[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ne na Litwie, mickiewiczowskie  ta s³owa , lecz tutejsze  ty s³owy , jak siê w³aSnie mówi
ponadwisilu, wSród wieskich ludzi. Rozmowa jest prawdziwa, jak ula³. Tylko takie przecie
pytanie móg³ rzuciæ zdumiony cz³owiek:
 Taka bieda na dworze, a ty Spiewasz, niebo¿ê ? S³owo  bieda jest tutejsze, niezast¹pione,
maluj¹ce wszystko okrucieñstwo, bezlitoSæ, zaciek³oSæ przyrody w jednym jedynym dxwiê-
ku,-a s³owo  niebo¿ê jest litoSciwym tchnieniem na te istoty, które s¹ na ziemi niczyje, ani
ludzkie, ani ziemskie, ani nawet nie bo¿e. Ale w s³owie pacholêcia odpowiadaj¹ gajowemu
wieki i wieki minione, próchnica, zalegaj¹ca wewnêtrzne podglebie  smêtarzów , na których
ju¿ siê lasy wysokie wynios³y, brzozy siêgaj¹ d³ugimi ga³êxmi do bujnej murawy, jesiennymi
kwiatkami przetkanej, - odpowiadaj¹ mu wszystkie dzieje ubo¿¹t, skrzatów chodz¹cych,
z praprawieków mieszkañców tej ziemi piaszczystej, ja³owej, gdzie cz³owiek w walce, w pra-
cy, w trosce, - brat bratu, siostra siostrze, - katem siê staje.
 Oj, d³ugom ja p³aka³a, gdy mnie siostra wygna³a, gdy ja, biedna sierota, dr¿¹ca sta³am u p³ota .
Lecz oto radosne rozwi¹zanie, jedynie istniej¹ce w tym ¿yciu, nie znaj¹cym odmiany:-
 A¿ raz w nocy niedzielnej,
Przy dzwonnicy koScielnej,
Mróz wszelakie czucie Sci¹³
I pan Jezus duszê wzi¹³ .
Zupe³nie tak mówi¹ ch³opi. Siek¹ce akcenty, w wêze³ wspomnieniowy zwi¹zane, skupione
w jeden obraz, jak gdyby Swistem kosy. Kilkoma kreseczkami, ni to nieomylnym rylcem Ja-
kuba Callota narysowany jest ten niezapomniany krajobraz: zagony, pole, gaj i te dwie posta-
ci. Jedyny na widnokrêgu przedmiot, rzucaj¹cy siê w oczy, który w tych polach widaæ, - to
dzwonnica koScielna, - a nad wszystkim zatoczone wysokie niebo, - jedyna radoSæ, - gdzie
ju¿ nic z tych straszliwych koniecznoSci - jad³a, przyodziewku, legowiska, - o które ludzie
w walce dzikiej na Smieræ siê zabijaj¹, a siostra siostrê  wygania -  nie trzeba ... Wszystkie
strzeliste ekstazy Swiêtej Teresy, wszystka niez³omna potêga wiary Swiêtego Alexego i wszyst-
ka radosna ufnoSæ Swiêtego Franciszka, co wiêcej, wszystka treSæ wszystkich religii zawarta
jest w tym najcudniejszym polskim westchnieniu: -  idê sobie do nieba . Ta przeczysta arty-
stycznie, wytworna i m¹drze sformu³owana sprawa, ta uriañska per³a poezji polskiej, wyrwa-
na jest z surowizny, podjêta z piachu dróg miêdzyleSnych, wydobyta z samej istoty bytu,
z mowy tutejszego ludu, o krok od Warszawy. Ka¿de dziecko umie ten poemat na pamiêæ, -
o, hañbo literatury! - dziady pod koScio³em Spiewaj¹ go ludkowi na odpustach, król musia³by
siê nad nim g³êboko zadumaæ, jaSnie pan ³zy gorzkie roniæ... Jest to bowiem si³a, rola i zada-
nie prawdziwej i wielkiej poezji, i¿ ludzi, których na ziemi wszystko rozdziela, ró¿ni i od sie-
bie odtr¹ca, samym widokiem okropnoSci i skutków ró¿nic, na nowo ³¹czy w jedno, i samo
tylko ludzkie serce w nich ods³ania.
Teofil Lenartowicz jest poet¹ Mazowsza, jak Juliusz S³owacki poet¹ Ukrainy, Mickiewicz
Litwy, Kraszewski Wo³ynia, Sienkiewicz Podlasia, Adolf Dygasiñski Stopnickiego Ponidzia,
Tetmajer Podhala, Reymont Ziemi £owickiej, Kasprowicz Kujaw. Nam, którzy przecie ro-
Sniemy w dumê i nadymamy siê, niczym Malvolio w  Wieczorze Trzech Króli , gdy nas kto
nazwie  Francuzami Pó³nocy , wcale nawet nie chodzi o oryginalnoSæ. Chodzi o to, ¿eby byæ
do kogoS  na zachodzie zupe³nie podobnymi. OryginalnoSci¹ u nas nazywa siê to, gdy ktoS
po kryjomu przemyci na targ warszawski, czy krakowski jakow¹S nowostkê z zachodu, czy
tam ze wschodu, wytworzy dooko³a tego towaru rumor, czyli  pr¹d , to jest ogonek naSla-
dowców, kopistów i plagiatorów. Skoro zaS zjawia siê tutaj na miejscu utwór prawdziwie
oryginalny, samoswój, nowy i kapitalny, - to przechodzi w krainê niepamiêci bez wra¿enia.
Niedawno zjawi³ siê na naszym literackim  rynku taki utwór. Jest to  Historia jednego po-
dwórza Zygmunta Bartkiewicza. Rzecz zupe³nie w³asna tego pisarza, pisana jêzykiem i sty-
lem jedynym, nie posiadaj¹cym nigdzie wzoru, ani poprzednika, specjalnie stworzonym dla
wydania ze siebie tego dzie³a. Jêzyk ten wyp³yn¹³ z duszy autora, lecz jest mow¹ dworów
mazowieckich i stanowi ich, ¿e tak powiem, gwarê. Nie bêdzie to wcale przesad¹, gdy po-
wiem, ¿e utwór ów jest epopej¹ pewnej formy ¿ycia zanikaj¹cej, schn¹cej w oczach, gin¹cej.
Dla tych zaS, których szczêSliwe dzieciñstwo up³ynê³o na wsi, pod dachem starego dworu,
wSród starej s³u¿by, w rozmowach i g³êbokich przyjaxniach z ró¿nymi Frankami, czy Wawrz-
kami, w ponocnych harcach tajemnych na ukochanym xrebcu, - ta ksi¹¿ka jest wyrazem
szczêScia dzieciñstwa i gorzkiego za nim ¿alu. Utwór ten przeszed³ bez wra¿enia, ledwie za-
uwa¿ony, a twórca poklepany, ¿e tak powiem, po ramieniu. Autor stoi gdzieS z boku, czy
w k¹cie, nie nale¿y do ¿adnej literackiej parafii...
Podobny los spotka³ kilka utworów m³odego pisarza Jaros³awa Iwaszkiewicza. Jest to Swietny
prozaik i pisarz najzupe³niej oryginalny. Nie umiem inaczej okreSliæ wra¿enia pewnych opisów,
rzucanych tu i tam w utworach tego poety, jak przyrównuj¹c je do b³êkitu oddalenia. Ten to b³ê-
kit nadaje barwê ca³ej ziemi ukraiñskiej, gdzie siê przydarzaj¹ najpospolitsze historie m³odoSci,
opowiadane ze szczeroSci¹ wyznañ Jana Jakuba Rousseau, z niewymown¹ prostot¹ poufnych
zwierzeñ do ucha ukochanej kobiety. Dwa szczeroz³ote przymioty, zapowiadaj¹ce Swietnego
pisarza, - najzupe³niejsza oryginalnoSæ pomys³Ã³w i najbezwzglêdniejsza szczeroSæ wynurzeñ, -
Sci¹gnê³y na Jaros³awa Iwaszkiewicza nie tylko napaSci ordynarnych dziennikarskich felietoni-
stów, zwanych krytykami w sto³ecznym mieScie Warszawie, ale równie¿ rozmaite szarpaniny
ze strony panów cenzorów Polski wskrzeszonej i zjednoczonej, tym Smieszniejsze i godne wy-
ró¿nienia, ¿e zarz¹dzane przez ci-devant literatów i ci-devant pornografów.
Gdy mowa o prawdziwej oryginalnoSci w artyzmie polskim, nie mo¿e byæ pominiêty pracow-
nik, który niedawno stan¹³ w szeregu, a ju¿ z niego ust¹pi³, - W³odzimierz Konieczny. Za-
45
zwyczaj ca³a niezwyk³oSæ, fenomenalnoSæ duszy pisarza w piSmie jedynie siê uzewnêtrznia.
Strumienie poezji przep³ywaj¹ przez poetê, lecz sam on nie jest poezj¹. Daleko rzadszym zja-
wiskiem jest cz³owiek, któryby sam by³ niejako utworem poetyckim. Gdy dziS spogl¹daæ na
¿ycie W³odzimierza Koniecznego, to siê mo¿e wydawaæ, i¿ on tajnym widzeniem swoim mia³
wiadomoSæ, i¿ ¿ycie jego jest bardzo krótkie, a tego pok³adów swej duszy nie mo¿e na lata
roz³o¿yæ, skarbu swego rozmieniæ na drobne i mieszaæ SwiêtoSci z brudem. W nim ci¹gle ¿y³o
Swiête dziecko. Zachwyt jego by³ wci¹¿ pierwotny i taki sam w uniesieniu. Gdy z panem Sta-
nis³awem Witkiewiczem (ojcem), dwaj przyjaciele o takiej ró¿nicy wieku, spogl¹dali sobie
w oczy, uSmiechali siê radoSnie do czegoS, co sami tylko oni dwaj dobrze wiedzieli. Gdy pew-
nego razu jechaliSmy we dwu do W³och, a W³odzio w³aSciwie pierwszy raz w ¿yciu nie do
W³och, lecz  do Pestum , w Wenecji wysiad³ w g³uch¹ noc i podczas burzy bieg³ ku brzego-
wi, wskoczy³ w ³Ã³dx i zgin¹³ mi z oczu, d¹¿¹c na statek, zmierzaj¹cy do Fiume, ¿eby  na
chwileczkê zobaczyæ pana Stanis³awa w Lowranie . Nie by³o w tym wzajemnym umi³owa-
niu siê dwu dusz wytwornych ¿adnej zgo³a zale¿noSci, ani wp³ywu, gdy¿ Konieczny by³ no-
watorem, szuka³ swej drogi, a najsilniejsza pasja artystyczna, jak¹ widzia³em, rz¹dzi³a jego
dusz¹. Zmaga³ siê z marmurem, wykuwaj¹c we Florencji kamieñ nadgrobny Zygmunta Kra-
siñskiego, kszta³towa³ swe pomys³y w La Ruche w Pary¿u, w takiej samotnoSci i biedzie, i¿,
gdy zapad³ na tyfus i gmina miasta Pary¿a zabra³a go do szpitala epidemicznego, nie móg³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co siÄ™ robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeÅ›li przyczynia siÄ™ do utrwalenia miÅ‚oÅ›ci.