[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przychodzić do ciebie bawić się z Heleną, bo jeśli ktoś zoba czy mnie blisko ciebie, zacznie plotkować? Hailey westchnęła. -Nie. Sama nie wiem. Chcę tego, co jest dla nas wszyst kich najlepsze. - Nie martw się tak bardzo. RS 116 - Simon to wspaniały chłopak Bardzo lubię, gdy przycho dzi do mnie w weekendy. Będę tęskniła za bitwami na śnież ki, jakie toczyliśmy. - Jesteśmy sąsiadami. Wolno nam się spotykać. Miałabyś ochotę na narty w przyszłym tygodniu? - Narty? - Tak. Teraz, kiedy zjeżdżałaś już na sankach, nadeszła po ra na narty. - Nie, chyba nie. Nie umiem jezdzie na nartach tnie mam ochoty się uczyć. Dziękuję. - Ale dlaczego? - Jakoś nie pociąga mnie stanie na dwóch deskach, odpy chanie się dwoma kawałkami metalu i szusowanie w dół z ja kiejś góry. Nie wiem, Jordan, ale ten pomysł zupełnie mnie nie pociąga. Na sankach przynajmniej na czymś siedzę! - No tak, zapomniałem, że jesteś z miasta. Nie martw się, zaczniemy od biegówek. To tylko trochę więcej niż zwykłe chodzenie. - Dobrze. Będę chodzić na biegówkach. Złapał ją za szlufkę od spodni, kiedy chciała zakończyć rozmowę i oddalić się. -Musisz nauczyć się jezdzić na nartach. Niestety, nie masz wyboru. Chciała się uwolnić, ale nie puszczał jej. Odwróciła twarz w jego stronę. - Naprawdę? A to dlaczego? - Wiesz, jaki dzień się zbliża? - Różne dni. Zwięto Dziękczynienia, Boże Narodzenie, Nowy Rok. -Dzień Nart RS 117 - Dzień Nart? A co to takiego? - To prawie święto narodowe na Alasce. Wszyscy miesz kańcy miasta idą na narty. Twoja klasa też. Cała szkoła. Jeśli dzieci zobaczą, że nie umiesz jezdzić, stracą dla ciebie cały szacunek. - Wszyscy jeżdżą na nartach? - Naturalnie. - W takim razie ja również będę musiała się nauczyć. - Masz szczęście. Lepszego nauczyciela ode mnie nie znaj dziesz w całej okolicy. - To takie wyczerpujące - westchnęła. - Gdy ty jezdzisz, wygląda to tak, jakby nie było łatwiejszej rzeczy pod słoń cem. Dlaczego więc ja muszę się tak męczyć? - Doskonale ci idzie. Masz niezłą technikę, tylko brak ci kondycji. - Myślisz, że jutro będę miała siłę ruszyć którąkolwiek z kończyn? - Bardzo możliwe, że nie. - Dobrze. Spędzę wieczór w wannie. To moje lekarstwo na każde zło. Będę czytać do póznej nocy. -A co czytasz? - Przeszukuję biblioteczkę Jane. Jest bardzo eklektycz na. Znajdziesz w niej wszystko, poczynając od kryminałów, a kończąc na bajkach dla dzieci. - Tak, Jane jest uzależniona od książek. Wydaje na nie straszne sumy. Zupełnie nie wiem, jak daje radę wszystko przeczytać. Coś w jego głosie znów wzbudziło podejrzliwość Hailey. Czyżby jednak coś między nimi było? RS 118 - Dobrze się znacie? Jordan wzruszył ramionami. - Jest moją sąsiadką i nauczycielką mojego dziecka. To nie była odpowiedz, która ją satysfakcjonowała. W tej chwili podjechał do nich Simon i zahamował ostro, obsypując ich śniegiem. - Niezle ci idzie - powiedział życzliwie. - Myślisz, że dam sobie radę podczas Dnia Nart? - Dnia Nart? - Spojrzał na nią z zaciekawieniem.-- A co to takiego? Hailey przeniosła wściekły wzrok na Jordana, który pa trzył na nią z najniewinniejszą miną pod słońcem. - Powinniśmy mieć taki dzień - oznajmił im. - Może spróbujemy go zorganizować. Nie uważacie, że byłaby nie zła zabawa? Kiedy Jordan wrócił po odwiezieniu Simona, Hailey znów odśnieżała. Zobaczywszy go, odstawiła łopatę i poszła do do mu, zamykając za sobą z trzaskiem drzwi. Jordan zastanawiał się, jak ją udobruchać. Rozmyślał właśnie, czy do niej pójść, kiedy Helena rozwiązała jego problem. Dostrzegł ją biegnącą przez podwórko. Wyszedł na dwór i wziął ją na ręce. Hailey otworzyła mu, zanim zdą żył zapukać. - Nie mów mi, że idziesz jeszcze odśnieżać? Nie raczyła odpowiedzieć, tylko związała włosy w kucyk i włożyła wełnianą czapkę. Uśmiechnął się do niej, ale nie za reagowała. Nie chciała nawet na niego spojrzeć. - Przyniosłem Helenę. Wiem, że zazwyczaj śpi u ciebie, a ponieważ zbliża się wieczór, pomyślałem, że... RS 119 - Dziękuję. - Wzięła kota z jego rąk i wyszła z domu, zo stawiając Helenę w środku. Jordan wyszedł za nią. - Będziesz odśnieżać? - Chcę zrobić ścieżkę z tyłu domu. - Co się stało, Hailey? - Nie ma żadnego Dnia Nart. Okłamałeś mnie. - Masz rację. Okłamałem cię. - Dlaczego? - Bo chciałem nauczyć cię jezdzić, a ty nie miałaś zamia ru się zgodzić. - Zawsze kłamiesz, żeby osiągnąć zamierzony ceł? - Nie. Poza tym nie nazywam tego kłamstwem, tylko ma nipulowaniem. To miał być żart. Nie spodziewałem się na wet, że mi uwierzysz. -%7łart? - Oczywiście. I to całkiem niewinny. Zupełnie nie rozu miem, dlaczego się tak oburzyłaś. -Mam dosyć mężczyzn, którzy mnie okłamują, Jordan. Okłamują po to, aby osiągnąć swój cel. - Hailey, krzyczysz na mnie za małe niewinne kłamstwo, podczas gdy ty uprawiasz go na znacznie większą skalę. - To nie to samo! Ja skłamałam z konieczności, a ty dlate go, że chciałeś osiągnąć swój cel. Zachowałeś się jak typowy samolubny samiec! - Rozumiem. Robby jest koniecznością, a narodowe świę to Alaski to wielka obraza. Rozumiem. Naprawdę nie spo dziewałem się, że w to uwierzysz. - A więc teraz twierdzisz, że jestem głupia, bo ci uwierzy- _ łam, tak? Zwietnie! Wynoś się z mojego podwórka i pozwól mi w spokoju odśnieżać! RS 120 - Doskonale! - Właśnie tak! Chwyciła za łopatę i zaczęła energicznie odrzucać śnieg. %7łeby tylko się nie rozpłakać! Jordan ruszył w stronę płotu, ale kiedy usłyszał, że Hailey pociąga nosem, zwolnił kroku. Odwrócił się i spojrzał na nią. Jednak kiedy ona dostrzegła, że się jej przygląda, odwróciła się i schowała za ganek. Chyba przesadziła. Wiedziała, że zachowuje się nieade kwatnie i że Jordan słusznie był wściekły za to, że krzy [ Pobierz całość w formacie PDF ] |