[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Do licha, powinnaś być mi wdzięczna powie- działa do kotki, która już się odwróciła i wychodziła z jamy, wywijając ogonem jak trójkolorową flagą. Sukces. Po wyprawieniu napastnika w podróż ze skały w przepaść, bezszelestnie i bezlitośnie, Hunter skiero- wał się do domu. Głowę miał pełną najczarniejszych przeczuć: czy Gillian aby była bezpieczna. Kiedy wbiegł do domu, wiadomość którą znalazł na stole w kuchni ani trochę nie uspokoiła jego pobudzonej wyobrazni. 152 JoAnn Ross Była napisana w stylu pilnej, porządnej uczennicy, tak różnym od jej pełnej namiętności natury, że na twarzy Huntera niemal wykwitł uśmiech. ,,Drogi Hunterze, w przypadku gdybyś wrócił pod moją nieobecność, informuję, że wyszłam na poszuki- wanie kota. Jest w tarapatach i nie mogę zostawić go na pastwę żywiołów. Gillian. P.S. Mam nadzieję, że twoje prace w fabryce mózgów posuwają się szybko.,, Ta krótka, przeczytana w pośpiechu notatka zmro- ziła go bardziej niż lodowata pogoda. Zastanawiając się nad tym, które z nich dwojga było bardziej szalone, ruszył z powrotem w śnieżycę. Do licha, ta kobieta miała zbyt dobre serce, żeby siedzieć spokojnie na pupie. Hunter nie potrafiłby wymienić drugiej osoby, która zachowałaby się w spo- sób równie bezmyślny i być może fatalny w skutkach. Szedł po śladach jej stóp, które urywały się czasami, co dla Huntera trwało wieczność. Przerazliwie mokrą, zimną wieczność. Opady śniegu gęstniały, ogranicza- jąc widoczność. Fale rozbijały się o brzeg, zamieniając szeroki zwykle obszar plaży w wąski przesmyk piachu, usianego morskimi śmieciami. Kiedy zauważył purpurową kurtkę Gillian, jedyny żywy kolor w ogromnym świecie szarości i bieli, wypuścił powietrze z płuc, które nieświadomie trzy- mał od dłuższego czasu. Wypuścił razem z wiązanką inwektyw. Co ty do diabła wyrabiasz?! Chwycił ją za ramiona, a ponieważ nie mógł się zdecydować, czy przycisnąć ją do siebie i nigdy już nie pozwolić odejść, czy porządnie potrząsnąć, nie zrobił nic. Nie rozu- miesz, że fale mogły cię zabrać? Trzydzieści nocy 153 Porywy wiatru zagłuszały jego słowa, ale Gillian nie miała kłopotu, by zrozumieć, co mówił. Czuła ostro zakończoną protezę, wbijającą się w jej ramię, czuła ją nawet przez grubą kurtkę. Oddech Huntera tworzył obłoki pary, unoszące się między nimi jak białe duszki. To ty nie rozumiesz... zaczęła wyjaśniać, prze- krzykując huczącą nawałnicę fal. Rozumiem z tego tyle, że jesteś idiotką! Hunter wiedział od razu, że powinien przeprosić za tak ostre słowa. Ale pózniej. Jak już będą bezpieczni w domu. I kiedy to ona już przeprosi, że wystraszyła go na śmierć swoim niedorzecznym zachowaniem. A teraz zabierajmy się stąd, dopóki, mimo twoich pomysłów, jesteśmy jeszcze cali. Zdając się rozumieć, że Hunter nie był w nastroju do wysłuchiwania jej argumentacji, Gillian po prostu przytaknęła i pozwoliła pociągnąć się kamienistą ścież- ką na szczyt zbocza, a potem do domu. Kiedy weszła do kuchni z arktycznego ziąbu, jaki panował na dworze, buchnęło na nią powietrze gorące niczym z hutniczego pieca. Zanim Hunter zdążył zatrzasnąć drzwi, kot wskoczył do izby i zaczął kręcić się wokół stóp dziewczyny, miaucząc coraz donośniej. Co ty sobie właściwie myślałaś? zapytał po- wtórnie. Przepraszam, Hunter, ale sytuacja była alarmowa. Koci alarm? Teraz, kiedy wyprawa dobiegła końca, ogrom ryzy- ka, jakie podjęła, dotarł do świadomości Gillian z całą mocą. Przed oczyma zaczęły jej wirować białe punk- ciki, zupełnie jak padający śnieg. Przytrzymując się krawędzi stołu, opadła na krzesło. 154 JoAnn Ross Kiedy doszła do siebie, spojrzała na Huntera, który stał obok i lustrował ją kamiennym wzrokiem. W jego ciemnych oczach było jednak coś jeszcze. Coś, nad czym powinna się zastanowić, kiedy już jej krew zacznie normalnie pulsować, a zęby przestaną szczękać. Kociakowy alarm poprawiła go, zmuszając do wysiłku zmarznięte wargi. Wyciągnęła kociaki z głębokich kieszeni kurtki, po jednym, i ustawiła je na podłodze u swoich stóp. Nawet z zamkniętymi oczami udało im się na chwiej- nych nogach znalezć drogę do matki, która teraz, kiedy niebezpieczeństwo zostało oddalone, jak dawniej ig- norowała obecność Gillian. Hunter patrzył z niedowierzaniem to na dziew- czynę, to na kociaki. A potem zrobił coś niespodziewanego, coś, czego dotąd w podobnej sytuacji nie zdarzyłoby mu się zrobić. Odchylił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem. Pózniej, kiedy wróciła do tego myślami, zastanawia- jąc się, jak oboje mogli się tak strasznie mylić, Gillian zdała sobie sprawę, że to właśnie w tej chwili na dobre zakochała się w Hunterze St. John. Tęskniłam za tobą szepnęła i by dotknąć dłonią jego policzka, z trudem wstała z krzesła, chwiejąc się nie mniej od kociąt. Straszliwie. Hunter nie zareagował tak, jak się spodziewała. Nie zrewanżował się jej podobnym zapewnieniem. Marzniesz powiedział tylko. Nie mogła się powstrzymać. Zaczęła drżeć, i nie było to drżenie podniecenia. Dlaczego mnie nie ogrzejesz? Trzydzieści nocy 155 Obrzucił ją jeszcze jednym długim, badawczym spojrzeniem. Kusiła go. Pózniej zdecydował. Najpierw napuszczę ci wody do wanny. To brzmi cudownie. Nie spodziewała się, że będzie ją rozbierał tak ujmująco delikatnie, jakby była dzieckiem. Ale jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ] |