[ Pobierz całość w formacie PDF ]

91
własnej twarzy.
To była jedna z tych rzadkich chwil, kiedy w ułamku sekundy widzi się samą siebie oczyma kogoś obcego.
Włosy miała za krótkie i wystrzępione, jakby ta głupia, żująca gumę, ufarbowana na fioletowo pannica ze
szkoły fryzjerskiej zamiast nożyczek użyła ząbkowanych nożyc krawieckich. Co, na Boga, podkusiło Ruby,
żeby się przefarbować akurat na ten odcień czerni a la Elwira Królowa Nocy?
Skóra przez to wydawała się blada jak u wampira.
Nic dziwnego, że nie zdołała skusić żadnego przyzwoitego faceta. Już lepiej wyglądała Laura Palmer w
Miasteczku Twin Peaks - wtedy gdy wypłynęła martwa na brzeg.
Ruby uświadomiła sobie, że z rozmysłem stara się być odstręczająca. Porażona tym odkryciem, dosłownie
rozdziawiła usta ze zdumienia.
Cały ten tusz, czarna kredka do oczu, fryzura i kolor włosów... wszystko to był kamuflaż.
Wyrzuciła kosmetyczkę do metalowego kosza na śmiecie. Rozległ się miły dla ucha łoskot. Koniec z
makijażem w stylu ćpunki i ze strojem uchodzcy. Do diabła! Przestanie się nawet farbować i zobaczy, jaki
ma naturalny kolor włosów. Jeśli dobrze pamiętała, był to ładny, zwyczajny, kasztanowy brąz.
Podjąwszy tę decyzję, poczuła się lepiej. Wróciła do sypialni, włożyła dżinsy i nefrytowozielony
podkoszulek z dekoltem w serek, po czym zbiegła na dół.
Nora stała przy blacie, wsparta na kulach. W kuchni rozbrzmiewał rytmiczny syk i bulgot ekspresu do
kawy. Kiedy Ruby weszła, matka podniosła wzrok.
Na jej twarzy odmalowało się niemal komiczne zdziwienie.
- Wyglądasz... ślicznie. - Natychmiast się zaczerwienił.- Przepraszam. Nie powinnam się tak dziwić.
- Nic nie szkodzi. Ta tapeta raczej mnie nie upiękniła.
- Ja się makijażu boję jak ognia.
Ruby się roześmiała, i było to błogie uczucie.
- Muszę się ostrzyc. Koniecznie. Czy jeszcze jest ten salon piękności w porcie Friday?
- Kiedyś ja cię strzygłam.
Chwilę wcześniej Ruby o tym nie pamiętała, lecz teraz nagle wróciło wspomnienie: niedzielne wieczory w
kuchni, na szyi ściereczka spięta spinaczem do bielizny, kojące ciach-ciach-ciach nożyczek; w pokoju tata
miarowo przewraca strony gazety. Ruby stała przez moment, dziwnie niepewna, co zrobić. Dojmująco czuła,
że jeśli teraz - w tętnie czasu nabrzmiałego niespodzianymi możliwościami - wypowie właściwe słowa, to
może coś zmienić. Raptem bezbronna, była jak dziecko, które obnosi swoje uczucia niby koszulkę z
wyhaftowanym imieniem.
- A teraz byś mogła?
- Oczywiście. Przynieś ręcznik i spinacz. Nożyczki chyba są tutaj... - Nora pokuśtykała do szuflady, w
której zawsze leżały nożyczki.
Ruby trochę się speszyła, choć nie wiedziała dlaczego. Wyglądało na to, że Nora, tak samo jak ona, chce
uniknąć rozmowy przy śniadaniu.
- Wez taboret z pralni i wynieś na dwór. Jest taki ładny ranek.
Ruby zebrała wszystkie potrzebne przybory i wyszła przed dom. Ustawiła taboret na płaskim spłachetku
trawy z widokiem na zatokę. Usiadła.
Usłyszała kroki Nory. Aup-łup-łup-łup. Po schodkach werandy, przez trawnik. Matka poruszała się
ostrożnie, najwyrazniej z obawą, że stąpnie w jakąś dziurę i skręci zdrową nogę.
- Jesteś pewna? - spytała Ruby, obserwując ją. - Już słyszę za plecami to twoje  oj! , a wolałabym nie
wracać do tamtych zygzakowatych fryzurek z czasów podstawówki.
Nora stanęła za córką.
- A pamiętasz drugą klasę liceum? Nie używałaś lakieru do włosów, tylko pokostu. Umierałam ze strachu,
że przypadkiem cię pogłaszczę po głowie i zwichnę sobie rękę. - Ze śmiechem owinęła Ruby ręcznik wokół
szyi, spięła spinaczem, po czym przeczesała dłonią jej nadal wilgotne włosy.
Ruby westchnęła. Dopiero słysząc ten dzwięk - oddech świszczący między zębami - zdała sobie sprawę, co
czuje.
Tęsknotę. Znowu.
- Tylko je wyrównam, zgoda?
Ruby zamrugała i szybko wróciła do terazniejszości.
- Dobrze - powiedziała. Jej głos był ledwie słyszalny. Odchrząknęła i powtórzyła głośniej: - Zgoda.
- Siedz prosto. Nie wierć się!
Miarowe ciach-ciach-ciach nożyczek działało hipnotyzujące, na równi ze znajomym, krzepiącym dotykiem
rąk matki.
Nora dotknęła jej podbródka, delikatnie wyprostowała głowę. Ciach-ciach-ciach.
92
- Wczoraj wieczorem dzwonił Eric. Mówił, że go odwiedziłaś. Ruby zamknęła oczy.
- Nie mogę jeszcze rozmawiać o Ericu - odparła cicho.
- Dobrze. Więc może mi opowiesz o swoim życiu w Hollywood? Pierwszą myślą Ruby było: artykuł.
- Nie bardzo jest o czym opowiadać. To jak życie na poddaszu piekła. Zresztą nie mam ochoty o tym
mówić. Nora znieruchomiała. Nożyczki się zatrzymały.
- Nie chcę być wścibska. Po prostu się zastanawiam, kim się stałaś.
- Aha. - Ruby niewiele myślała o tym, kim jest. Zwykle zaprzątało ją to, kim chciałaby być. Lepiej
spoglądać w przód niż wstecz, i tak dalej. - Nie wiem.
- Pamiętam tamtą chwilę, kiedy doktor Morane podał mi ciebie po raz pierwszy. - Nora znów przerwała
strzyżenie. - Od samego początku byłaś jak ogień i lód. Wrzeszczałaś, żeby postawić na swoim, ale na widok
rannego zwierzątka zalewałaś się łzami. Chodziłaś, mając osiem miesięcy; mówiłaś w drugim roku życia. A
ile miałaś do powiedzenia! Zupełnie jakby się mieszkało z gadającą lalką, która sama potrafi się włączyć.
Buzia ci się nie zamykała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dudi.htw.pl
  • Linki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © To, co się robi w łóżku, nigdy nie jest niemoralne, jeśli przyczynia się do utrwalenia miłości.