[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nagle napotkał jej puste spojrzenie i dotarła do niego prawda. Załamała się, jej mózg
szukał schronienia tam, gdzie te niesamowitości nie mogły dotrzeć.
- Co tam jest? - dopytywała się Giną, ściskając ramię Jacka tak mocno, że
zahamowała dopływ krwi.
- Nie wiem - skłamał. - Amanda?
Nie przestawała się uśmiechać. Patrzyła nieobecnym wzrokiem gdzieś w dal.
- Wiesz?
- Nie.
- Kłamiesz!
- Myślę...
Podniósł się z podłogi, otrzepując się z pierza i kawałków szkła.
- Myślę, że... pójdę na spacer.
Za drzwiami ustał wszelki ruch. Powietrze w korytarzu było naelektryzowane.
Jack wyczuł czyjąś obecność. Niewidzialną jak zawsze, ale bardzo bliską.
Nadchodził najbardziej niebezpieczny moment. Nie wolno mu teraz stracić
panowania nad sobą. Musi się zachowywać, jak gdyby nic się nie stało. Musi
zostawić Amandę w takim stanie, w jakim jest. Trzeba odłożyć wyjaśnienia na
pózniej, gdy to wszystko się skończy.
- Na spacer? - zapytała Giną z niedowierzaniem.
- Tak... na spacer. Potrzebuję świeżego powietrza.
- Nie możesz nas tu zostawić.
- Znajdę kogoś, kto pomoże nam tu sprzątać.
- Ale Amanda...
- Poradzi sobie. Zostaw ją.
Było to ciężkie. Prawie niewybaczalne. Jednak już się dokonało.
Niepewnie ruszył w kierunku drzwi frontowych, czując podchodzące do gardła
mdłości. Giną krzyczała za nim:
- Nie możesz po prostu odejść! Czy straciłeś rozum?
- Potrzebuję świeżego powietrza - powiedział, gdy odzyskał głos. - Muszę więc
wyjść na moment.
"Nie - pomyślał Yattering - nie, nie, nie". Był tuż za Jackiem. Polo czuł to.
Wściekły, gotowy ukręcić temu człowiekowi głowę. Nie było to jednak dozwolone, nie
mógł go nawet dotknąć. Jack dokładnie wyczuł jego gniew. Zrobił następny krok w
stronę drzwi. Demon był ciągle za nim, śledził każdy krok Pola. Jego cień, ruchy.
- Ty sukinsynie, spójrz na Amandę. Straciła rozum.
Nie, nie wolno mu patrzeć na Amandę. Jeżeli na nią spojrzy, prawdopodobnie
się zawaha, załamie się, tak jak chce tego demon. Wszystko będzie stracone.
- Przejdzie jej - powiedział bardzo cicho.
Dotknął klamki. Demon błyskawicznie i z trzaskiem zamknął drzwi. Nie było
czasu na zabawę. Jack tak spokojnie, jak tylko potrafił, odemknął zasuwy: górną i
dolną. Natychmiast zasunęły się z powrotem.
Ta zabawa była przerażająca, ale jednocześnie ekscytująca. Jeżeli człowiek
posunie się za daleko, czy demon w gniewie nie zapomni o zakazie wpojonym mu w
szkole?
Delikatnie i spokojnie Jack ponownie odsunął zasuwy. Tak samo delikatnie i
spokojnie Yattering zasunął je.
Jack zastanawiał się, jak długo potrafi to jeszcze wytrzymać. Musiał wyjść na
zewnątrz. Musiał wyciągnąć demona poza próg domu. Według prawa, jeden krok
poza próg powinien wystarczyć. Tak przynajmniej uważał Jack na podstawie swych
badań. Jeden mały krok.
Otwarte. Zamknięte. Otwarte. Zamknięte.
Giną stała dwa lub trzy jardy za ojcem. Nie rozumiała tego co widzi, zdawała
sobie jednak sprawę, że jej ojciec walczy z kimś lub czymś.
- Tatusiu... - zaczęła.
- Cicho bądz - powiedział łagodnie, uśmiechając się i otwierając siódmy raz
drzwi. W jego spojrzeniu było szaleństwo, głos był jednak spokojny.
Nie wiadomo dlaczego, Giną odpowiedziała na uśmiech ojca. Uśmiech był
ledwie skrzywieniem warg, ale był prawdziwy. Cokolwiek się tu działo, ona kocha
Jacka.
Polo skierował się do drzwi znajdujących się na tyłach domu. Demon był trzy
kroki przed nim, mknąc przez dom jak sprinter. Zatrzasnął zasuwy zanim Jack zdążył
dotknąć klamki. Przez niewidzialne ręce klucz został przekręcony w zamku, a potem
rozpadł się w pył.
Jack udał, że zamierza wydostać się przez okno obok drzwi. Zasłony
błyskawicznie się zasunęły, a okiennice zostały zatrzaśnięte zaraz potem. Yattering,
zbyt zajęty zamykaniem okna, nie zauważył, że ten z powrotem biegnie do drzwi
frontowych. Gdy demon odkrył podstęp, zaskrzeczał ze złości. Ruszył za Jackiem w
pogoń, prawie na niego wpadając na śliskiej podłodze. Uniknął kolizji tylko dzięki
swej zręczności. To mogłoby być tragiczne: dotknąć człowieka w ruchu.
Polo znowu był przy drzwiach frontowych. Giną bardzo mądrze otworzyła
drzwi, gdy ojciec toczył bój na tyłach domu. Drzwi były lekko uchylone. Mrozne
powietrze rześkiego, zimowego popołudnia wtargnęło do hallu. Jack przebiegł kilka
ostatnich jardów, które dzieliły go od drzwi, starając się nie słyszeć pełnego skargi
ryku Yatteringa.
Wszystko, czego teraz pragnął demon, to wziąć czaszkę tego człowieka w
ręce i unicestwić ją. Połamać ją na kawałki i gorący mózg rozlać na śniegu. Skończyć
z Jackiem J. Polo raz na zawsze.
Czy wymagał zbyt wiele?
Jack szedł po skrzypiącym śniegu, kapcie i nogawki spodni zanurzyły się w
puchu. Jack odszedł już trzy, cztery jardy od domu, zostawiając na śniegu ślady.
Uciekać. Uciekać.
Yattering znowu wrzasnął, zapominając o tym, czego go nauczono. Każda
lekcja, każda zasada, którą mu wpojono, stała się nieważna wobec prostej chęci
zabicia Pola. Demon przestąpił próg i rzucił się w pogoń". To było niewybaczalne
wykroczenie. Gdzieś w Piekle władcy /oby panowali długo i oby długo srali na głowy
potępionych/ poczuli popełniony grzech i zrozumieli, że bitwa o duszę Jacka Polo jest
przegrana. Jack zrozumiał to także. Słyszał odgłos gotowania wody, gdy stopy
demona dotykały śniegu i zmieniały go w parę. Szedł za nim! Demon złamał
podstawową zasadę! To koniec. Poczuł przepełniającą go świadomość zwycięstwa.
Demon dogonił Jacka przy furtce. Widać było jego oddech, mimo, że ciało
nadal było niewidzialne. Jack próbował otworzyć furtkę, ale demon zatrzasnął ją na
powrót.
- Che sera, sera - zanucił Jack.
Yattering nie mógł już tego wytrzymać. Złapał głowę Pola w ręce, zamierzając
roztrzaskać ją na kawałki. Dotknięcie było drugim grzechem Yatteringa. Pogrążyło go
to ostatecznie. Wrzasnął i puścił Jacka. Padł plecami na śnieg.
Demon wiedział, że popełnił błąd. Przypomniał sobie to, co mówiono na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.