[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-Przecież wiem. Ale nadinspektor Hammer... -Do diabła z tym zakutym łbem! - prychnęła pod nosem Paula. -Mówiłaś coś? - Buchanan spojrzał na nią ostro. -Nie, gdzież tam. Policjant przyglądał się jej nieprzyjaznie. Nie spuściła wzroku, a z jej spojrzenia łatwo było wyczytać, że nie żartuje. Poddał się pierwszy. Wstał, trzymając czapkę w ręku. -Zrobiłem, co mogłem - powiedział. -Wiele lat. Pamiętaj o tym. Buchanan otworzył usta, jakby miał zamiar przeprosić, ale nie powiedział nic. Wyszedł. -I co o tym myślisz? - spytała zaniepokojona Monica. -Jest strasznie zmęczony - zauważyła Paula. - To widać na pierwszy rzut oka. Nie spał od dobrych kilku dni. 166 - Tweedowi też to się zdarza, aż za często. Ale nigdy nie traci kontroli nad sobą. Mam nadzieję, że przynajmniej dziś do końca pracy będziemy mieli święty spokój. Okazało się, że bardzo się pomyliła. Minęło sporo czasu. Na biurku sekretarki zadzwonił telefon. Mo-nica podniosła słuchawkę i zawołała: - Tweed, profesor Saafeld do ciebie! - Przełączyła rozmowę na jego biurko. -Tak? -Mamy następną ofiarę. -Rozumiem. Kogo? Gdzie? -Marina Vander-Browne. Mogę ci podać adres. -Znam. Ten sam modus operandi? -Dokładnie. Proponuję, żebyś nie brał ze sobą Pauli. Ten przypadek jest w jakiś sposób gorszy. -Już jadę. Rozdział 29 nów jechali w ciemności po tych samych, opuszczonych uliczkach. Paula spodziewała się, że ruch będzie większy. Z -Która godzina? - spytała. -Około drugiej nad ranem - odpowiedział Tweed. -Aż tak pózno? Niemożliwe. -Możliwe, możliwe. Pracujesz non stop, ja zresztą też. Czas mija, a my nawet tego nie zauważamy. Cieszę się, że skłoniłem Monice, żeby wyszła wcześniej. -Chciałabym spotkać gdzieś tę staruszkę, Annie Higgins. Może coś widziała? -Chyba jej tu nie ma. - Tweed zaparkował przy krawężniku na głównej ulicy. Uznał, że nie byłoby najmądrzej wjeżdżać w zaułek pod dom, w którym mieszkała Marina. -Zginęła jak Viola? - spytała Paula. -Saafeld twierdzi, że tak. Pożyjemy, zobaczymy. Przed wejściem rozpięto policyjną taśmę między słupkami poręczy. Wejścia pilnował policjant; kiedy podchodzili, przyglądał się im podejrzliwie. Wyciągnął rękę. Tweed i Paula pokazali mu swe legitymacje. Uprzejmie podniósł taśmę, pomagając im wejść. -Trzecie piętro - powiedział. -Dziękuję. - Tweed był tak zmęczony, że omal nie dodał: Wiemy". Na pierwsze piętro wchodził bardzo powoli, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Paulę to denerwowało. W tym tempie nigdy nie dotrą na górę. -Dlaczego pełzamy, zamiast iść? - spytała rozdrażniona. -Poprzedniej nocy padał deszcz. Dzisiaj też. Intruz musiał więc zostawić ślady stóp na schodach. Ty również miej oczy otwarte. -Sama powinnam na to wpaść. -A może zauważyłaś - nie zatrzymał się, ale i nie przyspieszył kroku - że na parterze, w korytarzu, jest mała wnęka bez okna? -A owszem, zauważyłam. 168 - Mogła bardzo przysłużyć się mordercy. Poczekaj trochę. Zada my Saaf eldowi kilka ważnych pytań. Pięli się powolutku po schodach, aż wreszcie dotarli prawie na trzecie piętro. Tweed nie znalazł śladów butów i oczywiście nie omieszkał tego faktu skomentować. -To może być ważne. Nawet bardzo ważne. -Dlaczego? -Zaczekajmy do rozmowy z Saafeldem. Wiele myślałem o tym pierwszym morderstwie. Stawiałem się w sytuacji mordercy, rozważałem, jak ja bym to zrobił. Spokojnie... Przed drzwiami do mieszkania Mariny także rozpięto taśmę, tu także stał policjant. Pokazali mu legitymacje, ale okazał się mniej uprzejmy i nie podniósł taśmy, Tweed musiał zrobić to sam. Wszedł do mieszkania i znalazł się twarzą w twarz z Saafeldem. Na widok Pauli patolog zmarszczył brwi. -Widziałam pierwszą ofiarę - powiedziała dziewczyna bardzo stanowczo. - Byłam z tobą w kostnicy. Zaczynam się przyzwyczajać. -A mnie to się nigdy nie udało. - Saafeld uśmiechnął się. - Niech ci będzie. Chodzcie za mną. Sypialnia jest przy końcu korytarza. - Zastukał w zamknięte drzwi. - Tu mamy pokój dzienny. No, jesteśmy na miejscu. Drzwi do obszernej sypialni były otwarte. Pauli nie spodobały się meble, uznała je za zbyt kuszące, przesadnie sugerujące, do czego się ich używa. Ogromne łóżko wyposażone było w zasłony i baldachim wiszący tuż pod sufitem. Poza tym znajdowała się tu jeszcze wielka kanapa z mnóstwem poduszek oraz toaletka z trzema wysokimi lustrami dającymi się ustawiać tak, by odbijały łóżko. W sufit nad kanapą także wmontowano lustro. Ale kiedy zobaczyła leżącą na łóżku ofiarę, zacisnęła usta. Głowę Mariny ułożono nieco ponad ocalałym fragmentem szyi. Ramiona odcięto na wysokości łokci, nogi pod kolanami. Ofiara wyglądała jak wielka lalka rozerwana na strzępy przez oszalałe dziecko. Tweed odwrócił się i spojrzał na nadinspektora Hammera, który właśnie podszedł. Policjantem makabryczny widok najwyrazniej nie wstrząsnął. -Nadinspektorze - powiedział Tweed cicho - czy mógłby pan zostawić nas samych? -A niby dlaczego? -Bo pana o to poprosiłem. -Sprawdzę pokój dzienny. -Sugeruję, by zszedł pan na dół i sprawdził ulicę. Morderca mógł coś zgubić, upuścić. -Skoro nalegasz... Hammer wyszedł posłusznie, ale widać było, że jest wściekły. Słyszeli, jak zbiega ze schodów. Tweed zamknął drzwi, spojrzał na Saafelda. 169 -Z tych narysowanych kredą linii na podłodze wnoszę, że Marina została zamordowana tak samo jak Viola. Mam rację? -Istotnie. Sprawca rzucił ją nagą na podłogę, ciosem w tył głowy pozbawił przytomności. Potem zgwałcił ją, co nie oznacza, że musiał być mężczyzną. - Zerknął na Paulę. - Nie ma śladów nasienia, więc nie przeprowadzimy badań DNA. Zlady wskazują, że zastosowano narzędzie, którego czasami używają kobiety. -Sądzisz, że żyła, kiedy ją gwałcono? - spytała Paula. -Uważam to za bardzo prawdopodobne. - Patolog wyciągnął z torby plastykową przezroczystą torebkę na dowody rzeczowe. - Kiedy przyjechaliśmy, była zakneblowana - wyjaśnił. - Lecz jeśli tak... jaki mógłby być motyw morderstwa? -Zazdrość - odparła natychmiast Paula. -Być może. - Knebel w plastykowej torebce znikł w torbie patologa. - Tętnice zostały przecięte, ale krew zalała lustra, nie okno. Paula dokładniej przyjrzała się czemuś, co zauważyła już wcześniej. Rzeczywiście, wszystkie lustra wręcz zalane były krwią. Sa-afeld dostrzegł jej spojrzenie. -Wzięliśmy już próbki krwi. Nie sądzę, by się nam na wiele przydały. To krew ofiary, nie zbadamy DNA mordercy. -Jedno mnie dziwi - powiedział Tweed, choć był prawie pewien, że zna odpowiedz. - Ubranie mordercy musiało być wręcz przesiąknięte krwią. Nie mógł tak po prostu wyjść na ulicę. -Podejrzewam - rzekł cicho patolog - że tak jak poprzednio przebrał się w fartuch chirurgiczny, czapkę, rękawiczki, maskę. Założył też pewnie duże okulary, by ochronić oczy. Potem spakował to wszystko do torby albo większej teczki, wyszedł na ulicę w garniturze i krawacie i spalił przy pierwszej okazji. Co zrobił z narzędziem zbrodni - a w obu przypadkach był to tasak do mięsa - nie mam pojęcia. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |