[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rywką ?owił, przytulając policzek do jej policzka. Nie spałem z nią szepnął jej wprost do ucha. Jak to? Ale na pewno chciałeś. Odsunął się, by spojrzeć jej w oczy. Pepi, to nie jest tak, jak myślisz... Westchnął przeciągle. Nie wiem, może to z powodu poczucia winy nie miałem ochoty na intymne związki. Ani na seks. Po śmierci Marshy te sprawy przestały mnie interesować. Do wczoraj. Pragnąłeś mnie?... Nie posiadała się ze zdu- mienia. Diana Palmer 145 Jeszcze jak! I nadal pragnę, z każdą chwilą bardziej wyznał, tuląc ją do siebie. Czy chcesz mieć ze mną dzieci? Pierwszy raz w życiu ktoś zadał jej takie pytanie. Z wrażenia zrobiło jej się gorąco. Już? Teraz? zapytała niepewnie. Jeśli nie chcesz zajść w ciążę, będę musiał się zabezpieczyć. Ja... Spuściła oczy. Ja nie wiem. To wszystko działo się tak szybko! Zbyt szybko. Czuła się osaczona. Nie rób takiej przerażonej miny poprosił łagodnie. Nie musisz, jeśli nie chcesz. Nie ma pośpiechu. Przed nami całe życie. Jeśli najpierw chcesz mnie lepiej poznać, nie ma sprawy. Nie będę cię ponaglał. C.C.... Uśmiechnęła się promiennie. Jesteś bardzo sympatyczny. Próbuję ci to przekazać, ale chyba za mało się przykładam, żeby ci to udowodnić. Pepi, zapamiętaj, że mam na imię Connal. Connal. Nieśmiało wyciągnęła dłoń, lecz on błyskawicznie chwycił jej palce, po czym delikatnie zaczął prowadzić je po swoich brwiach, po prostym nosie i zmysłowych wargach. Nie będziemy się spieszyć obiecał. Nic na siłę. Dziękuję. Wsiedli do samochodu. 146 MEKSYKACSKI ZLUB Connal... Penelopa pierwszy raz zwróciła się do niego po imieniu. Zerknął w jej stronę. Czy... Zawahała się. Czy ty bardzo chcesz mieć dzieci? Zmarszczył czoło. Zadała mu to pytanie w taki sposób, jakby podejrzewała, że chce z nią być tylko po to, by mu je urodziła. Nie miał pojęcia, jakich słów użyć, by wyprowadzić ją z błędu. Kiedyś powiedziała mu, że go nie kocha, ale niewątpliwie pociąga ją jako mężczyzna. Bóg mu świadkiem, że pytając o dzieci, nie chciał jej do siebie zrazić. Tak, kiedyś chciałbym je mieć przyznał. A ty? Ja też wyszeptała. Bardzo. Westchnął. Nie pozostawało mu nic innego, jak mieć nadzieję, że pewnego dnia zapragnie zostać matką jego dzieci i że zrobi to z miłości. Wiedział, że będzie to wymagało od niego ogromnej cierpliwości. Uczucia nie rodzą się z dnia na dzień. Pokiwał głową, po czym skoncentrował się na prowadzeniu samo- chodu. Na lotnisku panował tłok. Gdy przedzierali się przez tłum podróżnych, Pepi cały czas trzymała się kurczowo jego ramienia. Chyba przyszło tu dziś całe miasto mruknął, odsuwając się, by przepuścić kolejną falę ludzi. Gdy się przetoczyła, na moment zostali sami w ko- rytarzu. Wtedy roześmiał się i przyciągnął ją do siebie. Jego każdemu ruchowi towarzyszył brzęk ostróg. Diana Palmer 147 Już dawno nie słyszałam tego dzwięku powie- działa. Zapomniałem je rano zdjąć. Dawniej były takie duże, że Meksykanie musieli je zdejmować, żeby móc chodzić. Aż dziw, że ich konie to przeżyły. Sam zakładasz ostrogi do ujeżdżania wypo- mniała mu. Tak, ale one mają inny kształt. Nie kaleczą. Koń myśli, że coś go łaskocze, dlatego rzuca się i wierzga. Penelopa czuła, że jej ręka wręcz ginie w jego dużej dłoni. W przypadku innego mężczyzny czułaby się skrępowana, ale gdy trzymał ją C.C., wydało się jej to całkiem naturalne. Zerknęła w dół na jego stopy. Były duże, ale takie być musiały, ponieważ C.C. był postawnym mężczyzną. Wcale nie mam wielkich stóp. Najwyrazniej czytał w jej myślach. Czy ja coś ?owię? Nie musisz. O, są moi braciszkowie! zawołał, dostrzegłszy kogoś w tłumie. Evan! Harden! Tutaj! Dwaj mężczyzni ruszyli w ich stronę. Obaj byli bardzo podobni do C.C., lecz w odróżnieniu od niego nie byli w roboczych ubraniach. Ten wyższy miał na sobie perłowoszary garnitur z kamizelką i szary kapelusz. Był potężny jak zapaśnik. Miał ciemne oczy i włosy tak jak C.C., za to twarz jeszcze bardziej ogorzałą. Drugi, odrobinę niższy, szedł ku nim w czar- nych spodniach, białej koszuli rozpiętej pod szyją i sportowej marynarce. Czarny kapelusz zawadiacko 148 MEKSYKACSKI ZLUB zsunął na jedno oko. On również był brunetem. Gdy podszedł bliżej, Pepi zauważyła, że ma niebieskie oczy. Był dużo szczuplejszy od brata, lecz mimo drobniejszej budowy ciała sprawiał wrażenie bardzo silnego. C.C. wyszedł im naprzeciw, po czym podpro- wadził ich do miejsca, gdzie czekała mocno speszo- na Pepi. Chłopaki, oto moja żona, Penelopa. Otoczył ją ramieniem. W jego geście, z pozoru swobodnym i naturalnym, było coś zaborczego. Wyglądasz dokładnie tak, jak C.C. nam cię opisywał. Harden podał jej dłoń. Jego chłodne oczy dokonały błyskawicznej oceny, lecz Pepi nie mogła z nich wyczytać, jak wypadła. Twój ojciec jest ranczerem? Tak. Wychowałam się wśród koni i krów. Uśmiechnęła się nerwowo. Hodujemy herefordy dodała. Obawiam się, że nasze stado nie zrobi większego wrażenia na hodowcach rasowych santa gertsów. Bez przesady mruknął Harden. Nie jesteś- my snobami stwierdził. Wsunął ręce głęboko w kie- szenie marynarki i patrząc na C.C., dodał: Może zre- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |