[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czasu utrzyma. - Dużo będzie gości? - Tak. Ciocia wysłała chyba ze sześćdziesiąt zaproszeń. - I wszyscy przyjadą? - Na to wygląda. - Hannah uśmiechnęła się. - Lubię takie przyjęcia, podczas których można sobie chodzić po trawniku. - Ale przecież wcześnie się robi ciemno? - Fabian pomyślał, że w pobliżu wody to trochę niebezpieczne. - Nie ma czego się bać. Przyjęcie zacznie się o trzeciej, a kiedy na zewnątrz zrobi się nieprzyjemnie, wejdziemy do środka. Zostawiam to cioci, to będzie jej ostatni występ w Sorholm jako pani domu. Hannah i Fabian wzięli Małą Hannah między siebie i poprowadzili z powrotem do domu. Dziewczynka piszczała z radości, kiedy rodzice za każdym krokiem podnosili ją do góry. Na ławce nad wodą siedział Flemming, nadsłuchując dziecięcego śmiechu. Przypominał sobie własną córkę, Birgit, kiedy była mała i wydawała podobne okrzyki. Było tu wtedy wiele radości, chociaż jego własny nastrój bywał bardzo zmienny, co powodowało niepewność w jego otoczeniu. Teraz, na starość, starał się pamiętać tylko szczęśliwe chwile. Czuł, że nie zostało mu już wiele czasu i te radosne momenty, które zapamiętał, stanowiły dla niego prawdziwą pociechę. - Jaki piękny dzień. - Fabian usiadł obok Flemminga i spojrzał na jezioro. - Czy wrzesień w Danii zawsze jest taki? - Różnie z tym bywa. Najczęściej jednak jest ładnie, bo jesienne sztormy przychodzą dopiero w pazdzierniku i listopadzie. - A w sobotę będzie tu ponoć wielkie przyjęcie. - Fabian miał nadzieję, że stary doktor na nim się pojawi, chociaż na chwilę. - Tak. I tak powinno być. - Flemming kiwnął głową i pogłaskał loczki Małej Hannah, która podeszła, by pobawić się jego laską. - Nowych państwa trzeba jakoś uhonorować. Jest w końcu nowa Hannah! - Jak się dziś czujesz? - Hannah usłyszała ostatnie słowa Flemminga i przysiadła się na jego ławeczkę. Stwierdziła, że doktor ma jeszcze większe cienie pod oczami niż wczoraj. - Mało jadasz. - Takie truchło jak ja nie potrzebuje za dużo jedzenia - uśmiechnął się Flemming. - Ale nic mnie nie boli, więc nie powinienem narzekać. Tyle że coraz ciężej mi chodzić, coraz trudniej oddychać. Nie jesteśmy wieczni... Przynajmniej nie tu, na ziemi - dodał szybko. - Dziś na kolację ryba - powiedziała wesoło Hannah. - Musisz z nami zjeść. Obiecujesz? - Tak, kochana Hannah. Musiałbym być umierający, gdybym nie chciał siąść z tobą do stołu. Tylko muszę trochę odsapnąć, zanim przebiorę się do kolacji. - Flemming wstał z trudem, chwycił laskę i ruszył przez trawnik. Była to najkrótsza droga do pałacu, ale dla kogoś, kto z trudem podnosił nogi, wcale nie taka łatwa. Hannah ujęła go pod ramię i podprowadziła pod same drzwi wschodniego skrzydła. - No, to do zobaczenia przy kolacji. - Kiedy drzwi zamknęły się za Flemmingiem, Hannah westchnęła głęboko. Doktor był już bardzo, bardzo słabiutki. Pózniej tego samego dnia Hannah zajrzała do dawnego chlewa, przerobionego na warsztat tkacki i pracownię malarską. Ku swemu ogromnemu zdziwieniu usłyszała klekot krosien i zrozumiała, że ktoś tam jest. I rzeczywiście, Anja Ebbesen wciąż używała warsztatu! - Jak tam sprzedaż? - spytała Hannah, kiedy już się przywitały. - Da się z tego wyżyć? - Bez tych pieniędzy byłoby ciężko. Dzieci już podrosły i poszły na służbę, więc jest trochę lepiej, ale i tak przydaje się każdy grosz. - Mówiąc to, Anja nie podnosiła na nią oczu. Za dobrze pamiętała ostatni pobyt Hannah w majątku i związane z nim przykre sytuacje, a szczególnie zdarzenie z kowalem, kiedy to Hannah i Flemming zostali uwięzieni w kuzni... - A jak się ma Lena Skals? Czy dalej maluje? - Hannah tym razem nie poczuła znajomego zapachu farb. - Lena jest już stareńka, ale zdrowa. Zdarza się, że chwyta za pędzel, ale już tylko u siebie w domu. Bo po śmierci męża może już tam malować. - Anja odchrząknęła i poprawiła chustę. - Będę mogła dalej korzystać z warsztatu? - Naturalnie, jeśli tylko zechcesz - Hannah była przyjemnie zaskoczona tym, że tkaczka uznała za stosowne spytać. Ona sama nie miała planów użycia budynku do innych celów, więc nie widziała przeszkód. - Być może ktoś inny zechce skorzystać z pracowni Leny - myślała na głos. - Ale wyłącznie wtedy, kiedy Lena pozwoli. Pomyślimy o tym. Wyszła na podwórze i rozejrzała się dokoła. Odpędziła pokusę pójścia do stajni, bo chciała z tym poczekać do wyjazdu Birgit i Stena: i bez tego miała dość zajęć. Za chlewem były budy dwóch psów łańcuchowych, którym służąca właśnie przyniosła jakieś resztki z kuchni. Psiska rzuciły się na jedzenie jakby od dawna niczego nie miały w pyskach, ale były dobrze utrzymane, więc najwyrazniej taki miały po prostu zwyczaj. Hannah zostawiła mlaskające czworonogi samym sobie i ominąwszy stajnię, poszła do kurnika. Słychać było stamtąd intensywne gdakanie, a ze specjalnego wybiegu dla gęsi dobiegało głośne gęganie. Niektóre, co ciekawsze gęsi wyciągały w jej stronę szyje, ale droga do nich była zbyt błotnista, by podejść bliżej. Hannah zanotowała sobie, żeby spytać o wypuszczanie gęsi na kartoflisko celem oczyszczenia go z chwastów. Pamiętała, że kiedyś tę metodę stosowano, ale wiązała się ona z ubłoceniem i rozdeptywaniem pola. Hannah poszła dalej ku ogródkowi na tyłach pałacu i znajdującej się tam sadzawce. Ogrodnik oczyścił ją, odsłaniając całą powierzchnię wody. Na chwilę przysiadła na jednej z ławek przy sadzawce i popatrzyła na trawnik, na drzwi na tarasie prowadzące wprost do salonu i kwiatowe rabatki ciągnące się wzdłuż ścian budynku. Zaskoczyło ją to, że na niektórych krzakach wciąż jeszcze były róże; pomyślała, że będzie ich można użyć do przyozdobienia stołów podczas przyjęcia. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |