jak to dobrze, że nie jestem kapitanem. - Potem otworzyła oczy, spojrzała na Leviego i
spytała: - Co robimy, kapitanie?
- Aha, pani zdaje się na mnie - zażartował, chociaż był zadowolony, że w ten sposób jak
gdyby udziela mu poparcia. Nie wiadomo, kiedy przestała działać mu na nerwy. - William mó-
wi, że zna te tereny z ćwiczeń wojskowych i że dzień marszu stąd znajduje się obozowisko
Aborygenów - zaczął. - Proponuję, żeby on i Odette zostali, a my we dwójkę udamy się po po-
moc.
Sophie przygryzła wargę i rozejrzała się dookoła. Góry sprawiały wrażenie nieprzystęp-
nych.
- To byłoby złamanie naczelnej zasady, która brzmi: nie oddalać się z miejsca wypadku.
Nie znajdujemy się zbyt daleko od pustyni, a do piątej po południu słońce pali żywym ogniem.
- Spojrzała na zawartość kosza piknikowego. - Ale z drugiej strony, jedzenia mamy niewiele.
- Z ust mi to wyjęłaś. Sophie zmrużyła oczy.
- Jeśli damy im dzisiejszy dzień na wysłanie ekipy ratunkowej - ciągnęła - należałoby
czekać tutaj. - Urwała i spojrzała na Odette. - Jakie jest twoje zdanie?
Levi przyglądał się siostrze, która z całej siły starała się panować nad sobą. %7łałował, że
uległ, kiedy uparła się jechać z nim. Powinna zostać w Sydney.
Odette odgarnęła włosy z czoła.
- William nie zajdzie daleko, zresztą ja też nie. Jeśli będziemy mieli wodę i odrobinę je-
dzenia, jeden dzień wytrzymamy - rzekła.
Sophie pokiwała głową, a Levi w duchu dziękował Bogu, że ich towarzysze niedoli są
rozsądnymi ludzmi. Ciekawe, czy wszyscy mieszkańcy buszu są tacy jak Sophie i jej brat?
Pomijając fakt, że ktoś chciał zabić jego i Odette - chociaż było za mało dowodów na
poparcie tej hipotezy - to miejsce zaczynało działać na niego przygnębiająco.
- Czyli wyruszamy jutro raniutko, tak? - Sophie zwróciła się do niego.
R
L
T
Omal znowu się nie uśmiechnął. Sophie już miała taką naturę, że lubiła dyrygować, cho-
ciaż podejrzewał, że teraz stara się trzymać swoje zapędy na wodzy.
- Owszem. Wstała i spytała:
- Co mam teraz robić?
- Po pierwsze nazbieramy suchych gałęzi, żeby rozpalić ogień jako sygnał, gdzie jeste-
śmy, a potem na drugie ognisko dla nas na noc.
- Jasne. - Sophie ruszyła do roboty, ale przedtem przystanęła przy Odette i spytała: -
%7ładnych bólów?
Znała priorytety.
Odette potrząsnęła głową i pogładziła się po brzuchu. William zdrową ręką ujął jej drugą
dłoń i uścisnął. Odette oddała uścisk.
- Dobrze, że to nie ja jestem w ciąży - zażartował.
Levi i Sophie wymienili spojrzenia. Tylko nie to!
Levi doskonale zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Siła spadania mogła spowo-
dować oderwanie się łożyska od pępowiny. Tyle jeszcze pamiętał z zajęć z położnictwa.
Sophie przykucnęła, najwyrazniej myśląc o tym samym.
- Ile czasu minęło od naszego rozbicia?
- Przymusowego lądowania - sprostował, udając obrażonego.
- Przepraszam - mruknęła i zwróciła się do Odette. - Ile czasu minęło, odkąd twojemu
genialnemu bratu udało się odwrócić zagrożenie i sprowadzić nas na ziemię?
Słowa może były kpiące, lecz tembr głosu Sophie świadczył, że mówi poważnie. Poczuł
się potrzebny, ciepło mu się zrobiło koło serca, szczególnie że na myśl o tym, że ktoś dybał na
ich życie, przeszywał go zimny dreszcz.
Odette zerknęła na zegarek.
- Wydaje się, że minuty, ale tak naprawdę minęło około półtorej godziny.
- Mogę? - spytała Sophie i wyciągnęła rękę.
Odette kiwnęła głową, a wtedy Sophie położyła jej rękę na brzuchu.
- Podejrzewam, że po takiej przygodzie skurcze mogłyby się zacząć w ciągu najbliższych
czterech godzin. Na szczęście nic nie wskazuje na to, że dziecko ma zamiar już się urodzić.
Gdybyś cokolwiek poczuła, mów.
- Nawet mi tego nie życz - wzbraniała się Odette.
R
L
T
- Ani mi się śni - zapewniła ją Sophie. - Im dłużej dziecko wytrzyma, tym mniejsze
prawdopodobieństwo, że odczuło wypadek.
Odette przygryzła wargę.
- Nie tak to sobie planowałam - wybąkała. - Marzyłam o urodzeniu w domu.
Sophie przewróciła oczami.
- Nikt z nas nie planował sobie tego, co się stało, chociaż przyznam się, że mnie przyszło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.